Kiedy na początku obecnego roku szkolnego brałem się za bary z pierwszymi dwoma sezonami Cobra Kai, nie wiedziałem jeszcze, że z automatu stanie się to jeden z moich ulubionych seriali ever. Pochłonąłem wszystkie odcinki w iście ekspresowym tempie i zacząłem płakać, że trzeci sezon to wciąż ledwie plamka gdzieś daleko na horyzoncie. Minęło kilka miesięcy, a premiera, choć już coraz bliższa, wciąż jawiła się niczym sen o wiośnie. Wtem wchodzi Netflix, cały na biało, stawia nogę na stół, opiera się i wali – wrzucamy trzeci sezon o tydzień wcześniej. Myślałem, że oszaleję z radości. W nowy rok położyliśmy z żoną młodego spać i siedliśmy do oglądania. Jakoś po pierwszej w nocy skończyły się nam odcinki… Szlag! To kiedy ten czwarty sezon? I czemu tak długo?
Cobra Kai (2018) – recenzja 3 sezonu serialu [Netflix]. Po co to czytasz?
Johnny Lawrence w jednej sekundzie stracił i swoje dojo, najlepszego ucznia i szansę na szczęśliwy związek. Ogromna bójka, którą wywołała w szkole zazdrosna Tory zakończyła się w momencie, kiedy Miguel postanowił być “tym lepszym” i nie zadawać Robby’emu ostatniego ciosu. Ten jednak nie wytrzymał ciśnienia i postanowił kontynuować walkę. Cios w klatkę piersiową posłał Miguela przez barierki i prosto na znajdującą się piętro niżej poręcz. Nie wiadomo co z nim będzie. Czy w ogóle przeżyje? Jego matka wini za wszystko Johnny’ego, bo gdyby nie karate, nic by się nie stało. Jakby tego było mało Kreese skorzystał z prostolinijności swojego dawnego podopiecznego i dosłownie ukradł mu jego własne dojo. Z drugiej strony miasta Daniel ma swoje problemy. Klienci nie chcą robić interesów z człowiekiem, którego uczeń być może zabił, a na pewno mocno skrzywdził drugiego dzieciaka. Odsuwają się też od niego partnerzy biznesowi. Na przestrzeni kolejnych dziesięciu odcinków obaj senseiowie będą musieli nauczyć się kiedy walczyć dalej, a kiedy odpuścić. Stawka nie jest mała.
Jak myślisz, czy Miguel przeżyje swoje bliskie spotkanie z opartym na stalowych prętach kawałkiem drewna? Pewnie zastanawiałbym się nad tym całymi tygodniami i z napięciem wyczekiwał kiedy w końcu otworzy oczy, gdyby wypuszczony niecały miesiąc przed premierą zwiastun nie udzielił mi jasnej i klarownej odpowiedzi na wszystkie te pytania. Niby nie jest to wina samego serialu, tylko tych cieniasów z marketingu, ale i tak nie mogę tego przeżyć. Zaspoilowali też bez cienia żenady powrót kilku fajnych postaci z “Karate Kid 2”, w tym jednej, której w życiu bym się nie spodziewał. Jeśli trzeci sezon wciąż przed tobą, to wyświadcz sobie przysługę i po prostu zacznij go oglądać. Żadnych materiałów video, potencjalnie naszpikowanych spoilerami recenzji i całego tego bagna. Idź. Ocena: 9/10. Dalej będzie o tym, co w zwiastunie. I trochę więcej. Czuj się ostrzeżony.
Cobra Kai (2018) – recenzja 3 sezonu serialu [Netflix]. Idź oglądać
Daniel-san wybiera się do Japonii, aby próbować renegocjować warunki z jednym ze swoich najważniejszych partnerów biznesowych. Będąc tak blisko wioski, którą lata temu odwiedził z panem Miyagim, nie potrafi sobie odmówić pojechania w tamto miejsce. Gdzie natura wciąż nie poddała się woli człowieka, gdzie można odnaleźć spokój. Świat jednak bardzo zmienił się przez te 30 lat – na gorsze, ale i na lepsze. Podobała mi się taka nostalgiczna podróż w przeszłość i pokazanie co takiego stało się z postaciami, o których seria następnie trochę zapomniała (mmmm, Kumiko), ale wiąże się z tą historią również jedna ze słabszych stron serialu.
Otóż bliżej końca swojej wyprawy na Okinawę, Daniel-san uczy się sekretnej techniki Miyagi-do. Techniki, którą pan Miyagi postanowił przed nim ukryć (a którą scenarzyści dopiero wymyślili). Cały trening tej niesamowicie skutecznej, pozwalającej szybko obezwładnić przeciwnika sztuki trwa… jedno popołudnie. Można się kłócić, że przecież odcinki trwają zazwyczaj nie więcej niż 30 minut, więc trzeba się z niektórymi rzeczami pospieszyć, ale przecież nikt nie każe twórcom pokazywać dosłownie każdej minuty treningu. Wystarczy, że zmienią ciuchy, wspomną, że “to był najtrudniejszy tydzień mojego życia”, czy coś w tym stylu. I problem ten tyczy się więcej niż tylko tej sceny. Miguel najpierw stopniowo zaczyna delikatnie wierzgać, następnie delikatnie chodzić o kulach, a potem… biegać, funkcjonować zupełnie normalnie, kopać. No dobra, kopa akurat ma raczej słabego, ale to też tylko kwestia odpowiedniej motywacji. Nie wiem natomiast czemu zupełnie mi to tempo wydarzeń nie przeszkadza. Teraz piszę o nim tylko dlatego, że czuję, że powinienem. Może ma to związek z dosyć mocno ocierającym się o absurd klimatem serialu?
[embedded content]
W drugim sezonie nie mogłem z początku uwierzyć, że miejscowi karatecy tak po prostu kopią się po twarzach w centrum handlowym i nikt na to nie reaguje. Ani ludzie dookoła, ani nawet policja. Kiedy chwilę po tym cała szkoła zamieniła się w plac boju i ani nauczyciele, ani ochroniarze, ani znowu policja nic z tym nie zrobili, wiedziałem już, że Cobra Kai dzieje się w bardzo podobnym, ale jednak innym od naszego świecie. Pewnie nawet wtedy policja siedziałaby cicho gdyby nie to, że Miguel prawie stracił życie. Taki klimat. Trzeba być twardzielem, a nie cieniasem i się z tym pogodzić. W prawdziwym świecie nie każdy konflikt da się rozwiązać kopniakiem z półobrotu. Nie ma ludzi tak niesamowicie niedzisiejszych jak Johnny, który nie wiedział, że laptopa da się naładować, kiedy już padnie w nim bateria, a konto na facebooku nie jest przypisane do telefonu. Żeby nauczyć się ponownie chodzić po ciężkim wypadku nie wystarczy być po prostu bardzo wkurzonym, a włamanie do czyjegoś domu i rozpierniczenie wszystkiego w środku nie skończy się stwierdzeniem, że teraz to się zemścimy.
I wiesz co? To właśnie ta typowo ejtisowa mentalność, to bytowanie w świecie, w którym normalne prawo i zasady logiki się nie liczą sprawia, że Cobra Kai jest tak zajebiste. Jeśli czytasz te słowa to pewnie pierwsze dwa sezony masz już za sobą i dobrze wiesz, czy podchodzi ci taki klimat, czy nie, więc od siebie powiem tylko tyle, że trzeci sezon jest pod tym względem równie odpałowy co dwa poprzednie. Dla mnie jest to ogromny plus, który w połączeniu z raz jeszcze świetnie dobranym sountrackiem (ale wciąż brak “you’re the best around”!), charakterystycznymi, dobrze zagranymi postaciami – tak podczas walk, jak i normalnego życia – i wciągającą fabułą dają w efekcie jeden z przyjemniejszych trzecich sezonów w historii telewizji. Lepszego serialu w tym roku nie widziałem!
PS Trzeci sezon, którego serialu zrobił na tobie największe wrażenie?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS