Pani Anna mówi, że ci, którzy przechodzą Covid-19, mając opiekę bliskich, to szczęściarze. Z nią było inaczej, bo jest samotna. – Leżałam bez sił przez trzy dni, prawie nic nie jadłam. Wraz z atakami duszności pojawiała się panika i pytanie, czy w razie konieczności dam radę i zdążę zadzwonić po pomoc, zanim będzie za późno. Ta choroba wymaga izolacji, to walka w pojedynkę, ale mieszkającym samotnie trudniej ja znieść, jeszcze bardziej obnaża samotność – mówi nasza Czytelniczka.
Coraz więcej osób ma za sobą Covid-19. W ich relacjach często słyszymy, że nie wiedzą, czy przetrwaliby chorobę, gdyby nie opieka bliskich. Zwracał na to uwagę m.in. Robert Szokaluk, sekretarz miasta Rejowiec Fabryczny, który mówił, że gdyby nie pomoc żony, nie wie, czy dałby radę. Gorzej mają osoby samotne, które nie mogą liczyć na wsparcie domowników. Znajomych czy sąsiadów też nie chcą angażować ze względu na ryzyko zakażenia. W takiej sytuacji była pani Anna z powiatu chełmskiego. Koronawirusem zaraziła się prawdopodobnie w pracy.
– Właśnie tę pracę dostałam, a pracodawca uprzedził mnie, że w zakładzie zdarzają się przypadki Covid-19 – opowiada nasza Czytelniczka. – Odpowiedziałam, że jestem silna, przyzwyczajona do pracy fizycznej i jeszcze nie taka stara, więc tak bardzo nie obawiam się zakażenia. Miałam nadzieję, że może już mam je za sobą albo, że jeśli już się przytrafi, to nie przejdę go tak ciężko. Bardzo się myliłam. W ciągu dwóch tygodni od podjęcia nowej pracy zaczęłam mieć problemy z zatokami. Ale to mi się zdarza, więc jeszcze nie wiązałam tego z koronawirusem. Po dwóch dniach dosłownie ścięło mnie z nóg. Zostałam w domu. U koleżanki z pracy potwierdzono Covid.
Nie spodziewałam się, że będę przechodziła tę chorobę tak ciężko. Ale faktem jest, że byłam przemęczona wczesnym wstawaniem, dojazdami do pracy, obowiązkami na gospodarce. Do tego doszedł stres i dramatyczne przeżycie, spowodowane śmiercią przyjaciela. Gorzej się odżywiałam. To pewnie osłabiło organizm i bardzo źle przechodziłam Covid. Leżałam trzy dni bez sił. Bolały mnie ręce, oczy, kręgosłup. Dojście do łazienki było ogromnym wysiłkiem. Po domu hulał wiatr, a ja nie miałam siły napalić w piecu. Prawie nie jadłam.
Nie chciałam nikogo fatygować i narażać na kontakt ze mną, ale też brakowało mi apetytu. Bardzo schudłam. Jednak najgorsze w przechodzeniu Covid w samotności, bez osób bliskich, były te straszne napady duszności i kaszlu. Brakowało tchu, a to jeszcze bardziej napędzało panikę. Zastanawiałam się, czy – gdy zajdzie konieczność – dam radę zadzwonić po pomoc, czy zdążę to zrobić zanim będzie za późno.
Pani Anna mówi, że powoli wraca do siebie, ale boryka się z powikłaniami. Wciąż ma problemy z węchem, nadal bolą ją ręce i kręgosłup, a na dodatek ma problemy z pamięcią i koncentracją.
– Mam nadzieję, że to wszystko przejdzie i wkrótce wrócę do normalnego funkcjonowania – mówi pani Anna. – Ta choroba jest okropna nie tylko ze względu na swój ciężki – w wielu przypadkach – przebieg. Osobom samotnie mieszkającym jeszcze bardziej tę samotność uświadamia. (mo)
PS. Imię bohaterki artykułu zmienione, personalia do wiadomości redakcji.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS