“Czarna Wdowa”
Coś to mówi nie tylko o świecie superbohaterów, ale także – a właściwie nade wszystko – naszym rzeczywistym, gdy Czarna Wdowa (Scarlett Johansson) dostaje swój film jako ostatnia ze składu Avengers. Co prawda nawet duzi chłopcy z Marvel Studios odnotowywali globalne zmiany w postrzeganiu kobiet i z odcinka na odcinek kinowej sagi Natasha Romanoff była coraz mniej obiektem seksualnym, a coraz bardziej postacią mającą coś do powiedzenia, jednak na “solówkę” musiała czekać dobrą dekadę. Mało tego – otrzymała ją dopiero po ekranowej śmierci w “Końcu gry”. Taki film-epitafium, rozgrywający się gdzieś po “Kapitanie Ameryce: Zimowym żołnierzu” sprzed siedmiu lat i opowiadający dzieje bohaterki po złamaniu Porozumienia z Sokovii. W dodatku wchodzący na ekrany z ponadrocznym poślizgiem wskutek pandemii. Jak pech, to pech.
Dlaczego zatem to “indywidualne” pożegnanie przynajmniej nie zamyka trzeciej fazy, lecz otwiera czwartą, skoro postaci już nie ma, zaś fabuła pozostaje bez wpływu na przyszłe odsłony? Nie wiadomo. Nawet bowiem symboliczne przekazanie pałeczki młodszej siostrze, a nowej Czarnej Wdowie, bardziej pasowałoby do zakończenia, nie otwarcia.
To ostatnie można by jeszcze zrozumieć, gdyby 24. film serii faktycznie wnosił nową jakość. Fabularną, wizualną, jakąkolwiek. Ale nie, film w obecnym kształcie mógł wyjść w zasadzie w dowolnym momencie – może przed paroma laty miałby ciut gorsze efekty specjalne, za to z pewnością dużo większą moc oddziaływania. I nie chodzi jedynie o witalność heroiny. Ani też nie głównie o to, że w kolejce po własne filmy wyprzedzili ją wszyscy faceci, co poniektórzy zgarniając nawet całe trylogie.
Otóż sęk w tym, że jeszcze przed Wdową swój film dostała nieobecna do tego czasu we franczyzie Kapitan Marvel, zaś konkurencyjne DC zdążyło przedstawić światu suwerenną Wonder Woman – i to dwukrotnie – jak również cały kobiecy ansambl Ptaki Nocy w odważnej formalnie historii “fantastycznej emancypacji pewnej Harley Quinn”. Co więcej, “Czarna Wdowa” jest dopiero pierwszym filmem Marvela wyreżyserowanym samodzielnie przez kobietę – “Kapitan Marvel” podpisał duet damsko-męski, tak jakby wytwórnia nie do końca wierzyła, że kobieta potrafi w pojedynkę ogarnąć superprodukcję za miliony dolarów.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS