A A+ A++

W środę wieczorem Żnin nawiedziła nawalna ulewa. To nieszczęście czy zysk? O rynnach, kanalizacji deszczowej, betonowaniu nieprzepuszczalnych powierzchni, odprowadzaniu wody z ulic i zatrzymywaniu wody w gruncie Dominik Księski rozmawia z architektem Pawłem Hałaburdzinem.

Dominik Księski: – Czy woda, która spada nam z nieba jest darmowa?

Paweł Hałaburdzin: – Nie ma nic za darmo. Zasoby są ograniczone i trzeba umiejętnie gospodarować tym, co mamy. Do tych zasobów należy woda deszczowa. 

– Woda w mieście to przede wszystkim jednak kłopot.

– Dar boży. Należy przestać traktować ją jako coś, czego szybko trzeba się pozbyć, tylko jako cenny surowiec, którego jak najwięcej należy zatrzymać.

– Domki jednorodzinne – wiadomo – mają ogródek, możesz rynny skierować na trawę, woda wsiąknie. Ale kamienice? Bloki? 

– Bloki zazwyczaj okalają trawniki, gorzej wyglądają kamienice w zwartej śródmiejskiej zabudowie.

– A każda z nich ma rynnę. Kto wynalazł rynnę i jaka jest jej historia?

– Rynna powstała, by ochronić budynek, zwłaszcza ściany, przed opadami. Najstarsze rynny sprzed pięciu tysięcy lat znaleziono w dolinie Indusu. Ale w Rosji to pewnie towarzysz Rynnow wynalazł.  

– Jakie są obowiązki rynny?

– Rynna zbiera wodę deszczową z połaci dachowej. Dalej woda deszczowa rurą spustową jest odprowadzana poza budynek.

– Woda, spływająca z rynien, najczęściej leje się na płyty chodnikowe. Czy to jest dobre rozwiązanie?

– To rozwiązanie stosowane jest w miastach od strony ulicy, w której nie ma kanalizacji deszczowej. Kiedy jest kanalizacja deszczowa, rura wpuszczona jest do ziemi i połączona z deszczówką. Trzeba natomiast pamiętać że woda spadająca bezpośrednio na grunt przejawia tendencję do jego wymywania.  

– Czyli ulicę, w której nie ma deszczówki poznamy po tym,  że w czasie deszczu leje się nam pod nogi z rynien?

– Nie zawsze, czasem deszczówkę zbudowano, ale właścicielowi budynku nie chciało się inwestować w połączenie z nią rynny. Wtedy woda z rynny przepływa przez chodnik, wlewa się na ulicę i wpływa do najbliższej kratki.

– Dzięki temu woda nie stoi na chodnikach i ulicach, chowa się pod ziemię i przestaje być kłopotem. I to jest pewnie rozwiązanie uznawane za najlepsze? 

– Kompromisowe. Generalnie rzecz biorąc – transportowanie wody deszczowej daleko od miejsca gdzie woda spadła w postaci deszczu prowadzi do wysuszania tych terenów i kosztuje niemałe pieniądze w postaci budowy podziemnej instalacji kanalizacji deszczowej.

– Ale ta kanalizacja deszczowa jest konieczna przecież, bo bez niej woda pozalewa piwnice przez okienka do wrzucania węgla i porobi inne szkody.

– Czasami kanalizacja deszczowa jest nieunikniona. Dużo zależy od chłonności i powierzchni gruntu na który wodę deszczową odprowadzamy. Nie możemy też zalewać sąsiadów.

– No właśnie – z kamienic często nie ma możliwości odprowadzenia wody na teren zielony, bo go po prostu nie ma. Jest zbudowana w XIX wieku podwórko-studnia, wyłożona płytami chodnikowymi i finto.

– Zalewanie lub groźba zalania często jest powodem wydania warunków technicznych, w których jest literalny zakaz odprowadzenia wody na własną działkę jeżeli w drodze jest rurociąg odprowadzenia wody. Żnin ma planty które okalają teren zwartej zabudowy przy rynku, To jest naturalny teren biologicznie czynny na który można spróbować częściowo przekierować tę wodę. 

– Tu się nie zgodzę. Woda z plant nie wsiąka pod ziemię, tylko utrzymuje się w postaci trzeciego jeziora żnińskiego. Jestem za tym, żeby woda wsiąkała w grunt, jak najbardziej, ale w przypadku plant nie wsiąka. Uważam – i wiele razy pisałem na ten temat – że planty winny być zmeliorowane, aby były parkiem, a nie terenem zalewowym. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?

– Każdy grunt ma swoją indywidualną strukturę i możliwości akumulacji wody deszczowej. Skuteczność odprowadzenia wody deszczowej zależy od jego powierzchni i chłonności danego gruntu. Czasami kanalizacja deszczowa jest nieunikniona. Z melioracją terenu trzeba natomiast uważać. Źle przeprowadzona melioracja może być powodem nieodwracalnych szkód.

– W żadnym wypadku nie namawiam do złej melioracji. Tu zgoda. Ale pytanie: o jakich nieodwracalnych szkodach mówisz? 

O szkodach dla środowiska związanych z meliorowaniem gruntów cennych przyrodniczo

Jakie jest Twoje zdanie na temat żnińskich planów, które przecież znasz. Jak pewnie czytałeś u nas w Pałukach – zmeliorowali je angielscy lotnicy w latach czterdziestych, a na przełomie lat 60/70 melioracja przestała działać. Teraz jej nie ma, za to trawa, kwiaty, krzewy, alejki są regularnie pod wodą. Nie robiłem tam badań geologicznych, ale wszystko na to wskazuje, że pod ziemią leży po prostu warstwa pałuckiej gliny. Co byś poradził burmistrzowi Żnina?

– Odświeżenie posiadanej wiedzy na temat struktury gruntu oraz kwerenda w zakresie wykonanych tam instalacji pozwoli ustalić przyczyny jej niedomagania. To z kolei pozwoli na podjęcie racjonalnych działań na przyszłość.   

– Powiedz mi, czy woda, spadającą na dach naszego domu może posłużyć w pionowych rurach jako źródło napędu dla elektrowni wodnej?

– Mikroinstalacje zawsze są możliwe, ale raczej jako ciekawostka. Nie słyszałem o komercyjnych zastosowaniach. Ale w takim Bergen w Norwegii gdzie pada przez dwie trzecie roku to by mogli spróbować o ile nie mają mrozów w zimie.   

– Zamarzanie i liście, które zapychają rynnę to na pewno problemy do pokonania, ale wyobraźmy sobie taki kilkukilogramowy element instalacji wytwarzającej energię, który latem wstawiamy na wysokości metra do rynny odprowadzającej wodę z dachu, a jesienią zamieniamy na zwykły odcinek. Widzę lukę na rynku.

– Coś w tym jest… Masowe zastosowanie mogło by dać zauważalną różnicę w produkcji prądu w deszczowych rejonach 

– Pomyślmy nad alternatywą dla odprowadzenia wody z dachu do kanalizacji deszczowej. Czy są budynki mieszkalne tak zaprojektowane, że woda z rynien prowadzona jest do łazienkowego zbiornika w każdym mieszkaniu i wykorzystywana do spłukiwania toalety, a tylko jej nadmiar płynie w ziemię do podziemnej sieci burzowej? 

– Rzadko i raczej jeszcze eksperymentalnie projektuje się takie rozwiązania z dystrybucją tzw. „szarej wody” – głównie na zachodzie . Woda ta jest niezdatna do picia ale do spłukania toalety już tak.

– Właśnie o takim jej zagospodarowaniu myślałem. Zawsze, gdy naciskam w toalecie klawisz i puszczam wodę pitną, mam stres.

– Wymaga to dodatkowej instalacji i oczyszczania mechanicznego – na przykład separacji liści, by nie zapchać rur.  Pośrednim rozwiązaniem jest np. muszla z dolnopłukiem gdzie zbiornik wody jest napełniany z wody sieciowej ale przez kran (zamontowany na zbiorniku) automatycznie uruchamiany po spłukaniu wody. W płynącym strumieniu wody do zbiornika można sobie umyć ręce. W mikrokawalerkach na wynajem w Japonii można spotkać takie rozwiązania . 

– Na to nie wpadłem, a to przecież takie proste! A można jeszcze to rozwinąć. Woda po myciu rąk wędruje do zbiornika, z którego spłukujemy toaletę. Jak jest jej za dużo, zawór odcina napełnianie zbiornika. Jak jej w zbiorniku nie ma – wtedy dopiero bierze z sieci. Genialne i do zastosowania natychmiast! Ale wróćmy do wody deszczowej – bo pomysł z wodą ze zlewu to pomysł na oszczędzanie wody pitnej, a naszym tematem jest deszczowa. Właściciel domku jednorodzinnego może wodę deszczową łapać w zbiornik do podlewania ogrodu. Ale jeśli wkopię zbiornik – powiedzmy na tonę wody pod ziemię, to muszę pompę do tego mieć, pompa się będzie zapychać liśćmi, psuć. Kłopot!

– O każda instalację trzeba dbać. Zbiornik na wodę deszczową nadaje się do przechwytywania deszczu nawalanego i do podlewania ogródka w okresie, kiedy opadów brakuje. Zbiornik taki rzadko zapewnia samowystarczalność  w zakresie podlewania, ale skutecznie ogranicza konieczność korzystania z płatnej wody sieciowej. Są zbiorniki naziemne i podziemne. Realizuje się również zbiorniki terenowe w formie zagłębień pozwalające przechwytywać wodę deszczową  z dnem przepuszczalnym (tzw. ogrody deszczowe ) lub nieprzepuszczalnym w formie stawów.  

– No – stawek to już dla bogaczy. Zbiornik wpuszczony w ziemię to by była elegancka forma, ale trzeba na to nieco gotówki.  Alternatywą jest ustawienie – powiedzmy – takiego dużego zbiornika na półtorametrowym rusztowaniu. Wtedy woda do podlewania będzie płynąć grawitacyjne, bez pompki. Ale, aby się taki zbiornik nie gibał – muszę wylać pewnie beton, a ja betonu nie lubię. Poza tym taki plastikowy kontener mi zaburzy krajobraz ogrodu. Same kłopoty…

– Bańkę na wodę deszczowa można postawić bezpośrednio na ziemi. Na przykład w ogrodzie rodziców woda z wiaty spływa bezpośrednio do stojącej beczki. 

– No tak – może rzeczywiście rozwiązania najprostsze będą najskuteczniejsze. Beczka, wiadro – to już było. Ciocie w Rogowie w latach 70-tych miały taki system. Zajęliśmy się wodą z nieba spadającą na dach. Teraz zajmijmy się wodą, spadającą na nasze posesje i drogi. Zostają nam trawniki i teren w różny sposób utwardzony. Alejki żwirowe, chodniki z płyt, bruk, polbruk i na koniec – ulubieniec wszystkich samorządów – beton. Może najpierw pytanie: dlaczego inwestorzy nie projektują obecnie ścieżek – zarówno rowerowych, jak i służących pieszym – żwirowych, zbudowanych tak, aby przepuszczały wodę?

– Z przyzwyczajenia i „wygody”. O ścieżki żwirowe trzeba dbać, by nie były rozjeżdżane cięższym sprzętem. Ścieżki żwirowe są dobre do parków .

– A jako ścieżka rowerowa? Przecież taka ścieżka dla rowerzysty nie jest wcale gorsza od asfaltu. A jest tańsza, przepuszcza wodę (o ile nie zaprojektowano jej na podbudowie z betonu), a opony miło szmerają, gdy się po niej jedzie.

– Być może nie zdradzę wielkiej tajemnicy ale to czasami tania metoda budowy infrastruktury rowerowej. Jak gmina nie ma pieniędzy na budowę nowych ścieżek to stawia się tabliczki przy ziemnych drogach leśnych i już można przecinać wstęgi.  

– Bez przesady, bez przesady. Ile razy zakopałem się rowerem na piaszczystym odcinku jadąc nad Jezioro Oćwieckie czy w lasach koło Szubina. Owszem – utrwalmy żwirem leśną drogę pod rowery, ale zabierzemy ją wtedy drwalom, którzy już wtedy nie wjadą na nią swoimi ciężkimi maszynami. Są przypadki, że leśnicy gotowi są na takie poświęcenie?

– Rzeczywiście, trochę pół żartem wspomniałem nie tak rzadkie przed paru laty przypadki  w ten sposób oddawanych szlaków rowerowych w okolicach Poznania. Oczywiście – jak się przeznacza ścieżkę rowerzystom, to nie powinna służyć ona za dojazd ciężkich maszyn, czy jako miejsca parkingowe.  

– W swoim czasie kupiłem cienką książeczkę wydana w latach sześćdziesiątych. Podręcznik do pierwszej klasy szkoły zawodowej na kierunku „brukarstwo”. Lektura zafascynowała mnie. Najbardziej mnie zafascynowała technologia układania bruku. Najpierw trzydzieści centymetrów tłucznia. Potem dziesięć centymetrów żwiru. Na to 2 cm podsypki – ale wyraźnie zabraniali używania piasku, a wskazywali na – nie pamiętam już terminów – mączka? mieszanka? – w każdym razie kilkumilimetrowe odłamki skalne nierównego kształtu. Na to granitowa kostka brukowa i ten sam materiał skalny na uzupełnienie przestrzeni między kostkami. I pamiętam rysuneczek, jak woda płynie między tymi ostrokrawędzistymi okruszkami skalnymi, przez żwir i tłuczeń. Czy dziś tak nie można budować?

– Można i należy trzeba stosować metodę budowania warstw z zastosowaniem tzw klińca skalnego. Tyle że beton leje się szybciej i nie trzeba go zagęszczać. Dla wykonawcy drogowego to łatwizna. To że potem taki beton pęka w niekontrolowany sposób, deformując nawierzchnie po paru latach użytkowania, nie wszystkich odstrasza. Warto zwrócić uwagę że dla posadowienia np. podkładów kolejowych nadal stosuje się przepuszczalną warstwę z potłuczonych skał i chyba nie ma obecnie lepszych rozwiązań. 

– Tak, kliniec, tak się to nazywają te okruchy skalne, które podsypuje się pod bruk i którymi uszczelnia się przestrzeń między kostkami. Powiedz mi jeszcze, dlaczego kliniec, a nie piasek, jak to jest w Żninie powszechnie stosowane?

– Dominiku, widziałeś piasek? To są zbliżone do kuleczek drobiny. A co robi woda z kuleczkami? Wymywa je, a one toczą się wesoło tam, gdzie woda je poprowadzi. Kliniec – jak sama nazwa wskazuje – klinuje się. Jest na tyle nieregularny, że dobrze ubitej podbudowy z klińca nic nie ruszy. A między tymi zaklinowanymi okruchami są przestrzenie, przez które przesącza się woda w dół – do żwiru, gdzie są kolejne przestrzenie między kamyczkami i dalej – do tłucznia, gdzie tych przestrzeni jest o wiele więcej. Tak więc woda przepływa przez bruk w dół i zasila wody podskórne. Ale kliniec ze Śląska jest droższy, niż piasek z Łabiszyna – głównie o koszt transportu. Masz odpowiedź, czemu co jakiś czas tworzą się pod chodnikiem, pod trylinką, pod polbrukiem u nas w Żninie dziury. Woda wymywa piaseczek.

– A bruk kładzie się jeszcze gdzieś starą techniką? Poza Żninem oczywiście, bo u nas wszystkie brukowe inwestycje ostatnich lat zakładały układanie kostki granitowej na sztywnej podbudowie z lanego betonu.

– Na ulicach, gdzie jest bruk, zastosowanie przepuszczalnej spoiny i podbudowy pozwala na częściowe wsiąkanie wód deszczowych w grunt pod nawierzchnią . Takie rozwiązanie udało się zastosować np. na Placu Kolegiackim w Poznaniu, co pozwoliło w dużej części odchudzić średnice wymaganej kanalizacji deszczowej i burzowej. Warto też przypomnieć inwestycję we Wronkach prowadzoną kilkanaście lat temu. Tam rozebrano ulice ze starej kostki i położono je na nowo pracując dokładnie tą starą technologią, o której mówisz.

 – Wyjaśnij mi proszę, czy technologia ciągów pieszych i rowerowych wykonywanych z polbruku obejmuje wyłącznie produkowanie terenu nieprzepuszczającego wody, czy też można zaprojektować inwestycję z polbruku starą technologią układania kostki granitowej – w taki sposób, aby tworzyła powierzchnię przepuszczalną? Chodzi mi o to, czy użycie polbruku skazuje nas z samej jego natury na zabetonowanie świata, czy nie?

Są dostępne kostki tzw. eko z elementami przepuszczalnymi w formie perforacji np. na stykach kostki. To pozwala częściowo wodzie na migrację do gruntu. Reszta tkwi w warstwach podbudowy.

– Nie rozumiem, co to znaczy w warstwach podbudowy? I nie odpowiedziałeś mi na pytanie – pod polbruk sztywno wylany nieprzepuszczalny beton jest potrzebny, czy nie?  

– Beton stanowi warstwę nieprzepuszczalną, więc stosowanie go jako podbudowy dla kostki perforowanej typu eko mija się z celem.

– Znów uciekasz od odpowiedzi. Chodzi mi o zwykłą kostkę, nie tylko typu eko. Zwykły polbruk, pozbruk. Czy jego można kłaść jak granitową kostkę – na przepuszczalnym podkładzie?  

– Podkład przepuszczalny wykonany i zagęszczony zgodnie z zasadami sztuki będzie nawet bardziej  trwały jak podkład z lanego betonu! Także pod polbruk, pozbruk i inne podobne kostki! Lany beton nie jest koniecznością. Zwykła kostka nie posiada zwiększonej perforacji pozwalającej na lepsze odprowadzenie wody w grunt, ale jeśli położy się ją na warstwach przepuszczalnych, to i tak naturalnie woda z niej będzie próbowała spoinami spłynąć w głąb. Róbmy przepuszczalne spoiny, kładźmy kostkę na przepuszczalnym podkładzie. 

– Podsumujmy naszą rozmowę. Deszcz z rynien?

– Jeśli  chodzi o rady dla czytelników Pałuk mieszkających w domkach – to: beczka, a jeśli ktoś chce pójść krok dalej – montaż dużego zbiornika, w który będziemy chwytać deszcze nawalne, zbiornika stojącego przy domu lub wkopanego.

– Dla mieszkańców lub właścicieli kamienic i bloków mamy rekomendacje?

-Jeżeli tylko przy budynku jest teren zielony, chłonny to nie ma żadnych przeciwwskazań, aby tam odprowadzać wodę. Dla bloków i kamienic w zależności od sytuacji potrzebne jest szersze zaangażowanie na poziomie wspólnoty mieszkańców, spółdzielni  lub samorządu osiedlowego, aby wprowadzać rozwiązania, które pozwolą na zatrzymanie wody deszczowej tam, gdzie spada.  

– A jeśli chodzi o inwestorów dróg, ścieżek rowerowych, chodników? Przecież jak im powiesz, żeby budowali drożej – wyśmieją Cię.

 – Budować trzeba trwale. A taniość to pojęcie względne. Wliczając koszty powtarzających się  napraw – budowanie niezgodne ze sztuką budowlaną wcale nie jest tanie. 

– Ale kostka kładziona na beton weszła do kanonu sztuki budowlanej i jest powszechnie uważana za dobrą technologię.

– A nie wygina się to wszystko na wymytym przez wodę piasku po kilku latach? Nie wypucza się? Wiem, że tak się robi. Ale pora zdać sobie sprawę z tego, że wszędzie, gdzie tylko można, należy ograniczać budowę komunikacyjnych powierzchni nieprzepuszczających wodę. To jest technologia może tańsza w chwili budowy, ale gorsza w perspektywie kilkudziesięciu lat, awaryjna i nieekologiczna.

– Dziękuję. Rozumiem, że jeśli chcemy coś zrobić z deszczem, nie możemy wylewać dziecka z kąpielą. Są sytuacje, w których należy wodę odprowadzać poza posesję i kierować do Bałtyku, ale to powinniśmy traktować jako wyjątek, a skupiać się na tym, jak spadającą z nieba wodę wykorzystać, gdyż żyjemy w przestrzeni o ograniczonych zasobach i trzeba umiejętnie nimi gospodarować?

– Dominiku, sam bym lepiej tego nie ujął, o to właśnie chodzi. 

z architektem i urbanistą Pawłem Hałaburdzinem rozmawiał miłośnik wody z górskich źródeł Dominik Księski

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRozbudowa Pływalni Miejskiej w Jędrzejowie
Następny artykułPokojowe manewry szwejkowskie