Zazwyczaj w sferze zawodowej odgrywamy inne role niż w prywatnej. Niekiedy jednak zapominamy, że gdy wychodzimy z pracy, zmienia nam się i scena, i sztuka. Czasem też jedna rola tak nam wchodzi w krew, że tracimy i aktorską elastyczność, i własną tożsamość. Kogo gramy najlepiej?
Dawno temu ludzie gromadzili się wokół ognia i słuchali opowieści. Zazwyczaj ktoś z umiejętnościami oratorskimi barwnie kreślił słowami historie, które wywoływały emocje: zachwyt, podziw, strach, złość, radość. Ten rodzaj rozrywki ewoluował: kuchnię lub ognisko zajęły deski teatru, potem sale kinowe, aż w końcu salony w naszych domach.
Dlaczego lubimy teatrum? Oprócz oczywistych walorów rozrywkowych i poznawczych, rozwoju kapitału kulturowego czy bycia na bieżąco podczas rozmów towarzyskich w bohaterach na scenie możemy zobaczyć siebie lub nasze otoczenie. Perspektywa twórców uruchamia w nas refleksję nad wyborami własnymi i innych. Czasami jest to bufor dla naszych emocji lub ucieczka od nich. Im bardziej wyrazistych bohaterów mają opowiadane historie, tym lepiej je zapamiętujemy. Zgodnie z teorią narracyjną znamy i lubimy te opowieści, które snują się wokół głównych postaci, najczęściej antagonisty i protagonisty. Przeplatające się wątki – również między postaciami drugiego planu – sprawiają, że dostrzegamy złożoność relacji. Według tej teorii możemy też aktywować i moderować własne zachowania poprzez uruchomienie trybu narracji. Trybu znanego każdemu z nas od dziecka, który zaobserwowany w naturze powielany był w historiach od czasów malunków naściennych w jaskiniach. Trójaktowy model naszych opowieści (wstęp, rozwinięcie, zakończenie) to struktura, która ma początek nie w szkolnych rozprawkach, lecz bierze się z obserwacji podziału, jaki zachodzi w cyklu życia roślin, zwierząt czy w zmianach pór roku.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS