A A+ A++

Historia małego gorliczanina łapie za serce, ściska za gardło, szkli oczy… Mikołaj urodził się zupełnie zdrowym dzieckiem, a podstępna choroba zaatakowała go znienacka. Na szczęście na tej wojnie nie jest sam, bo ramię w ramię idą z chłopczykiem rodzice i przyjaciele rodziny, którzy postanowili założyć zbiórkę dla małego wojownika.



>>>Mikołaj dla Mikołaja

Wiemy, że to kolejna zbiórka, o której piszemy w tym tygodniu i że to kolejny raz, kiedy prosimy Was o pomoc. Ale…

Zbliżające się święta to wyjątkowy czas bliskości i ciepła, dlatego zwracamy się do wszystkich ludzi dobrego serca o pomoc w zbiórce pieniędzy na leczenie czteroletniego Mikołaja Piszczka, który od 18 miesięcy walczy o życie, a jego przeciwnikiem jest wysokiej złośliwości neuroepitelialny nowotwór mózgu WHO IV apelują Anna i Damian Rusin, założyciele zbiórki i przyjaciele rodziny chorego Mikołaja, którzy skontaktowali się z naszą redakcją.

 

Czterolatek urodził się zupełnie zdrowy i jeszcze 1,5 roku temu rozwijał się tak, jak jego rówieśnicy. Był wesołym, pogodnym i ciekawym świata chłopcem. Wszędzie było go pełno, jak to mówią „żywe srebro”.

Dosłownie z dnia na dzień Mikołajek zaczął źle się czuć, a każdy kolejny dzień utwierdzał nas w przekonaniu, że z naszym dzieckiem dzieje się coś złego. Coraz częściej wymiotował, popołudniami podsypiał, widać było, że brakuje mu sił na zwyczajne zabawy. Oczywiście zabraliśmy go do lekarza, który jednak na samym początku nie podejrzewał niczego złego – zwykły wirus, który dzieciaki łapią w przedszkolu co rusz – opowiada Grzegorz Piszczek, tata Mikołaja.



Niepokojące objawy zaczęły się jednak nasilać – w końcu jeden z lekarzy zlecił pilny tomograf, a jego wynik przyprawił rodziców – wtedy 2,5-leniego dziecka – o rozpacz. W małej główce Mikołaja był ogromny guz, który umiejscowił się w móżdżku. Jeszcze tego samego dnia do Gorlic przyleciał helikopter, który zabrał Mikołaja do krakowskiego szpitala. Tam zlecono kolejne badania i zadecydowano, że już następnego dnia lekarze spróbują usunąć guza.

Usłyszeliśmy, że musimy być przygotowani na najgorsze, że nasze dziecko może nie przeżyć zabiegu albo zostać kaleką do końca życia, że być może tego guza nie uda się usunąć w całości. I kiedy jeszcze nie zdążyliśmy przyzwyczaić się do tej myśli, nasz świat znowu zwolnił – stan Mikołaja pogorszył się na tyle, że lekarze już w nocy musieli przeprowadzić zabieg ratujący życie naszego syna – zmniejszyć ciśnienie w jego główce.

 

Rano chłopczyk znowu trafił na stół operacyjny. Na szczęście trwający pięć godzin zabieg zakończył się powodzeniem, a lekarzom udało się usunąć guza w całości. Jak się później okazało, Mikołaj nie doznał też żadnych poważnych uszczerbków na zdrowiu. Ale to był dopiero początek walki o życie chłopca.

Wycinek z guza, który został pobrany w czasie operacji, trafił do badania, ale laboratorium w Krakowie nie potrafiło określić, na co choruje Mikołaj, dlatego zadecydowano o wysłaniu próbki do Warszawy. Wyniki, na które zazwyczaj czeka się dwa tygodnie, my dostaliśmy po dwóch miesiącach. Okazało się, że mamy do czynienia z bardzo … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułŁukaszenka grozi: Jak będą mnie dusić Polacy, to czy ja będę patrzeć na jakieś kontrakty?
Następny artykułKoniec stanu wyjątkowego na granicy z Białorusią. Teraz obowiązują tam nowe zasady