W połowie stycznia 1945 roku wojska sowieckie rozpoczęły zakrojoną na szeroką skalę ofensywę zimową. Tempo przedsięwzięcia było imponujące i zaskakujące dla obu stron. 19 stycznia sowieckie czołówki 1 Frontu Białoruskiego dotarły do wschodniej części okolic Poznania. Tego dnia załoga niemiecka ogłosiła stan pogotowia, a 20 stycznia miasto opuścił gauleiter Kraju Warty Arthur Greiser. Nastąpiła też ewakuacja niemieckiej ludności cywilnej. Miasto zostało ogłoszone twierdzą.
Dowództwo objął generał major Ernst Mattern (31 stycznia został zmieniony przez pułkownika Ernsta Gonella). Szacuje się, że załogę broniąca miasta stanowiło ok. 15 tysięcy żołnierzy. Najbardziej wartościową jednostką byli żołnierze ze Szkoły Podchorążych Piechoty Wehrmachtu. Na całą resztę składały się jednostki tyłowe, oddziały Luftwaffe, urlopowicze, ozdrowieńcy, oddziały wycofujące się z frontu wschodniego, policjanci oraz Łotysze i batalion węgierskich podchorążych. Niemcom brakowało ciężkiego sprzętu, artylerii, czołgów.
Po stronie sowieckiej do szturmu miasta wyznaczono 8 Armię Gwardii generała Czujkowa. Wcześniej Poznań z marszu próbowała wziąć 1 Armia Pancerna Gwardii. Plan ten jednak się nie powiódł. Właściwe walki o miasto rozpoczęły się 22 stycznia, a zakończyły 23 lutego, przy czym od 17 lutego w rękach niemieckich znajdował się tylko Fort Winiary, czyli Cytadela. Sowieci nie przypuszczali, że Festung Posen stawi tak zaciekły opór.
Według planów mieli zając miasto w kilka dni, a w rzeczywistości cała operacja trwała miesiąc. Sowietom bardzo zależało by zdobyć miasto maksymalnie do 23 lutego, aby uczcić Dzień Armii Czerwonej i Marynarki Wojennej. Podobno sam Stalin wyznaczył taki termin na zakończenie bojów o Poznań.
Mobilizacja cywilów
Jak wcześniej wspominałem, od 17 lutego zaczęły się walki o zdobycie Cytadeli. Poza tym punktem oporu miasto było wolne i po niemieckiej okupacji powoli zaczynało wracać na tory normalności. Tymczasem pierwsze szturmy Fortu Winiary uzmysłowiły Sowietom, że bez dodatkowego wsparcia w ludziach cała operacja się przeciągnie w czasie.
Kolejne ataki powodowały straty wśród Sowietów. Wtedy to zrodził się pomysł mobilizacji ludności cywilnej Poznania do pomocy w walkach z Niemcami. Był to jedyny taki przypadek podczas II wojny światowej w skali całego kraju.
Żołnierze Armii Czerwonej wraz z funkcjonariuszami utworzonej w mieście Milicji Obywatelskiej chodzili po domach werbując mężczyzn w wieku między 15 a 55 lat. Każdy wyznaczony miał się stawić w przynależnym mu komisariacie zabierając łopatę lub kilof. Rozporządzenie o mobilizacji opierało się o specjalną umowę pomiędzy Naczelnym dowództwem Armii Czerwonej a polskim rządem komunistycznym zawartej 26 lipca 1944 roku, a potwierdzonej 3 stycznia 1945 roku przez Rząd Tymczasowy.
Tak wspominał akt werbunku jeden z przedstawicieli Cytadelowców:
Rosjanie zaprowadzili mnie i kilku innych na posterunek milicji na Mazowieckiej. Spisali nas niczego nie wyjaśniając. Nikt nie protestował, bo nie byliśmy pewni swego losu (…). Wtedy domyśliliśmy się, że idziemy na Cytadelę.
Wybrańców podzielono na plutony, część przeznaczono do walki bezpośredniej. Każdy dostał karabin z amunicją oraz granaty. Dowódcy plutonów pepeszę. Druga grupa bez broni została przeznaczona do zadań sapersko-inżynieryjnych. Oni dostali najgorsze zdanie – zbudować prowizoryczne mosty nad fosą fortu, by mogły nimi przedostać się czołgi i grupy szturmowe. Trzecia grupa została wyznaczona do zadań logistyczno-sanitarnych, czyli dostarczanie amunicji i wyposażenia na pierwszą linie oraz ściąganie rannych z pola walki. Nikt nie pytał o doświadczenie bojowe. Niektórzy z walczących nigdy nie posługiwali się bronią.
Ochotnicy?
Jak do tych wydarzeń podchodzili mieszkańcy miasta? W książkach i sprawozdaniach wydawanych do 1989 roku o Cytadelowcach mówiło się jako o ochotnikach pałających chęcią zemsty na okupancie, którzy ramię w ramię z Sowietami walczyli na Cytadeli. W wydawnictwach po 1989 roku (bez propagandy komunistycznej) już kwestia dobrowolności odchodzi na bok i pojawia się kwestia przymusu.
Oczywiście nie znając tamtych realiów z lutego 1945 roku trudno dzisiaj rozstrzygać, czy Cytadelowcy byli bohaterami, czy raczej pechowcami. Bohaterami byli na pewno, bo stanęli do walki w wrogiem (część pod przymusem, a część z przekonania, z chęci rewanżu na okupancie). W szturmie cytadeli zginęło 96 Cytadelowców. Czy ci polegli byli jednocześnie pechowcami? Byli, bo zginęli dwa, trzy dni przed ostatecznym wyzwoleniem Poznania, tym bardziej, że każdy z nich wiedział, że miasto już jest wolne i wojna dobiega końca. Po kapitulacji Festung Posen Cytadelowcy zostali natychmiast rozformowani.
W Poznaniu do dzisiaj pielęgnowana jest pamięć o Cytadelowcach, szczególnie jest to widoczne 23 lutego, w dniu wyzwolenia Poznania. Na stokach cytadeli stoi pomnik im poświęcony, a SP nr 13 nosi ich imię.
Bibliografia:
- Ł. Szudarski, Cytedelowcy 1945-2018, 2018.
- P. Bojarski, Cztery twarze Prusaka. Historie Wielkopolskie, 2010.
- M. Kalarus, Kenwerk 1945. Historis zdobycia Cytadeli poznańskiej. 2009.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS