A A+ A++

– Nawet dorosłemu mężczyźnie jest niemiło słuchać np. “co ten s… tutaj robi, niech sp… do szpitala, tam jest jego miejsce, a nie roznosi choroby” – przytaczał obelgi z jakimi się spotkał.  

Zauważył, że gdyby poważnie traktować te uwagi, to pracownicy służby zdrowia w ogóle nie mogliby wychodzić z domu. – Doświadczyłem tego przed kilkoma dniami pod jednym z marketów – mówił Piotr Chudy. Dodał, że jego koleżanka znalazła się w podobnej sytuacji. 

“Było widać uśmiechy, ale i zbulwersowanie niektórych”

Pytany, jak zareagował, przyznał, że “paca w takim zawodzie uczy umiejętności zachowania”. – Czasami lepiej przemilczeć, bo od agresji słownej jest cienka linia do innej agresji, łącznie z rękoczynami – wyjaśniał. 

ZOBACZ: Wczoraj oklaski, dziś wykluczenie. Pielęgniarka dostała okropną wiadomość

Agnieszka Gozdyra zapytała, czy ktoś inny zareagował. – Było widać uśmiechy, ale i zbulwersowanie niektórych – przyznał. Ale nikt nie zareagował mówiąc np. “panie, zamknij się pan, co pan opowiadasz” – opisał ratownik.

  

W interecie pojawiają się informacje o przypadkach, w których ktoś za wycieraczką auta znalazł “przesłanie” od sąsiadów. Głośny był przykład poznańskiej piekarni, która poprosiła, by personel medyczny nie kupował u nich chleba.  

Dziennikarka pytała, jak sobie tłumaczy takie historie. – Nie jestem młodym człowiekiem, troszkę już w zawodzie pracuję i w różnych sytuacjach zdarzało mi się być – odparł. Przyznał, że takiego zachowania nie potrafi tego wyjaśnić. – Jedynym uzasadnieniem takich reakcji jest strach. W tej obawie niestety nie wszyscy stosują się do zaleceń – skonstatował. 

“Strach takich zachowań absolutnie nie tłumaczy”

– Strach nie może usprawiedliwiać agresji czy hejtu – zauważyła Agnieszka Gozdyra dodając, że przecież medycy na co dzień mają do kontakt z osobami, o których nie wiedzą, czy są zdrowe czy nie, czy są bezobjawowi. – Ten strach towarzyszy nam wszystkim. Bo czy wy moglibyście nie ratować kogoś dlatego, że właśnie się boicie, gdyby to zadziałało w drugą stronę? – pytała dziennikarka.

– Pewien mistrz powiedział, że tylko głupi się nie boi. Kto mówi inaczej – kłamie – zauważył Piotr Chudy. – Nikt z nas nawet na moment się nie zawaha w momencie, kiedy trzeba będzie udzielić pomocy osobie w stanie zagrożenia życia, czy innych sytuacjach zdrowotnych – zapewniał. Ale mocno podkreślił: – Strach takich zachowań absolutnie nie tłumaczy.

ZOBACZ: “Katastrofalne”. Epidemiolog o konsekwencjach fałszywych wyników testów, których jest coraz więcej

Zdaniem ratownika biały personel “zawsze był chłopcem do bicia, zawsze nas można było zgnębić, zawsze można było napisać skargę”. –  Uważa się, że my jesteśmy zupełnie z inne gliny ulepieni. Myślę, że to też jest podłoże do takich zachowań – przypuszczał. 

“Cztery reanimacje. Na jednym dyżurze! Od godz. 7 do godz. 18”

Opisał jeden ze swoich ostatnich dyżurów. – W zespole trzyosobowym, mieliśmy cztery reanimacje. Na jednym dyżurze! Od godz. 7 do godz. 18 – opisywał. 

Opowiedział też o sytuacji sprzed epidemii, kiedy przyjechał na wezwanie. – Badamy pacjenta, w międzyczasie pojawia się małe dziecko 3-4-letnie, a mamusia podchodzi do niego i mówi “jak będziesz niegrzeczny to ten pan przyjedzie i zrobić ci zastrzyk”. Zadałem pani pytanie, czy straszy też dziecko św. Mikołajem i jak się czuje, kiedy ktoś, kim straszy swoje dziecko udziela pomocy bliskiej jej osobie – opowiadał Piotr Chudy.

Twoja przeglądarka nie wspiera odtwarzacza wideo…

grz/ polsatnews.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWójcik: Prokurator Wrzosek minęła się z powołaniem, powinna być politykiem
Następny artykułPożar w Krościenku nad Dunajcem (zdjęcia)