A A+ A++

DARIA GRADZIUK: Dziś żyjemy szybko, jemy w pośpiechu i to, co dzieci słyszą przy jedzeniu, jest zwykle nieuważne i krytyczne. Komunikaty w stylu: „Jedz szybciej!”, „Nie gadaj, bo ci wystygnie”, „Nie dziob w talerzu, tylko jedz”, „Nie baw się jedzeniem” wprowadzają nerwową atmosferę i pokazują dziecku, że wszystko robi źle. Nie ma też czasu, żeby posmakować tego, co je. Wyobraźmy sobie, że siedzimy przy stole z bliskimi, jemy, delektujemy się i nagle słyszymy takie słowa – robi się niemiło, jest napięcie, odechciewa nam się jeść. Pomyślmy, jak to mogą odczuwać dzieci.

Podczas posiłków korygujemy też różne zachowania dzieci: „Siedź prosto”, „Trzymaj łokcie przy sobie”, „Nie mlaskaj”, „Zjedz wszystko, co włożyłeś na talerz”.

– Chcemy nauczyć je, że przy stole są pewne zasady, ale trzeba to robić uważnie. Krytykowanie negatywnie wpływa na to, jak ono samo siebie postrzega. Jeśli je wciąż strofujemy, dziecko szybko zaczyna kojarzyć jedzenie z czymś nieprzyjemnym: z naciskiem, przemocą.

Przez lata posiłki źle mi się kojarzyły, bo byłam zmuszana do jedzenia. Zajęło mi sporo czasu, żeby poczuć, jak ogromną radość daje gotowanie i delektowanie się jedzeniem. Dlatego wiem, że te krytyczne zdania to też droga do oddalania się od rodziny.

– Wspólne posiłki mogą być okazją do swobodnej rozmowy, a jeśli atmosfera jest przyjazna i naturalna, dziecko może pokazać, co lubi jeść, jakie potrawy czy smaki mu odpowiadają. A krytyczne uwagi lub bezosobowe pytania: Jak było w szkole? – powodują, że dzieci chcą uciec od stołu, czują się mało ważne, tracą zaufanie do rodziców i zaczynają z nimi spędzać czas z obowiązku, a nie dla przyjemności.

Jaki wpływ na relację dziecka z jedzeniem mają negatywne komunikaty o tym, jak je?

– Możliwe są dwa scenariusze: nie lubi jeść, źle się odżywia, nie odczuwa przyjemności, je mało lub wcale i to może doprowadzić do zaburzeń jedzenia, albo przeciwnie – będzie zajadało emocje, jadło zbyt dużo, kompulsywnie, co doprowadzi do otyłości.

Nieustanna kontrola powoduje, że dzieci nie potrafią podejmować decyzji dotyczących jedzenia i nie zdają sobie sprawy z konsekwencji tego, co jedzą. Czy jedna tabliczka czekolady może mi zaszkodzić? Pewnie nie, ale zjedzenie kilku w tygodniu – tak. Warto uczyć dzieci dozowania słodyczy, bo poza domem będą same decydowały, co zjedzą, i muszą wiedzieć, co jest dla nich dobre. Warto z nimi rozmawiać o tym, jak to, co jemy, wpływa na ciało, jakie są długofalowe konsekwencje naszych wyborów, czego dzieci w ogóle nie widzą.

Czytaj więcej: Ziarna życia

Ważne jest też nauczenie dzieci rozpoznawania uczucia głodu i sytości, bo wiele osób dorosłych ma z tym problem.

– Gdy dziecko odmawia zjedzenia posiłku, nie wmawiajmy mu, że na pewno jest głodne. Nie siedzimy w jego brzuchu, nie wiemy, co czuje, więc dajmy mu samemu to poczuć. Dobrze jest nie przypominać o konieczności zjedzenia posiłku, aby samo mogło to zauważyć. Potem będzie wiedziało, kiedy jest głodne, a kiedy najedzone. Kiedy starsze dziecko mówi, że jest głodne między posiłkami, możemy zapytać: Czujesz, że burczy ci z głodu w brzuchu, czy raczej masz smak w buzi na coś do zjedzenia?

Dlaczego dzieci zajęte czymś ekscytującym w ogóle nie chcą jeść?

– Poczucie głodu wyłącza się u dzieci podczas zabawy. Mój syn w tygodniu je regularnie, ale w weekend, kiedy jedziemy do babci, jest tak zajęty, że je mało, najwyżej podjada. I daję mu do tego prawo, bo wiem, że potrafi normalnie jeść i to jest nietypowa sytuacja. Jeśli dziecko wyjątkowo nie zje obiadu, to nie umrze z głodu, a będzie mogło poczuć, jak to jest być głodnym.

A niejadki, czy one nie czują głodu, czy raczej coś manifestują swoim niejedzeniem?

– Niejadki to dzieci wrażliwe, a jedzenie to jedyny obszar, na który mają wpływ, podczas posiłków mogą manifestować swoją wolę. Ale może to, co dziecku podajemy, po prostu mu nie smakuje. Zamiast narzucać, co naszym zdaniem powinno jeść, pytajmy, na co ma chęć. A niejedzenie mówi zwykle coś o jego emocjach.

Czasem uczymy dzieci zajadania emocji, kiedy widzimy, że są smutne i „na pocieszenie” oferujemy im jedzenie. A potem jako dorośli pocieszają się w trudnych chwilach słodyczami lub chipsami.

– To częsty schemat: jesteś smutny, to zrobię ci ciasto, coś się nie udało w szkole, to idziemy na lody. Uczymy dzieci, że jedzenie spełnia funkcję pocieszenia. Nastrój poprawi rozmowa lub wspólna zabawa, nie jedzenie.

Pokazujemy też, że jedzenie może być nagrodą. Mówimy: „Jak zjesz cały obiad, dostaniesz deser”.

– I co myśli dziecko? Ten obiad to kara, ale muszę go zjeść, żeby dostać to, co lubię. Czyli słodycze są super, a inne rzeczy, np. warzywa, nie. Sami stawiamy posiłki na dwóch biegunach – pozytywnym (deser) i negatywnym (obiad).

Jak w takim razie zachęcać dzieci do jedzenia tego, co zdrowe?

– Warto to robić już w momencie, kiedy rozszerzamy dietę niemowlaka. Możemy zacząć od wprowadzania do jadłospisu warzyw, ale nie stresujmy się tym, że dziecko musi coś określonego jeść. Bo ono natychmiast wyczuje nasze napięcie i zareaguje stresem. Później namawiajmy łagodnie i nie tłumaczmy, że coś jest „zdrowe”. Maluch nie rozumie, co to znaczy. Zamiast powiedzieć: „Mleko jest zdrowe, bo ma wapń”, lepiej mówić: „Pijemy mleko, żeby mieć mocne kości, a jak one są mocne, to możesz szybko biegać i się bawić”. Uczmy dobrych nawyków i tłumaczmy konsekwencje złych – jak jemy dużo słodyczy, to bolą nas brzuch albo zęby. Pokazujmy też, czym jest otyłość, jak utrudnia życie: osobom z nadwagą trudno jest biegać, chodzić po schodach, uprawiać sporty – to do dzieci przemawia. Ale zamiast straszyć, mówmy o pozytywach, np. że warzywa mają witaminy, które dają nam siłę.

Zobacz: Co jeść, aby być zdrowym? Mody i zalecenia często się zmieniają

A jak zachęcać do poznawania nowych potraw i smaków?

– Jeśli zależy nam, żeby maluch chrupał jabłko czy marchewki, stawiajmy je w zasięgu jego rąk. Dajmy mu czas na to, żeby się z nowościami oswoił. Dzieci jedzą oczami, więc możemy kroić warzywa do obiadu w słupki, w kostkę albo w krążki, żeby dziecko zainteresować czymś nowym. Sami jedzmy zdrowo. Dziecko naśladuje rodziców, oni są dla niego wzorem. Jeśli jedzą warzywa, ono też ich chętniej spróbuje.

Jednak gdy dziecko czegoś nie chce i nie lubi, nie zmuszajmy go, nam też nie wszystko smakuje. Dajmy dzieciom prawo do preferencji smakowych i szczerze rozmawiajmy: ja nie lubię selera, a ty marchewki, chociaż jest zdrowa, bo każdy jest inny i lubi coś innego. Poszukajmy smacznego zamiennika, który też ma ważne składniki odżywcze. A gdy zależy nam, aby dziecko zjadło coś konkretnego, zamiast perswadować, kładźmy to często na stół, nawet jeśli nie chce tego jeść. Może za jakiś czas spróbuje i polubi, bo preferencje smakowe się zmieniają.

Rodzice są coraz bardziej świadomi, jak zdrowo odżywiać dzieci, ale czasami popadają w inną skrajność – presję zdrowego żywienia.

– To pułapka. Też w nią wpadłam, zabraniając synowi jedzenia słodyczy. Ale w przedszkolu czy na placu zabaw zobaczył, że inne dzieci je jedzą, i zaczął się ich domagać. Nie chciał jeść fasolki szparagowej, tylko chipsy, słodycze i słodkie soczki, które miały inne dzieci. To mnie denerwowało, ale spróbowałam spojrzeć na to jego oczami. Chciał poznawać inne smaki, próbować tego, co jedzą koledzy, być jak oni, a nie wiedział, że to jest niezdrowe. Wtedy odpuściłam i czasem zgadzam się, żeby poczęstował się czymś od kolegi, mimo że w domu jemy inaczej. Oczywiście nie pozwalam mu na wszystko, ale dla mnie jako matki to jest uwalniające, że mogę odpuścić i świat się nie zawali, kiedy mój syn zje coś niezdrowego. Zresztą zasada 80/20, czyli jemy 80 procent zdrowych rzeczy, ale czasem pozwalamy sobie na małe szaleństwo, jest dobrym nawykiem. Restrykcyjne przestrzeganie zasad diety często prowadzi do tego, że nie wytrzymujemy i zaczynamy się objadać lub jeść śmieciowe jedzenie.

Porozmawiajmy jeszcze o przekarmianiu z miłości. W Polsce mamy obciążenia pokoleniowe. Kupujemy za dużo jedzenia, którym się objadamy albo które potem wyrzucamy.

– Wiadomo, były wojny, trudne czasy, które kształtowały takie nawyki, że lodówka musi być pełna, a jedzenia nie może zabraknąć. Kierując się miłością, często dokarmiamy czy wręcz przekarmiamy. Ciągle pokutuje stereotyp, że pucołowate dziecko jest zdrowe. Szczególnie babcie nieustannie podtykają wnukom jedzenie. Podczas spaceru, zabawy czy przed telewizorem, kiedy maluch w ogóle nie rejestruje, jak i co je, a potem się dziwią, że ono nie chce zjeść obiadu. Babcie czy mamy chcą dobrze, ale konsekwencje ich działań są opłakane. Po latach przekarmiania pojawiają się zaburzenia jedzenia, otyłość, choroby metaboliczne.

Czy powinniśmy zatem uczyć dzieci asertywnych zachowań w sprawach związanych z jedzeniem?

– W życiu jest wiele sytuacji, kiedy jemy nie dlatego, że jesteśmy głodni, tylko dlatego, że ktoś nas namawia, i powiedzenie: „Nie zjem, bo teraz nie jestem głodna, chociaż doceniam twój wysiłek włożony w zrobienie tego dania” wymaga odwagi, której musimy nauczyć dzieci. Pokazujmy im, jak grzecznie odmawiać, stawiać granice, mówić, że czegoś się nie lubi, nie może w tym momencie zjeść. Aby było skupione na swoim odczuciu, a nie oczekiwaniach innych.

Jeśli nauczymy je zdrowych nawyków, to gdy później czasami zjedzą coś niezdrowego, będą wiedziały, że to im nie służy, będą umiały odmówić i nie będą czuły przymusu zadowalania innych. A to się przyda w życiu, nie tylko przy stole.

Czytaj także: Nakarm dziecko mądrze

Daria Gradziuk – psycholog, psychodietetyk, współzałożycielka fundacji Kobiety bez Diety

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZewnętrzne granice UE zamknięte do połowy maja? “Nie powinniśmy pozwolić na otwarcie drzwi, gdy jeszcze zabezpieczamy nasz dom”
Następny artykułPotrącił policjanta i uciekł. Padły strzały