Instytut Pileckiego uhonorował Franciszkę i Józefa Sowów, zamordowanych za pomaganie Żydom w czasie okupacji niemieckiej. Po uroczystej Mszy św., przy grobie Państwa Sowów, odsłonięto tablicę pamiątkową.
Józef i Franciszka Sowowie mieszkali we wsi Wierzchowisko, koło Częstochowy. Mieli pięcioro dzieci: Eugeniusza, Irenę, Józefa, Janinę, Piotra oraz szóste, nienarodzone. Żyli spokojnie aż do czasu, kiedy Niemcy wkroczyli do ich posiadłości. Wykazali się heroizmem i za swoją dobroć tragicznie zginęli. Pomimo groźby śmierci, pomogli potrzebującym Żydom. O tym, w jaki sposób ich poznali, mówi Agnieszka Dąbek, koordynatorka naukowa projektu „Zawołani po imieniu”.
– Józef Sowa był rolnikiem, ale również stolarzem i kołodziejem. W czasie okupacji niemieckiej dorabiał w getcie w Częstochowie. Poznał tam osoby pochodzenia żydowskiego, które zwróciły się do niego z prośbą o pomoc. Józef przygotował na terenie swojego gospodarstwa kryjówkę, do której przywiózł te osoby.
Schronienie u rodziny Sowów znaleźli: cukiernik Henryk (Hersz) Cukrowski z żoną, złotnik Marian Cukrowski, nieznany z nazwiska krawiec Leon oraz nauczycielka Pola. Możliwe, że ukrywało się tam nawet siedem osób żydowskiego pochodzenia. Niestety, pomoc Żydom została straszliwie ukarana.
– Siłą wyciągnięto ich z domu. Józef od razu został pobity. Franciszka była wówczas w ciąży i ciągle mdlała. Szantażowano dzieci i przystawiano im broń do głowy. Nikt nie powiedział jednak ani słowa. Niestety Niemcy odkryli kryjówkę i kazali Żydom ją opuścić. Ustawiono ich w szeregu pod drzewami, a wśród nich także Józefa i Franciszkę. Wszystkich rozstrzelano.
Osierocone dzieci zostały rozdzielone. Jak mówi Eugeniusz Sowa, pomimo upływu dziesiątek lat, wspomnień nie da się wymazać.
– Tego nie da się zapomnieć. Minęło tyle lat, a wzruszenie przyszło. Pamiętam wszystko, co się działo. Najgorszy moment był wtedy, gdy mamie wyrwali Piotra. Później kazali jej przejść do reszty skazanych i wykonano wyrok.
Po rozstrzelaniu rodziców czwórką dzieci zaopiekował się stryj Stanisław Sowa. Ośmioletnią Janinę, mimo sprzeciwu krewnych, zabrała rodzina niemiecka. Wychowała ją jako swoją córkę. W uroczystości, upamiętniającej rodzinę Sowów, wzięli udział członkowie rodziny, ale również przedstawiciele rządu, samorządu oraz służby mundurowe. Symbolem pamięci o zamordowanych stał się kamień z pamiątkową tablicą, odsłonięty w ramach projektu „Zawołani po imieniu”. Jak tłumaczy prof. Magdalena Gawin, wiceminister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, projekt to element badań naukowych, dotyczących skali terroru i sposobu zarządzania społeczeństwem polskim przez niemiecki terror.
– Przez bardzo długi czas przyjmowaliśmy za oczywistość, że w Polsce mordowani byli ludzie za pomoc Żydom. Myśleliśmy, że inne narody też będą o tym pamiętać. Odchodzą już naoczni świadkowie, którzy pamiętają wojnę. Musimy przekazywać pamięć kolejnym pokoleniom.
Celem projektu „Zawołani po imieniu” jest również to, aby wspólnoty lokalne pamiętały o swoich bohaterach. Wszyscy, którzy wykazali się odwagą, ratując innych, upamiętnieni są także poprzez Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką, który obchodzony jest 24 marca.
ABK/IAR
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS