Przed tygodniem w szpitalu w Wodzisławiu Śląskim stwierdzono zakażenie u pacjenta chirurgii. Oddział, na którym przebywało w tym momencie 28 pacjentów, objęto kwarantanną. Znalazło się też w niej 18 osób z personelu: lekarzy, pielęgniarek i salowych. Pobrano do badań 70 wymazów, bo poza szpitalem też były osoby z personelu, które wcześniej miały kontakt z chorymi.
Epidemia koronawirusa. Sanepid odmówił wykonania badania niektórych pacjentów
Kiedy w czwartek wieczorem przyszły wyniki, okazało się, że aż 45 osób jest zakażonych, w tym 20 chorych. Przewieziono ich do szpitali w Tychach i Raciborzu. A wodzisławski szpital zamknięto z 127 pacjentami i około setką osób z załogi w środku. Od wszystkich pobrano wymazy do badania na obecność koronawirusa. Udało się to zrobić szybko, czyli jeszcze w piątek, bo starostwo nie czekało, aż przyjedzie sanepid i na własną rękę kupiło zestawy do pobierania próbek.
– Wciąż czekamy na wszystkie wyniki, bo przyszła tylko niewielka część – mówił nam w poniedziałek po południu Tadeusz Skatuła, wicestarosta wodzisławski.
Personel szpitala jest zdezorientowany. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że w przypadku niektórych osób sanepid odmówił wykonania badania, bo nie miały bezpośredniego kontaktu z zakażonym ani nie mają objawów.
– Co z tego, że nie mam objawów, przecież wiadomo, że w przypadku koronawirusa część osób ich nie ma, a i tak zakaża. Zakażone pielęgniarki z chirurgii chodziły przecież po innych oddziałach. One też nie miały objawów – denerwuje się jeden z lekarzy.
Dyrektor szpitala zdecydował, że tym, którym sanepid odmówił badania, zrobi je na własny koszt – 450 zł od próbki, nie licząc opłaty za transport.
– To beznadziejne. W domu opieki społecznej na terenie powiatu też mieliśmy zakażoną osobę. 20 innych miało z nią kontakt. Zarządziliśmy tam izolację, nie ma odwiedzin, ale i w tym wypadku czekamy na wyniki od piątku – denerwuje się Skatuła.
Tylko dwa laboratoria w województwie śląskim, trzeciego ministerstwo nie podaje w wykazie
W Szpitalu Miejskim w Sosnowcu czekano na wyniki „tylko” dwa dni, ale to dlatego, że próbki wysłano do Warszawy, gdzie bada się je w ciągu 24 godzin. – Najdalej do 30-36 godzin mamy wyniki – mówi Władysław Perchaluk, dyrektor Centrum Zdrowia w Mikołowie, które też wysyła próbki do Warszawy.
W stolicy działa w sumie 11 laboratoriów, w całym kraju ponad 50. A w drugim pod względem liczby mieszkańców woj. śląskim tylko dwa: w wojewódzkim sanepidzie w Katowicach i w spółce Kardio-Med Silesia w Zabrzu. Jest jeszcze laboratorium w Instytucie Onkologii w Gliwicach, ale Ministerstwo Zdrowia nie podaje go w swoim wykazie.
Dwa czy trzy to dalej za mało. Mogą przeprowadzić 1,1 tys. testów na dobę, ale osób, którym trzeba wykonać badania, jest o wiele więcej. Potencjał jest, ponieważ w województwie nie brakuje placówek, które mają aparaty PCR do badań genetycznych. Co się więc dzieje?
– Laboratoria, które chcą wykonywać testy na koronawirusa, muszą mieć sprzęt w odpowiednim standardzie i kadrę. Potrzebna jest też zgoda ministra zdrowia oraz Państwowego Zakładu Higieny – mówi Alina Kucharzewska, rzeczniczka wojewody śląskiego.
Zapewnia, że jeszcze w tym tygodniu badania ruszą w dwóch nowych placówkach i liczba możliwych testów podwoi się. Jedną z tych placówek jest Gyncentrum. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że gotowość do prowadzenia testów na koronawirusa zgłosiło już kilka tygodni temu.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS