– Kończą nam się pomysły na walkę z koronawirusem. Jeżeli epidemia by przyspieszała, warto rozważyć wprowadzenie wymogu posiadania aplikacji STOP COVID przez osoby, które mają smartfony i chciałyby wyjść z domu – mówi DGP jeden z rządowych ekspertów. I dodaje, że założenie byłoby takie, iż np. nie można by wejść do galerii handlowej bądź środków transportu publicznego bez aplikacji. Nasz rozmówca zastrzega jednak od razu, że to tylko wstępna koncepcja. A na drodze do jej powodzenia – oprócz spodziewanej niechęci ludzi do bycia przymuszonymi do instalacji aplikacji – stanęłyby kwestie organizacyjne, to znaczy, jak należałoby weryfikować, czy ktoś aplikację posiada, czy nie. I w jaki sposób zwalniać z obowiązku jej zainstalowania (bo ktoś np. nie ma smartfona).
Cyfrowe remedium
Przypomnijmy: STOP COVID (dawniej ProteGo Safe) to aplikacja na smartfony, która – jeśli wierzyć rządowemu opracowaniu – pomoże nam w wychodzeniu z najostrzejszych obostrzeń związanych z pandemią. Stosowanie aplikacji może bowiem znacząco zredukować ryzyko rozprzestrzeniania się koronawirusa. Jest jednak jeden warunek – z rozwiązania musi korzystać jak najwięcej osób. I w tym jest kłopot, bo nadal społeczne zainteresowanie STOP COVID jest nikłe.
zobacz także:
Kancelaria Prezesa Rady Ministrów zapewnia, że aplikacja jest bezpieczna i nikogo nie śledzi. Składa się z dwóch modułów. Pierwszy z nich umożliwia samokontrolę stanu zdrowia. To swoisty „dziennik”, który na bieżąco pozwala weryfikować, czy i w jakiej grupie ryzyka zakażenia jesteśmy.
Drugi moduł, kluczowy w walce z epidemią, to skanowanie otoczenia posiadacza aplikacji i komunikowanie w przypadku ryzyka. Tak, by można było się dowiedzieć, że miało się kontakt z osobą zakażoną.
Grzegorz Szajerka, szef praktyki ochrony danych w Grupie Prawnej Togatus, przyznaje, że aplikacja wywołuje skrajne emocje, tak jak każda aplikacja do śledzenia aktywności użytkownika. Ale warto pamiętać, że jest ona, niezależnie od poczynań rządu, sprawdzana przez dostawców protokołu Exposure Notification, który został zastosowany – Google i Apple.
zobacz także:
– Smartfony wymieniają się wyłącznie anonimowymi identyfikatorami, które nie zawierają prywatnych danych. Na dodatek nie wysyłają ich na serwery, ale zapisują lokalnie w telefonie. Jest to zgodne z zasadą minimalizacji danych. Mówiąc kolokwialnie, aplikacja nie śledzi użytkowników – wyjaśnia Szajerka. I dodaje, że jeśli ktoś nie korzysta z aplikacji z uwagi na możliwość śledzenia, to powodów do obaw nie ma. Służby zajmujące się bezpieczeństwem kraju mogą skorzystać z wielu innych, znacznie skuteczniejszych, sposobów na namierzenie konkretnej osoby.
Krzysztof Izdebski, dyrektor programowy fundacji ePaństwo, przyznaje, że aplikacja nie budzi wśród ekspertów większych zastrzeżeń co do ochrony prywatności. Choć zarazem zupełnie nieudana premiera (politycy nie potrafili wyjaśnić, jak działa aplikacja i można było odnieść wrażenie, że chcą coś ukryć), zdaniem Izdebskiego, na pewno nie spowodowała, że ten brak wątpliwości jest również udziałem znakomitej większości obywateli.
Ekspert uważa jednak, że nie wydaje się, by wprowadzenie obowiązku instalowania i, co znacznie ważniejsze – używania aplikacji mogło przynieść szerokie korzyści w walce z wirusem.
– Jej powodzenie zależy bowiem od skuteczności całego systemu ochrony zdrowia. Sanepid już tera … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS