A A+ A++

Premier Morawiecki zapowiadał, że ten rok będzie wyjątkowy – mieliśmy bowiem mieć pierwszy budżet bez deficytu. Swoją drogą wielu ekonomistów zapewniało, że to raczej efekt „pudrowania” finansów publicznych i upychania wydatków po rozmaitych kątach, wskazując, że deficyt strukturalny i tak będzie na kilkadziesiąt miliardów.

W każdym razie – owszem – rok będzie wyjątkowy. Choć z zupełnie innych powodów. Koronawirus sprawił, że będziemy mieli budżet z rekordową dziurą. Jak dużą? Tego pewnie dowiemy się dopiero wtedy, gdy w drugiej połowie lipca, już po wyborach prezydenckich, rząd wniesie projekt nowelizacji – ale mówi się o kwotach rzędu od 60 do nawet 200 mld zł.

Jakie rekordy pobijemy?

To znacznie więcej niż grożąca nam w 2002 roku tzw. „dziura Bauca”, który miała sięgnąć 88 mld zł (ówczesny minister finansów Jarosław Bauc poinformował o tym niedługo przed wyborami parlamentarnymi i wkrótce stracił stanowisko). Ostatecznie deficyt sektora finansów publicznych udało się wtedy ograniczyć do 39,4 mld zł, a przekroczenie 40 mld zł nastąpiło kilkukrotnie w późniejszych latach. Największy deficyt osiągnięto w 2016 roku (ponad 46 mld zł), gdy wszedł w życie m.in. program 500 plus, a nie było jeszcze widać efektów większych wpływów z VAT.

Tak przynajmniej wynika z oficjalnych polskich danych. Kolejne rządy skutecznie ukrywały jednak część deficytu przy pomocy różnych trików. Lepiej więc spojrzeć na dane tworzone na potrzeby Unii Europejskiej, zgodne z unijną metodologią. Pokazują, że największą dziurę mieliśmy w 2010 roku, gdy ówczesny minister finansów Jacek Rostowski dbał o „miękkie lądowanie” po kryzysie finansowym. Deficyt sektora instytucji rządowych na poziomie centralnym wyniósł 85,8 mld zł (deficyt całego sektora finansów publicznych sięgnął wtedy 106,7 mld zł) – oficjalnie był niższy, bo część wydatków na rzecz Funduszu Ubezpieczeń Społecznych zakwalifikowano jako pożyczkę. W 2010 roku deficyt był rekordowy także w relacji do PKB – sięgnął 5,9 proc. (a w całym sektorze finansów publicznych 7,4 proc.).

Czy w obecnym kryzysowym roku będzie wyższy? Aby do tego doszło, musiałby przekroczyć 134 mld zł – przy założeniu, że tegoroczny PKB równy będzie zeszłorocznemu. Z pewnością będzie jednak niższy, a więc wystarczy niższa suma. Na koniec maja deficyt sięgnął już niemal 26 mld zł, a dochody podatkowe w porównaniu do zeszłego roku były niższe o 14 mld zł, natomiast wydatki wyższe o 18,2 mld zł niż rok wcześniej (rząd wykazał też inne dochody, co zmniejszyło dziurę). Sytuacja poprawiła się w czerwcu po odmrożeniu gospodarki – deficyt zmalał do 17 mld zł, ale był to także efekt wpłaty zysku NBP.

Ekonomista PKO BP Piotr Bujak szacuje, że całość nowych dodatkowych wydatków budżetowych w tym roku to ok. 30-50 mld zł. Drugie tyle to ubytek dochodów. – Łącznie tegoroczny deficyt budżetu państwa może więc wynieść 60-100 mld zł – mówił Bujak.

Większym pesymistą jest Stanisław Gomułka z BCC. Jego zdaniem deficyt może wynieść nawet 200 mld zł. „Potrzebne nowe założenia budżetu to spadek PKB o około 4-7 proc., w konsekwencji dużo mniejsze wpływy podatkowe, oraz dużo wyższe wydatki publiczne. W rezultacie deficyt sektora finansów publicznych, liczony według metodologii Eurostatu wyniesie około 200 mld zł” – napisał prof. Gomułka.

Wielki deficyt to wielki dług publiczny

Przez pierwsze cztery miesiące roku zadłużenie Skarbu Państwa wzrosło o 98,6 mld zł, czyli o ponad 10 proc. od końca 2019 roku. W marcu przekroczono 1 bln zł zadłużenia, a na koniec kwietnia dług wyniósł 1071,9 mld zł. Zadłużenie zaczęło szybko rosnąć od wprowadzenia restrykcji do walki z epidemią koronawirusa. W marcu wzrost sięgnął 39 mld zł, a w kwietniu nieco spowolnił do 35,4 mld zł.

Dług Skarbu Państwa Fot.: Forbes.pl

Na szczęście w ostatnich latach dług publiczny w relacji do PKB spadał – z 54,3 proc. w 2016 roku do 46 proc. w zeszłym roku. To dało pewien bufor, który jednak może okazać się niewystarczający, biorąc pod uwagę że konstytucja nie pozwala, aby dług przekroczył poziom 60 proc. PKB. A ustawa o finansach publicznych przewiduje szereg działań już po tym, jak dług przekroczy 55 proc. PKB. W takim przypadku w projekcie budżetu na kolejny rok nie powinno być deficytu, lub budżet musi zapewniać spadek relacji długu do PKB. Waloryzacja rent i emerytur jest ograniczana tylko do inflacji, a wydatki instytucji państwowych zostają zamrożone.

Aby tego uniknąć rząd używa pewnych sztuczek. Wykorzystuje fakt, że definicja polskiego długu publicznego, a także definicja deficytu budżetowego, różnią się od europejskich standardów. I tak tworząc tarczę finansową, którą zarządza Polski Fundusz Rozwoju, dano państwowe gwarancje, które nie od razu przełożą się na wzrost długu (choć według europejskiej definicji powinny). Tymczasem w jej ramach wypłacono już 56,3 mld zł z programu wartego 100 mld zł.

„Deficyt w ujęciu ESA 2010 może się zbliżyć do 10 proc. PKB. Dług publiczny w ujęciu Eurostatu przekroczy 60 proc. PKB. Różnica między polską statystyką państwowego długu publicznego (PDP) a ESA 2010 sięgnie 12 proc. PKB. Tego jeszcze nie było” – napisał w „Rzeczpospolitej” Janusz Jankowiak, ekonomista Polskiej Rady Biznesu.

Manipulowanie definicją długu to najprostszy sposób, aby nie przekroczyć progów, które zmuszałyby do działań oszczędnościowych. Można w ten sposób kupić nieco czasu, jednak dług od tego nie zniknie – a Komisja Europejska może znów zechcieć zmusić Polskę do przestrzegania unijnych limitów (deficyt nie wyższy niż 3 proc. PKB, a dług poniżej 60 proc. PKB). Inna sprawa, że obecnie jest w tej sprawie pobłażliwa – podobne jak my problemy ma przecież więcej krajów. A gdy skończy się wyborczy czas (kolejne wybory będą dopiero za trzy lata) rządzący PiS będzie mógł wprowadzić mniej popularne rozwiązania.

Będą cięcia?

O tym, że sytuacja nie jest najlepsza, dowiedzieliśmy się ze wskaźników makroekonomicznych, jakie Ministerstwo Finansów przygotowało dla NFZ. Rząd szacuje, że w tym roku bezrobocie wzrośnie o 400 tys. osób, a płace w gospodarce pozostaną na dotychczasowym poziomie.

Płaca minimalna ma wzrosnąć do 2800 zł do 2023 roku, co by oznaczało, że rząd wycofał się ze swojej obietnicy podwyższenia jej do 4 tys. zł. Niewykluczone, że nastąpi rezygnacja także z innych obietnic. Stanisław Gomułka uważa, że korekta budżetu powinna obejmować również wycofanie się z dodatkowych emerytur – 13-tej i 14-tej. Zdaniem Macieja Bukowskiego z WiseEuropa to także dobry moment, aby zlikwidować przywileje emerytalne w górnictwie, służbach mundurowych i system … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBeata Szydło odnosi się do wyroku w sprawie swojego wypadku
Następny artykułSiatkówka: z kim zagra TS Volley Rybnik?