Agnieszka Napiórkowska: W Roku św. Józefa rozmawiamy z ojcami o ojcostwie. Czy możesz powiedzieć, czym ono jest dla Ciebie?
Krzysztof Dawidiuk: To przede wszystkim dawanie przykładu moim dzieciom. Jest też wyzwaniem, przygodą, która daje dużo możliwości kształtowania charakteru dzieci. Jestem sadownikiem, dlatego porównałbym to do drzewa. Kiedy jest dobry, zdrowy korzeń, wyrośnie piękne drzewo, które może rodzić zdrowe i dobre owoce. Na późniejsze owocowanie wpływ będą miały także inne czynniki: pielęgnacja, gleba, prowadzenie, nawóz. Tym wszystkim w wychowaniu są wiara, miłość, przykład. Później, gdy drzewo jest dojrzałe, nie mamy już wielkiego wpływu na to, jakie rzeczy, wiatry będą je kształtować, ale na początku muszą być nasza praca, troska i trud. Nasza córka jest już na studiach. Teraz nie mamy już wielkiego wpływu na jej wybory, działania, myślenie. Jest dorosła, sama podejmuje decyzje, ale mamy świadomość, że robi to na bazie tego, co wyniosła z domu, co widziała, czego się nauczyła. Syn w tym roku zdaje maturę. Można powiedzieć, że jako rodzice wchodzimy w czas owocowania i zbiorów.
Masz już dorosłe dzieci. Stosując zabieg retrospekcji, możesz powiedzieć, jaki był dla Ciebie czas ich dorastania?
Po ślubie nie od razu udało się nam mieć dzieci. Kiedy urodziła się Wiktoria (imię nie jest przypadkowe), radość była niesamowita. Od pierwszych dni wspólnie angażowaliśmy się z żoną w pielęgnację i wychowanie. Tak też było przy Piotrku, który jest młodszy od Wiktorii o rok i sześć miesięcy. Ale w tym pierwszym okresie było też bardzo trudne wydarzenie. Pracowałem wówczas w służbach mundurowych i na rok wyjechałem na placówkę. Przez ten czas nie widziałem rodziny. To był dramat. Strasznie to przeżywaliśmy i ja, i dzieci. Dla nich było to szczególnie trudne, bo ich tata nagle wziął walizkę i wyszedł z domu na rok. Trudno było im to wszystko wytłumaczyć. Wiktoria miała wtedy 4 lata. Po moich telefonach chowała się, była rozbita. Słyszała tatę, ale go nie widziała. Zanim wyjechałem, była – jak to się mówi – „córcią tatusia”. Do wyjazdu popchnęły mnie względy finansowe. Wyjechałem, by zarobić na dom, na lepsze życie dla mojej rodziny. Po powrocie stwierdziłem, że był to ostatni wyjazd. Później już żadne pieniądze nie były w stanie mnie skusić. Każdą propozycję odrzucałem.
Spodziewam się, że odliczałeś dni do powrotu. Pamiętasz ten dzień, w którym po rozłące spotkałeś się z żoną, dziećmi?
Jak dziś. Cała rodzina witała mnie na lotnisku. Moja podróż trwała 12 godzin. To były ogromne emocje i wzruszenie. Kiedy przyjechałem do domu, byłem bardzo zmęczony. Szybko zasnąłem. Wtedy syn usiadł przy mnie. Na pytanie dziadka, co robi, odpowiedział, że pilnuje taty, żeby nie wyjechał. Gdy to usłyszałem, serce mi omal nie pękło. Zresztą ono pękało przez ten cały rok. Myślę, że gdyby nie wiara i sport, to tego czasu rozłąki bym nie wytrzymał. Po powrocie wszyscy na nowo się poznawaliśmy. Na nowo też odkrywałem i budowałem relację ze swoją żoną.
Czy doświadczenie rozłąki miało wpływ na to, jakim ojcem byłeś później?
Zdecydowanie tak. Po powrocie chciałem nadrobić stracony czas, chciałem być obecny w życiu rodziny. Jak to robić, uczyłem się od ekspertów. Brałem udział w szkoleniach i programach Tato.net., dzięki którym uczyłem się przeżywać ojcostwo jako swoją pasję, najważniejszą karierę życiową. Bardzo dbałem o wiarę i przykład. Dużo dzieciom czytałem. Opowiadałem też wydarzenia z Biblii. Dopóki córka nie wyjechała na studia, wspólnie się modliliśmy. Odmawialiśmy razem Różaniec i modlitwę wieczorną. Dzielenie się wiarą nigdy nie było dla mnie problemem, bo od dziecka Bóg był dla mnie ważny, na pierwszym miejscu. Starałem się być też z dziećmi w ważnych dla nich wydarzeniach. Dziś, patrząc na samodzielność córki czy postawę syna, jestem szczęśliwy, spełniony.
W Roku św. Józefa chciałabym zapytać Cię o relację z mężem Maryi. Czy jest to dla Ciebie święty z obrazka, czy może ktoś ważny, z kim masz kontakt, kto Cię inspiruje?
Zdecydowanie to ktoś realny i ważny. Patrząc na św. Józefa, uczę się od niego, jak postępować wobec swoich dzieci, zwłaszcza syna. Chciałbym, by Piotrek mógł coś wziąć ode mnie, by mógł się na mnie oprzeć. Jak budować relacje z dorastającym synem, podpytuję właśnie św. Józefa. Każdego dnia proszę go o wsparcie, mądrość i spokój. Proszę także o dobrego męża dla córki i dobrą żonę dla syna.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS