Magdalena Frindt, „Wprost”: PAH w tym roku kończy 30 lat. Wszystko zaczęło się od zorganizowania konwoju do oblężonego Sarajewa w grudniu 1992 roku. Kawał historii.
Helena Krajewska, rzeczniczka Polskiej Akcji Humanitarnej: To blisko trzydzieści lat wypełnionych ludzkimi tragediami z całego świata. I naszych wspólnych wysiłków, by pomóc jak największej liczbie osób pokrzywdzonych. W PAH mówimy, że pomoc jest w naszych rękach, ale nie chodzi nam tylko o ręce pracowników humanitarnych. Przecież nic nie moglibyśmy zrobić, gdyby nie wsparcie instytucji, firm, czy po prostu zwykłych ludzi, którzy nam ufają, i których obchodzi cierpienie drugiego człowieka. Niezależnie od tego, gdzie ta osoba przebywa – w Somalii, Jemenie, Afganistanie, Ukrainie. Każdemu należy się nasze współczucie i pomoc.
Przez dekady jedne konflikty przygasały, inne wyciszały się, a kolejne wybuchały ze zdwojoną siłą. Nie zmieniło się to, że wciąż jest wielu potrzebujących. Mam nawet wrażenie, że ta liczba się zwiększa.
Niestety, tak właśnie jest. Z roku na rok przybywa osób potrzebujących jakiejś formy pomocy humanitarnej. Właśnie ogłoszono kolejny, bardzo tragiczny rekord: 303 miliony. To duży skok, bo w grudniu zeszłego roku, szacując potrzeby humanitarne, ONZ podawała liczbę 274 miliony.
To niemal 30 milionów różnicy.
Najłatwiej zrozumieć, o jakich wielkościach mówimy, jeśli zestawi się następujące dane – pod koniec 2021 roku wsparcia potrzebowała 1 na 29 osób na całym świecie. W 2015 roku z kolei: jedynie 1 na 95 osób. Ten wzrost obliczamy więc na 250 proc. A sytuacja wcale nie idzie ku lepszemu, zwłaszcza gdy spojrzymy na Róg Afryki, czy niektóre kraje w Azji Zachodniej.
19 sierpnia obchodzony jest Dzień Pomocy Humanitarnej. Myślę, że to dobry moment na przypomnienie o przemilczanych kryzysach. Oczy świata są skierowane na zaatakowaną przez Rosję Ukrainę, ale jest przecież wiele innych zapalnych punktów na mapie świata.
Takich kryzysów jest bardzo wiele, zapomnianych i przeciągających się. Kiedyś przyciągały oczy świata, tak jak Ukraina, dziś niewiele się o nich mówi. Zresztą sama Ukraina przeszła podobną drogę od 2014/2015 roku.
Stąd też niepokój Ukraińców, że i tym razem tak się może stać…
Z naszego doświadczenia wynika, że bardzo trudno jest przypomnieć o takim kryzysie, który trwa ponad rok, dwa lata. A właśnie w takich miejscach pracujemy i widzimy, że kraje, o których społeczność międzynarodowa zapomniała, z roku na rok otrzymują coraz mniej dofinansowania, mniej uwagi „bogatszych” rządów.
Dopiero nagłe wydarzenie, czy znaczące pogorszenie sytuacji humanitarnej – zazwyczaj przejawiające się ogromną skalą uchodźstwa wewnętrznego lub poza granice państwa – potrafi przywrócić kryzys na mapę punktów zapalnych. To ogromne wyzwanie dla organizacji pomagających na miejscu.
Gdy myślę o mapie zapomnianych kryzysów od razu na myśl przychodzi mi Jemen, kraj naznaczony przez wojnę domową, która toczy się od 2014 roku. Z waszych szacunków wynika, że ponad 20 mln mieszkańców jest w potrzebie. Powiedzieć, że sytuacja jest trudna, to jak nic nie powiedzieć.
Z najnowszych danych wynika, że aż 74 proc. mieszkańców tego kraju potrzebuje jakiejś formy wsparcia ze strony organizacji takich jak PAH. Od kilku miesięcy trwa zawieszenie broni, które przedłużono do października, a które znacząco ułatwia docieranie do wcześniej odciętych przez walki terenów. W tym kraju zajmujemy się szczególną częścią pomocy humanitarnej: wspieramy działanie szpitali i mniejszych ośrodków zdrowia, finansujemy szkolenia dla położnych, zapewniamy dostęp do leków i wyposażenia medycznego, jak i do czystej wody dla pacjentów czy lekarzy.
Jedną z osób, do których dotarły nasze mobilne kliniki, był ponad 90-letni Mohammed Taher z Al-Kama, którego stan zdrowia znacząco się pogorszył przez zapalenie płuc i brak odpowiednich leków. Innym pacjentem było 9-miesięczne niemowlę z poważnym niedożywieniem, którego wagę udało się przywrócić do odpowiedniego poziomu.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS