Taki to był weekend w Ekstraklasie, że w kontekście sędziów więcej mówiło się o greckiej eskapadzie Pawła Raczkowskiego i jego zespołu, a nie o tym, jak arbitrom szło na polskich boiskach. Ale i powodów do mówienia o sędziowaniu w Polsce było mniej, bo i kolejka była dość czysta. A i rażących błędów nie było zbyt wiele.
Zaczynamy od bodaj najgorętszego meczu tej kolejki, czyli Miedź kontra Legia. I może stopniujmy trudność oceny sytuacji. Nieuznany gol Miedzi w samej końcówce doliczonego czasu gry.
Narsingh jest na spalonym. Nawet jeśli współpartner nie zagrywa do niego w sposób celowy i kontrolowany (jest tutaj rykoszet po zagraniu przez obrońcę Legii), to nie ma to znaczenia na gruncie przepisów. Zagranie jest zagraniem. Gol słusznie nieuznany.
W kwestii kartki dla Domingueza dosłownie moment wcześniej – dostał żółtą, a powinien?
A powinien czerwoną. Mamy tu faul bez możliwości zagrania piłki (zobaczcie jak daleko Ribeiro zdążył ją już zagrać), mamy atak korkami na łydkę prawej nogi, a później stempel na achillesa lewej nogi. Zagranie z gatunku tych skrajnie niebezpiecznych – nawet jeśli nie ma tu wielkiego impetu. Zresztą staw skokowy legionisty wygina się w taki sposób, że aż dziwne, że nie doszło tu do jakiegoś poważniejszego skręcenia kostki. As kier, uzupełniamy rubryki „sędzia pomógł/zaszkodził”, ale nie weryfikujemy rezultatu, bo do końca meczu pozostało w tamtym momencie ledwie kilka minut.
Co jednak z karnym dla Legii?
Pojawiły się głosy, że karnego nie powinno być, bo Wszołek z bliska nabija rękę Matyni. Problem polega na tym, że… nie ma to większego znaczenia. W przypadku takich sytuacji – gdzie zawodnik blokuje piłkę zagraną przez rywala – kluczowym czynnikiem jest to, czy obrońca powiększył obrys ciała nienaturalnym ułożeniem rąk. I obrys ciała jest powiększony. A czy ręce są ułożone w sposób naturalny? No nie. Ktoś powie, że skoro przepychasz się z rywalem, to coś z rękoma trzeba zrobić. Okej, coś możesz zrobić, na przykład wystawić je w przód, ale wówczas bierzesz na siebie ryzyko, że zostaniesz trafiony w nie piłką i będzie rzut karny. Czy to życiowe przepisy i wytyczne? Cholera wie – to temat na inną dyskusję. Ale fakty są takie, że zgodnie z przepisami sędzia podjął właściwą decyzję o podyktowaniu rzutu karnego.
A co z anulowanym golem Radomiaka w starciu z Rakowem?
Sprawa jest prosta – Machado jest spóźniony względem obrońcy Rakowa, to zawodnik „Medalików” zagrywa piłkę, a następnie piłkarz Radomiaka stawia mu stempel na stopie. I to tak klasyczny stempel, że śmiało mógłby być słownikową definicją tego zagrania. Radomiak wszedł tutaj w posiadanie piłki i strzelił gola w następstwie tej akcji, więc VAR mógł (a nawet powinien) interweniować, co też uczynił. Pewnie znajdą się osoby, które będę porównywać tę sytuację do anulowanego karnego dla Rakowa tydzień temu – to jednak zupełnie inne przypadki. Analogiczna sytuacja byłaby wtedy, gdyby Machado zagrał piłkę, a później Papanikolaou wjechał mu nogą pod stawianą stopę.
No dobra, a co z faulem Matrasa na Sanchezie w meczu Widzewa ze Stalą?
Sędzia nie odgwizdał faulu, poszła akcja Stali, goście wywalczyli rzut rożny, po którym padła bramka. Niestety VAR tutaj interweniować nie mógł, bo akcja została zakończona po tym, jak piłka opuściła boisko przez linię końcową. A szkoda, bo faul Matrasa jest ewidentny i to jeszcze taki na żółtą kartkę – łokieć w górę, ruch ręka-twarz, spora siła. Ale jak już wspominaliśmy kilkukrotnie – nawet w „Niewydrukowanej” nie wracamy do akcji po tym, jak piłka wyszła poza boisko, bo tylko przesuwalibyśmy granicę: tu źle aut, tu faul dwie minuty wcześniej, tutaj ręka trzy akcje temu. Ale błąd sędziego jest oczywisty.
Zastanawialiśmy się jeszcze nad sytuacją, gdy Koutris sygnalizował faul w starciu z Cracovią.
Śmierdzi tu wapnem. Ostatecznie brak karnego nie wpłynął na wynik spotkania, ale wyobraźcie sobie takie przytrzymanie za koszulkę w 90. minucie meczu przy stanie 2:2. Niby to ciągnięcie trwa tylko sekundę czy dwie, do tego dochodzi do niego w gąszczu zawodników, ale efekt jest taki, że Koutris zostaje lekko wytrącony z równowagi i do piłki już nie dochodzi. Po piłkarsku – miękko, miękko. Ale zgodnie z przepisami – śmierdzi tu wapnem.
WIĘCEJ O SĘDZIACH:
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS