A A+ A++

Nadzwyczajna sesja została zwołana na wniosek radnych PiS, którzy domagali się szczegółów na temat oświetlenia bydgoskich dzielnic, zerwania umowy z Komunalnikiem czy planów zburzenia kamienic przy ul. Gdańskiej. To wiemy.

Wiemy też, że Monika Matowska, przewodnicząca rady miasta, zwołała sesję w dniu 40. rocznicy Bydgoskiego Marca 1981, na której obchody przyjechali do Bydgoszczy prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki.

I gdy ministrant w sąsiedniej katedrze dwa razy pociągnął za dzwonek, dając sygnał, że oto wchodzi biskup Jan Tyrawa i nawet prezydent Duda musi się podnieść z miejsca, przewodnicząca Matowska zaczęła sprawdzać listę obecności radnych. Byli prawie wszyscy. Nikt nie dał nogi z zajęć. Przynajmniej na razie. 

Ale naprawdę dziwnie dopiero miało się zrobić. Gdzieś na szarym końcu listy spraw, nad którymi z niekłamaną troską o dobro mieszkańców swojego miasta mieli pochylać się bydgoscy rajcy, znalazł się punkt o uczczeniu wspomnianej już rocznicy. Nieoczekiwanie pierwsza o głos poprosiła radna Lewicy Anna Mackiewicz, co tak przykuło uwagę ministra Wenderlicha, że zapomniał o wyłączeniu mikrofonu i podzielił się z tajemniczym towarzyszem refleksją o tym, co nadciąga: “Czekaj, teraz będą jaja”.

Trudno powiedzieć, czy za prognozowane “jaja” uznać można propozycję radnej Mackiewicz, żeby w “tak uroczystym dniu” przesunąć punkt z oddaniem czci bohaterom Bydgoskiego Marca 1981 na początek sesji. Wydawało się, że radni PiS przyklasną temu pomysłowi, ale oni zwietrzyli tu podstęp. – Aha! Nie z nami te numery. Załatwimy sprawę Bydgoskiego Marca, a potem nam odwołacie sesję – rozumowali, co potwierdził radny Paweł Bokiej w prowadzonej równolegle z sesją pogaduszce fejsbukowej z radną Mackiewicz właśnie.

I najpierw w imieniu całego klubu radnych PiS zgody na taką przebiegłą zmianę nie wyraził radny Wenderlich. Nie dowierzając chyba temu, przewodnicząca odpytywać zaczęła wszystkich radnych PiS, czy aby na pewno z Wenderlichem, czyli szefem swojego klubu, się zgadzają. I każdy powtarzał, że się zgadza. 

Już jest wystarczająco dziwnie? Poczekajcie. Prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski zapowiedział, że podczas sesji nie odezwie się ani słowem. Ani mru mru. I w sumie nic dziwnego, bo pełnił rolę współgospodarza ważnych uroczystości – przed internetową kamerką mógłby postawić swoje zdjęcie z zasępioną miną. Jednak, żeby zaakcentować udział w sesji, napisał to, co powiedziałby radnym, gdyby chciało mu się z nimi gadać. A list odczytała przewodnicząca Matowska. Prezydent swoją zwartą wypowiedź zakończył słowami, że dzięki takiej formie komunikacji “może oddać się sprawom ważnym dla miasta”, zamiast trwonić czas na wałkowanie tematów przewałkowanych. 

Wróćmy jednak do urywania się z zajęć. Nadszedł w końcu ten moment, kiedy minister Wenderlich niepostrzeżenie dla oka, a raczej ucha nieprawnych obserwatorów z sesji teleportował się pod urząd wojewódzki, żeby chociaż symbolicznie swoją obecność na obchodach marcowego święta zaznaczyć. I tym samym oddał całe pole do harców swoim partyjnym kolegom, którzy przez cały czas bawili się z przewodniczącą Matowską w kotka i myszkę, chociaż prawdę mówiąc, trudno do końca powiedzieć, kto tu był kim.

Najśmieszniejsze/najsmutniejsze* (*niepotrzebne skreślić), że na sesję zaproszeni zostali ponownie goście. Czy to szefowie firmy Enea, czy też prezesi spółdzielni mieszkaniowych. I zdecydowanie ich wyważone wypowiedzi były niczym balsam dla ucha. Aż chciałoby się zapytać: – Panie prezesie, a na radnego pan startować nie zamierza?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułA co ty byś zrobił na miejscu Putina?
Następny artykułPolskie Radio i Rozgłośnie Regionalne z nową inicjatywą