W Mielcu wreszcie zobaczyliśmy przekonującą Cracovię. Sęk w tym, że przekonującą do tego, iż Pasy mogą się włączyć do walki o spadek. To wciąż brzmi jak coś z pogranicza science fiction, bo przecież drodzy na warunki ligowe piłkarze, przecież pucharowicz, bo pieniądze Filipiaka. Ale to science fiction tylko do momentu, do którego włączy się ich boiskowe popisy. To już się kibicom Cracovii ogląda jak odcinek „Strefy mroku”.
W pierwszej połowie Stal – Cracovia było dokładnie tym, czego spodziewaliśmy się po Stal – Cracovia.
Mielczanie? Wiadomo. Ambitnie. Jest walka. Dawanie z wątroby i chęci ponad miarę. Ale za wiele koronkowej piłki z tego nie wynikało. Dość długo ich jedynym pomysłem na atakowanie było szukanie faulu, a potem szansy po rzucie wolnym. Zdarzały się też próby żebrania o stały fragment. Co gorsza, gdy już ten stały fragment się przydarzał, zdarzały się takie wykonania, jak Domańskiego z Granlundem, którzy prawie przy wykonaniu stałego fragmentu wpadli na siebie, a potem Domański wrzucił na nikogo. Nie wiemy, czy to miała być jakaś zmyłka czy o co chodzi, ale cokolwiek planowali, nie wyszło. Chyba, że chcieli wznowić Benny Hilla.
Cracovia z kolei weszła w mecz z animuszem. Brameczka już po kilkudziesięciu sekundach. I od razu duża kontrowersja, bo Jarzębak uznał, że Alvarez był na spalonym. No, nie wiemy.
Cracovia w kolejnych minutach może nie zamknęła Stali w hokejowym zamku, ale zepchnęła gospodarzy pod własne pole karne. Co prawda była dość przewidywalna w atakach, bo prawie wszystko grała lewą stroną, gdzie nieźle współpracowali Hanca z Pikiem, ale i Alvarez wykazywał więcej ochoty do gry, nie kopał się po czole Loshaj. Rivaldinho raz świetnie poklepał z Alvarezem i wypuścił tego drugiego na niezłą pozycję w polu karnym. Działo się.
Ale no właśnie. Cracovia potrafiła przyspieszyć, Cracovii akcję złym wybiciem potrafił uruchomić Strączek. Ale zarazem Cracovia w zasadzie stworzyła tylko takie średnio-letnie sytuacje. Jakiś strzał Pika na notę dla Strączka. Podobna próba Hancy. Kiks Alvareza, który najwyraźniej trafił w wentyl. Zgaszony przy kontrze Fiolić.
I ostatecznie klasyka gatunku jeśli chodzi o Pasy. Cracovia przeważa, Cracovia ma więcej z gry, a to rywal powinien strzelić bramkę. Jedyną stuprocentową w pierwszej części gry okazję miał Jankowski po wrzutce Getingera. Hanca w tej akcji we własnym polu karnym kompletnie się pogubił. Jankowski oddawał przyjęciostrzał na raty, a Hanca go dopiero szukał, skanował przestrzeń. Szczęście Cracovii, że Niemczycki zaimponował refleksem.
Jak Jankowski mógł tego nie trafić? 🤯 #STMCRA pic.twitter.com/RG0j4VQmxd
— Edek_99 (@Edek_99) February 19, 2021
Liczyliśmy, że w drugiej połowie, może, jednak, mecz się rozkręci. Ale była to wiara naiwnych. Zamiast tego obejrzeliśmy sporo fauli – w tym niektóre z rozmachem. Do tego przyprawa w postaci wielu strat, w tym niewymuszonych.
Sytuacje praktycznie wyłącznie z gatunku nieprzekonujących. Najlepsze, co miała Stal, to bombę wprowadzonego w przerwie Forsella – Niemczycki lekko trącił, ostatecznie poprzeczka. Gdyby wpadło, bohater. Ale nie wpadło, i poza firmowym dla siebie zagraniem Fin nie pokazał nic. Oprócz tego raz Kolew głową. Raz Zjawiński z tak ostrego kąta, z jakiego kiedyś wkręcił we Francji Jeleń i uznano to bodaj za bramkę roku. No cóż, Zjawiński gola roku nie zapisze, Niemczycki zbił to parkanami. Jakieś próby Tomasiewicza z dystansu, przytomne wstrzelenia Getingera, ale których nikt nie potrafił przechwycić.
Generalnie średnio, ale i wiele więcej w ofensywie się nie spodziewaliśmy jeśli chodzi o Stal. Miała w tym meczu setkę? Ano miała. Poza tym coś tam jeszcze, od biedy, mogłoby wpaść. Natomiast Cracovia po zmianie stron… Powtarzalność. Czyli w ich wypadku – powtarzanie mierności.
Odnotujmy jednak:
- Loshaj sytuacyjnie głową po dograniu Pika
- Rivaldinho z trudnej pozycji głową
- po dograniu Rivaldinho próbował z pierwszej piłki Pik.
Nic ciekawego, nic co na pewno musiało wpaść. Słabizna. Cracovia grała po prostu gorzej.
Nie można się przyczepić z przodu chyba tylko do Pika i Rivaldinho. Dla obu takie słowa to jednak wydarzenie. Pik praktycznie do tej pory nie grał, a dziś efektowna siatka na Dadoku, rajdy bez kompleksów, w dodatku w miarę efektowne. Oczywiście też czasem go ponosiło, bo ruleta Zidane’a, jaką pokazał, była może rzadkim na boisku ekstraklasowym widokiem, ale zarazem była też przy okazji zwykłą, pospolitą stratą. Z kolei Rivaldinho chyba zareagował pozytywnie na publiczne wsparcie Probierza i dwie okazje w przeciągu meczu pomógł wypracować, szczególnie przy tej Pika robiąc sporo. Uderzenie kierunkowe głową też przyzwoite, biorąc pod uwagę skąd strzelał.
Niemniej Pik z Rivaldinho nie zmieniają obrazu Cracovii w tym spotkaniu. Na boisko wszedł dziś w końcówce Marcin Budziński, który ostatni mecz rozegrał w marcu zeszłego roku w barwach Radomiaka, a gorzej od takiego Fiolicia na pewno nie wyglądał. Cracovia źle uprawia sport nazywany piłką nożną, Stal w zasadzie też. Wciąż ciężko uwierzyć, żeby włączyli się do gry o spadek przy tylko jednym spadkowiczu, bo są tam umiejętności, no ale powiedzmy sobie tak: przy formie Wisły Płock, Podbeskidzia i Warty na ten moment Stal pewnie uchodziłaby za największego kandydata do spadku. Cracovia lepiej od Stali nie wyglądała. A biorąc pod uwagę przestrzeń kilku ostatnich meczów, wygląda nawet gorzej.
Fot. FotoPyK
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS