Pandemia wpłynęła też na działalność lubińskiego zoo. Mimo że organizacja imprez nie jest jego główną działalnością, to zarówno mieszkańcy, jak i pracownicy zoo odczuli w ubiegłym roku ich brak. Ale 2020 rok był też czasem pozytywnych zaskoczeń. Dzięki niezwykłej gęgawie, która myśli, że jest żurawiem, o ogrodzie zoologicznym z Lubina usłyszała cała Polska. I właśnie tak pozytywnie na rozpoczęty właśnie rok nastawia się dyrektor Centrum Edukacji Przyrodniczej Agata Bończak, z którą rozmawiamy o tym, jaki wpływ na zoo wywarł lockdown oraz o planach na najbliższe dwanaście miesięcy.
Pierwsza z prawej Agata Bończak, dyrektor Centrum Edukacji Przyrodniczej w Lubinie
Zoo nie jest aż tak nastawione na organizację wydarzeń, dlatego chyba pandemia nie pokrzyżowała wam wielu planów w ubiegłym roku?
– Pokrzyżowała, bo pomimo że nie jest to nasza główna działalność, to wydarzeń w ciągu roku organizujemy sporo. A w zeszłym roku, przez sytuację pandemiczną, właściwie jedyne duże wydarzenie, które się udało, to była Noc Dinozaurów. Wyjątkowo bez kina w plenerze, ale za to z tysiącami zwiedzających przez trzy wieczory.
Z czego musieliście więc zrezygnować?
– Musieliśmy odwołać większość wydarzeń, które cyklicznie odbywają się każdego roku – od Nocy Sów, przez Dzień Pszczół, po urodziny zoo. Część z tych propozycji, ale też sporo nowych, zrealizowaliśmy w wersji internetowej, głównie za pośrednictwem naszej strony na Facebooku. A Letni Szlak Badacza Przyrody i Wakacje w Zoo odbyły się w reżimie sanitarnym, ze ścisłymi zapisami i zmniejszoną grupą dzieci. Najbardziej żal mi tego, że nie było zajęć edukacyjnych dla szkół i przedszkoli. To bardzo ważna część naszej działalności i jeden z podstawowych warunków istnienia ogrodu zoologicznego.
Ile dzieci w ciągu roku korzystało zazwyczaj z tych zajęć?
– Zajęcia odbywały się codziennie rano od września do czerwca. Było to więc od kilkunastu do ponad 20 tysięcy dzieciaków w roku szkolnym.
Myślisz, że w tym roku uda wam się do tego wrócić?
– Czekamy, co będzie. Aktualna oferta edukacyjna jest cały czas dostępna na naszej stronie, jednak nie ma szans na realizację, jeśli przedszkola i szkoły nie będą działały normalnie.
Ale uczycie nie tylko podczas wspomnianych zajęć i nie tylko najmłodszych…
– Stawiamy między innymi na edukację i to w różnych formach. Niedawno wymieniliśmy etykiety gatunkowe ptaków, powstała także obszerna plansza poświęcona łęgom. Wykonaliśmy tabliczki na ławkach pomagające w rozpoznawaniu ptaków dziko żyjących w parku i roślin. Z opinii zwiedzających wiemy, że się sprawdziły, chcemy więc zrobić ich więcej. Przygotowaliśmy też gabloty z jajkami, gniazdami i piórami ptaków, zarówno tych z zoo, jak i dzikich. W tej chwili powstają gabloty z nasionami i z elementami do rozpoznawania drzew. Zostaną zamontowane do końca lutego.
Szykujemy też tablice informacyjne o hotelach dla dzikich zapylaczy. Chcemy postawić trzy pokazowe hotele z wyjaśnieniem, co to jest i dlaczego się je stawia. Ponadto pojawią się pokazowe budki lęgowe dla ptaków i nietoperzy z tablicą edukacyjną. Przy okazji zamontujemy w parku kilka budek do zasiedlenia, dla ptaków i nietoperzy.
Cały czas oferujemy też wycieczki z przewodnikiem, oczywiście z zachowaniem aktualnych wytycznych sanitarnych. To ciekawa forma zwiedzania, z której warto skorzystać, nie tylko z grupą, ale też rodzinnie czy indywidualnie.
Cały czas prowadzicie też działalność wydawniczą.
– Co roku staramy się wydać przynajmniej jedną książkę, w ramach działalności naukowej i edukacyjnej. Są to publikacje dotyczące zarówno naszej działalności, jak i tematów branżowych. Najnowszą publikacją jest unikatowa książka pt. „Geniusz kozy w załganych dziejach koziarstwa polskiego” autorstwa Jarosława Sekuły – hodowcy, pisarza, rysownika i pasjonata, od którego pochodzą kozy sandomierskie sprowadzone do naszego zoo. Książka jest autorskim spojrzeniem na historię chowu i hodowli kóz na ziemiach polskich w szerokim, społeczno-historycznym ujęciu. Historia może wydawać się banalna, ale warto sięgnąć po tę książkę. Można się z niej dowiedzieć np., dlaczego koza jest uważana za symbol szatana. Skąd w naszej zbiorowej wyobraźni wzięła się znana nam symbolika kozy. Książka opisuje także polskie rasy kóz.
W lutym dostępna będzie kolejna wydana przez nas książka „Czubacze Starego Świata”. W tym roku planujemy jeszcze wydanie książki o polskich kurach, zielononóżkach kuropatwianych. Większość naszych publikacji można kupić w symbolicznych cenach w kawiarni w parku.
Wracając do ubiegłego roku, co było dla was największym rozczarowaniem?
– Oprócz tego, że nie mogły się odbywać zajęcia edukacyjne, to rozczarowań nie ma. Cały czas działaliśmy normalnie. Nasza jednostka jest na tyle wyjątkowa, że nie możemy zamknąć drzwi i wysłać pracowników na pracę zdalną. Nie powiemy przecież zwierzakom, że dostaną jeść za miesiąc. Poza tym, aby utrzymać w parku wysoki poziom organizacji i uporządkowania przestrzeni dla zwiedzających, musimy sprzątać, remontować, naprawiać codziennie. Jedyne wyjątkowe zasady funkcjonowania były wewnętrzne, polegały na zmianie organizacji pracy. Pracownicy podzieleni na trzy działy nie spotykają się ze sobą, a spotkania w większym gronie odbywają się zdalnie. Te zasady obowiązują cały czas.
A jest coś co zaskoczyło was pozytywnie, jeśli chodzi o 2020 rok?
– Na pewno historia z gęgawą, która się wykluła pod żurawiem mandżurskim, i została gwiazdą mediów. Wydarzeniem niewątpliwie pozytywnym w ubiegłym roku, które udało się pomimo wielu utrudnień, było też sprowadzenie do naszego zoo nowego zwierzęcia, krowy białogrzbietej.
Z powodu gęgawy lubińskie zoo stało się sławne i odwiedziło was wiele ogólnopolskich mediów.
– Tak. Byliśmy w TVP Wrocław, „Teleexpressie”, „Faktach” TVN i na koniec w „Dzień dobry TVN”.
A jak się ma gęgawa? Wciąż myśli, że jest żurawiem?
– Gęgawa, pomimo naszych obaw, jak to będzie – bo jednak gęś i żuraw to różne gatunki, różny sposób żerowania, odżywiania – wyrosła zdrowo i trafiła do innego zoo. U nas była wodzona przez parę żurawi mandżurskich i wdrukowała się tak, że w ogóle nie spoglądała w stronę stadka gęgaw z tej samej woliery. Cały czas myślała, że jest żurawiem. W nowym miejscu trafiła do innych gęgaw, ale jeszcze nie wiemy, jak to będzie, bo nie rozpoczął się sezon lęgowy. Będziemy się dowiadywać, co u niej słychać.
Gęgawa to niejedyne zaskoczenie ubiegłego roku, bo wykluły się wam też białe pawie.
– To wyjątek, chociaż zdarzają się też w innych ogrodach i kolekcjach prywatnych. U nas jest to o tyle ciekawostka, że jesteśmy w centrum miasta, pawie chodzą wolno i nie ingerujemy w rozmnażanie. Zdarzały się przypadki, że drapieżniki te pawie, które chodzą luzem, wyłapywały, ale jak do tej pory nasze pawie mają się dobrze. Wszystko wskazuje na to, że to samce, więc jak szczęśliwie dorosną, to będą ozdobą ogrodu zoologicznego – ze swoimi nietypowymi, bo białymi, pawimi ogonami.
Lubińskie zoo może więc być znane z tego, że ma białe pawie, które chodzą wolno. Jest coś, z czego chcielibyście zasłynąć? Już w tej chwili macie największą kolekcję bażantów?
– Tak, mamy największą kolekcję bażantów wśród polskich ogrodów zoologicznych. W tej chwili jest ich 20. Współcześnie ogrody zoologiczne dążą do specjalizacji. Z racji tego, że w Lubinie powstały komfortowe woliery dla ptaków, my specjalizujemy się w hodowli ptaków. Bażanty są naszą niszą. Niektóre odmiany są tylko u nas, na przykład para bażantów miedzianych, które pasują nam regionalnie. Jest to jedyna para w Polsce. Trzymamy kciuki, bo są trudne w chowie. Gdyby udało się je rozmnożyć, byłby to nasz duży sukces hodowlany. Mamy też kiśca żółtosternego. To bardzo rzadki ptak. Mamy gatunki skrajnie zagrożone, które staramy się rozmnażać, np. kiśćce annamskie. Kolekcja bażantów jest duża i ciekawa. Będziemy ją powiększać, ale to wymaga zmian w rozmieszczeniu obsady wolier. Dlatego w najbliższym czasie kruk, ulubieniec zwiedzających, którego jak tylko przeniesiemy, pojawiają się pytania, gdzie się podział, dostanie nową wolierę bliżej kawiarni.
Bażant himalajski/Fot. CEP
Drugą istotną częścią naszej działalności hodowlanej jest specjalizacja w kierunku prezentacji i hodowli polskich ras zwierząt gospodarskich, które, często wyparte przez rasy wydajniejsze, znikają. Stąd pojawiła się u nas krowa białogrzbieta, kozy sandomierskie i karpackie, owce olkuskie i wrzosówki oraz drób, czubatki i zielononóżki. W tej sferze także planujemy poszerzanie inwentarza, a gdy tylko to będzie możliwe, zorganizujemy konferencję naukową poświęconą polskim rasom zwierząt gospodarskich.
Jesteście przygotowani na rok 2021? Jakie macie plany?
– Ciężko planować wydarzenia, chociaż kalendarz mamy już ułożony. Te wszystkie wydarzenia, które się odbywały co roku, są w planie. Mamy nadzieję, że uda się je zrealizować. W styczniu jak zwykle mieliśmy Zimowe Ptakoliczenie, ale nie zaprosiliśmy gości, bo OTOP, ogólnopolski organizator Ptakoliczenia zaproponował nową formułę obserwacji indywidualnych, z dystansu. Nasi pracownicy dokonali obserwacji i zachęcaliśmy mieszkańców, by indywidualnie włączyli się do akcji, wypełniając później formularz w internecie. Potem mamy Noc Sów, zobaczymy, czy uda się ją zrealizować w normalnym trybie.
Pierwszego dnia wiosny pojawi się nowość na Szlaku Dinozaurów. Co to będzie, na razie niech pozostanie tajemnicą, mogę jednak zapewnić, że nowość będzie imponująca i unikatowa na skalę co najmniej europejską. Chcemy sprawić trochę radości młodszym i starszym.
Z zamierzeń i wyzwań na ten rok planuję spory skok jakościowy naszych działań przez przystąpienie do międzynarodowych zrzeszeń. Już w kwietniu chcemy rozpocząć starania o przystąpienie do European Association of Zoos And Aquaria (Europejskiego Stowarzyszenia Ogrodów Zoologicznych i Akwariów), co pozwoli nam m.in. na udział w istotnych programach hodowlanych oraz do International Zoo-Educators Association (Międzynarodowego Stowarzyszenia Zooedukatorów), dzięki czemu nasze działania edukacyjne będą skoordynowane ze światowymi programami. Od 2018 roku należymy do Rady Dyrektorów Polskich Ogrodów Zoologicznych i Akwariów oraz do Species360 (Międzynarodowego Systemu Identyfikacji Zwierząt), pora więc na dalszy rozwój.
Ponadto szukamy nowego miejsca dla naszych orłów stepowych, które chcemy wymienić na orły przednie. W najbliższych tygodniach zamierzamy też sprowadzić sowę pójdźkę, będzie to już szósty gatunek sowy w lubińskim zoo.
A inne plany? Przede wszystkim czekają nas kolejne inwestycje, bo tego brakuje. W zeszłym roku wykonaliśmy remont w wolierze ptaków drapieżnych, tam gdzie mieszkają orły stepowe i bieliki. W tym roku musimy to samo zrobić w wolierze sów. Jest tam identyczna konstrukcja, czyli drewniana ściana, która wymaga wymiany. Sowom trzeba też zbudować większe platformy, budki lęgowe odpowiadające ich potrzebom.
Chcielibyśmy też wodę z basenów w wolierach odprowadzić do biooczyszczalni i do gruntu na terenie łęgów, żeby jej nie marnować, tylko wyczyścić i wykorzystać.
To kolejne wasze proekologiczne działanie.
– Tak. Po pierwsze proekologiczne, ale po drugie widać u nas skutki obniżenia poziomu wód gruntowych. Widać, że drzewa wysychają. Dlatego każda woda jest cenna i warto byłoby ją zachować. A wodę w basenach wymieniamy często, latem nawet co tydzień, więc są to hektolitry.
Uważasz, że pandemia zmieni jakoś funkcjonowanie waszego parku i zoo w dłuższej perspektywie?
– Już zmieniła, bo wprowadziliśmy nowe formy wydarzeń. Z offline przenieśliśmy się do internetu. Zrobiliśmy tak z częścią wydarzeń, jakie mieliśmy zaplanowane w ubiegłym roku, w związku z tym wielu rzeczy musieliśmy się nauczyć, więc nawet tu można znaleźć pozytywne strony. Natomiast jako ogród zoologiczny działamy normalnie i nie widzę tu możliwości zmian w funkcjonowaniu.
Ludzie jednak mimo wszystko wolą chyba kontakt osobisty i realne odwiedziny w zoo?
– Tak, co u nas wyraźnie widać, bo cały czas są zwiedzający, niezależnie od pogody. Niezmiennie zresztą wszelkimi dostępnymi mediami zapraszamy na spacery i przypominamy, jak istotna dla naszego zdrowia jest aktywność na świeżym powietrzu.
Pandemia wpłynęła na wasze statystyki? Widać różnicę w liczbie osób, które was odwiedziły w ubiegłym roku w stosunku do lat poprzednich?
– Liczby są podobne. Tylko ten krótki czas, gdy byliśmy zamknięci na początku pandemii, to strata. Na koniec roku mieliśmy ponad 434 tys. zwiedzających. To nieco mniej niż w latach poprzednich, ale niewiele.
W tym roku lubińskie zoo będzie świętować siedmiolecie. Lubinianie już się do niego przyzwyczaili i polubili. Jakie opinie na swój temat słyszycie najczęściej?
– Najczęściej oczywiście pozytywne. Ludzie często wysyłają nam zdjęcia wykonane w zoo, pisząc, że im się podobało, że są zachwyceni. Najczęściej fotografują się ze zwierzętami i dinozaurami, ale też z przyrodą, bo park Wrocławski to wyjątkowa ostoja, zielone serce naszego miasta. Nie boimy się opinii, zbieramy je przez Google, TripAdvisor, Facebook. To są współczesne wskaźniki popularności, nie można ich pomijać. Ale ja szczególnie cenię sobie też osobiste spotkania ze zwiedzającymi w parku. Chcę, aby był miejscem, które tworzymy wspólnie. To z takich spotkań najczęściej wynikają uwagi konstruktywne, które staramy się wprowadzać w życie. Nieraz słyszałam, że na placu zabaw brakuje urządzeń, zwłaszcza huśtawek. Dlatego w ubiegłym roku dostawiliśmy kolejną. Są też nowe urządzenia dla najmłodszych dzieci, bo takie potrzeby zgłaszali odwiedzający.
Siódma rocznica otwarcia lubińskiego zoo już 1 czerwca. Mam nadzieję, że do tego czasu sytuacja wróci do normy i będziemy mogli zrealizować wszystkie plany na ten dzień i wspólnie świętować.
Fot. Zoo Lubin, portal Lubin.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS