A A+ A++

“Zew krwi” to jedna z najsłynniejszych opowieści napisanych przez Jacka Londona. Pod przykrywką historii psa imieniem Buck pisarz uchwycił niepokoje i obsesje amerykańskiego społeczeństwa przełomu XIX i XX wieku: gorączkę złota wydobywającą z ludzi wszystko co najgorsze, postęp technologiczny prowadzący do dewastacji przyrody, zachwyt dziką, pierwotną naturą oraz tęsknotę za prostszym życiem i harmonią. Za sprawą czworonożnego protagonisty kultura masowa szybko przekształciła “Zew krwi” w familijną baśń. Jednak każdy z twórców podejmujących się ekranizacji Londona musi wykazać się sporą pomysłowością, by z jednej strony przesadnie nie zinfantylizować historii, a z drugiej – pokazać mroczne aspekty ludzkiej i zwierzęcej natury w sposób przystępny dla młodej widowni. Autor najnowszej filmowej wersji, Chris Sanders, nie miał z tym zadaniem jakichkolwiek problemów. Jego “Zew krwi” to piękna opowieść o przygodzie i odkrywaniu własnego “ja”.

Pracując nad ekranizacją opowieści Jacka Londona, Sanders skorzystał ze swojego bogatego doświadczenia na polu animacji. Choć jego “Zew krwi” jest w dużej mierze kinem aktorskim, to jednak struktura i forma filmu więcej wspólnego mają z jego wcześniejszymi projektami – “Krudami” czy Jak wytresować smoka

Animowany rodowód Sandersa jest wyraźnie widoczny w sposobie prezentowania zwierzęcych bohaterów. Reżyser zrezygnował z modnego ostatnio hiperrealizmu. Psy zostały więc komputerowo podrasowane, dzięki czemu ich pyski czy postawa ciała wyrażają całą gamę emocji. Ma to swoje dobre i złe strony. Z pozytywów najważniejsze jest to, że zachowania i doświadczenia psich bohaterów są czytelne. Nawet bez komentarza narratora widzowie nie będą mieli żadnych kłopotów z wyczuwaniem ich lęków, radości, gniewu, miłości. Czyniąc ze zwierząt nie tyle żywe istoty, co postacie z animacji, Sanders z łatwością potrafi wzruszać i śmieszyć. Niestety stawia to w niekorzystnym świetle aktorów. Przy olbrzymiej intensywności komunikatów niewerbalnych czworonożnych bohaterów ludzie stają się bladymi, emocjonalnie niewyraźnymi postaciami. Można ich nawet miejscami posądzić o słabą grę ciałem.

Sanders postarał się też o to, by jego “Zew krwi” miał odpowiednią oprawę audiowizualną. Odpowiadającemu za zdjęcia Januszowi Kamińskiemu udało się przekształcić film w pełne rozmachu widowisko przygodowe. Czujemy desperację żądnych złota ludzi ściśniętych w obłoconych, na szybko stawianych osadach i zachwycające, nietknięte ludzką działalnością dzikie ostępy Alaski. Z kolei kompozytor John Powell stworzył muzykę, która rozbudzi w oglądających pragnienie wyruszenia na przygodę w siną dal.

photo.title

  photo.title

Na koniec jedna ważna uwaga. “Zew krwi” Sandersa jest dość luźną ekranizacją prozy Londona. Szczególnie mocno zmieniona została postać Johna Thorntona. W filmie bohater grany przez Harrisona Forda sprawdza się doskonale i tworzy z Buckiem klasyczny kinowy duet życiowych rozbitków, dla których przyjaźń staje się kołem ratunkowym. Jeśli jednak jesteście przywiązani do oryginału, to finał historii Johna i Bucka może Was zdenerwować, podobnie jak to, kto zostaje towarzyszem Perraulta. Dlatego też odświeżenie sobie oryginału przed wybraniem się na “Zew krwi” nie jest wskazane. Jest szansa, że film bardziej Wam się spodoba, gdy książka Londona będzie jedynie mglistym wspomnieniem, a Buck kojarzyć się będzie jedynie z psem, którego losy były zmienne i burzliwe. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSANTANDER BANK POLSKA SA (2/2020) Annual report of Santander Bank Polska Group for 2019
Następny artykułColby Covington zapowiada, że rywalizacja z Kamaru Usmanem dopiero się zaczęła