Wszystko za sprawą amerykańskiej skłonności do przesady i maniakalnego upodobania do centrów handlowych. W USA, w przeliczeniu na mieszkańca, ich powierzchnia była dwa razy większa niż w innych krajach świata, a w stosunku do bardziej konserwatywnej Europy – nawet cztery razy większa. Ameryka to też miejsce, w którym najszybciej zaczęły się rozwijać napędzane technologią tzw. disruptive technologies.
Największy rozmach miał e-commerce, który szybko stał się zabójcą centrów handlowych. Wielkie centra zaczęły pustoszeć, a sieci sklepów gnieżdżących się w tzw. retail parkach traciły swoje funkcje.
Symbolem był uwiąd BestBuya. Sieć, która zajmowała się sprzedażą elektroniki użytkowej od połowy lat 60. ubiegłego wieku, skończyła jako punkt odbioru zakupów robionych w internecie, bo w połowie minionej dekady nikt już tu nie przyjeżdżał po sprzęt czy płyty.
Postęp handlu elektronicznego był dla centrów handlowych zabójczy. Już w 2015 roku nie działało 1,2 tys. z nich, a 30 kolejnych miesięcznie zamykano.
W znacznym stopniu były to już stare zdekapitalizowane przestrzenie, więc spisanie ich na straty nie było aż tak bolesne. Pozostawienie samych sobie, by niszczały, z punktu widzenia miast było jednak fatalną opcją. W takich miejscach najszybciej pojawia się tzw. efekt wybitego okna. Jeśli stłuczona zostanie pierwsza szyba, to chwilę po tym poleci cały deszcz kamieni rzucanych przez znudzoną młodzież. Tak zaczyna się szybka degradacja nie tylko samego budynku, ale także jego otoczenia.
Atrium jako pierwszy właściciel centrów handlowych zapowiedział, że chce je przerabiać na mieszkania. Taki los czeka Redutę, King Cross na Gocławiu oraz Atrium Targówek.
Fot.: East News
W takiej sytuacji w najbliższym sąsiedztwie rośnie wskaźnik przestępczości, a ludzie i przedsiębiorcy wyprowadzają się do sąsiednich budynków. Cały rejon zaczyna podupadać – przekonuje Richard Rhodes, szef Austin Community College.
Stąd tak ważne, aby interweniować, nie pozostawiając spraw własnemu biegowi. Najlepiej zorientowane w sytuacji samorządy lokalne szybko zaczęły działać, szukając nowych opiekunów przestrzeni. Ze względu na jej wielkość okazało się, że teren najbardziej pasował uczelniom, szpitalom, ale także wspólnotom religijnym. Podupadłe świątynie handlu coraz częściej zaczęły się zmieniać w prawdziwe świątynie wiary.
Jednym z pierwszych tego typu projektów było przekształcenie w 2010 roku dawnego Lexington Mall w Kentucky w zbór z audytorium na 52 tys. osób. Operacja kosztowała zaledwie 8 mln dolarów, a model ten szybko podchwyciły także małe kongregacje, które łącząc siły, tworzyły ogromne zaplecze do wspólnego wykorzystania. Taki rodzaj religijnego coworkingu powstał chociażby w miejscu Euclid Square w Ohio, do którego wprowadziły się aż 24 kościoły.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS