Donald Tusk musi mieć jakiś wielki problem z Władimirem Putinem i Rosją. Albo raczej się czegoś boi w związku z tym, co mogą mu zrobić służby i agendy Putina. Można tak sądzić po wręcz obsesyjnym dopatrywaniu się rosyjskich śladów we wszystkim, co robi rząd Prawa i Sprawiedliwości. Ponieważ dowodów na to brak, a wręcz Putin prowadzi wojnę z Polską pod rządami PiS (na razie hybrydową, ale straszy tradycyjną), rosyjska obsesja Tuska (albo strach gdzieś w Rosji ulokowany) musi wynikać z innych powodów.
2 stycznia 2022 r. Donald Tusk napisał na Twitterze: „Jeśli PiS naprawdę sprzedał stacje Lotosu węgierskiej firmie MOL, politycznie związanej z Moskwą, to znaczy, że Ład Kaczyńskiego jest bardziej rosyjski, niż sądzili najwięksi pesymiści”. Nie napisał „Polski Ład”, ale aluzja jest oczywista. Tylko związek Polskiego Ładu z fuzją Orlenu i Lotosu oraz nakazaną przez Komisję Europejską sprzedażą części aktywów Lotosu, jest mniej więcej taki, jak związek Tuska ze „szczerością” (książka „Szczerze” oraz szczerość w dotychczasowych politycznych rolach) i pracowitością (zwykle trwający 3,5 dnia tydzień pracy, gdy był premierem i faktycznie mniej więcej dwudniowy tydzień pracy, kiedy sprawował funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej).
„Chciałabym przypomnieć, że to Pan chciał sprzedać Rosjanom Lotos i Możejki i w tym Pana nikt nie przebije. Prosimy nie powielać medialnych spekulacji” – odpowiedziała przewodniczącemu PO rzeczniczka Orlenu Joanna Zakrzewska. W marcu 2011 r. premier Tusk mówił: „Nie ma kraju, który wzgardziłby pieniędzmi inwestorów i Polska nie jest krajem, który może się od inwestorów odwracać. Nie ma żadnej ideologicznej przesłanki, by mówić kategorycznie ‘nie’ inwestorom z jakiegokolwiek kraju, także z Rosji. Nasi sąsiedzi są również od tego, abyśmy robili z nimi wspólne interesy”.
Rok po deklaracji Tuska, w marcu 2012 r., w Sejmie doszło do pierwszego czytania „obywatelskiego projektu ustawy o zachowaniu przez Państwo Polskie większościowego pakietu akcji Grupy Lotos SA”. 198 posłów PO i 17 z współrządzącego PSL chciało projekt ustawy od razu wyrzucić do kosza. Przegłosowała ich opozycja: także ta z SLD, a nawet Ruchu Palikota. Nawet oni wiedzieli jak niebezpieczne byłoby wpuszczenie wilka do owczarni. Tylko nie Tusk. Albo wiedział, ale musiał.
Może nie być przypadku w tym, że w marcu 2011 r., czyli niecały rok po katastrofie smoleńskiej, Tusk tak przychylnie mówił o rosyjskim kapitale i inwestycjach Rosji w Polsce. Proces „rozumienia” Rosji i Putina zaczął się u Tuska najpóźniej w lutym 2008 r., gdy jako premier udał się z wizytą do Moskwy. Putin wyczuł słabość rozmówcy nawet po jego gestach i sposobie prowadzenia rozmowy. Dlatego odważył się na rzecz niebywałą: zaproponował udział w rozbiorze Ukrainy. Nikomu innemu z europejskich przywódców o tym nie wspomniał, tylko Tuskowi.
Szanujący się przywódca po propozycji rozbioru suwerennego państwa powinien przerwać rozmowę i oświadczyć, że zaraz wszystko ujawni mediom. Ale nie Tusk. On milczał. A z nagrań tamtego spotkania łatwo odczytać, że był wyjątkowo wystraszony i niepewny. Nie milczał ówczesny szef MSZ, Radosław Sikorski, pytany o to przez „Politico”. Raczej nie z powodu racji stanu, tylko zapewne uznał, że może na tym coś zyskać. Na przykład przewagę nad Tuskiem jako naiwniakiem bądź człowiekiem z jakiegoś powodu zastraszonym. Przewagę potrzebną choćby w ubieganiu się o unijne stanowiska. Może nie ma też przypadku, że Tusk potem wiele ugrał, a Sikorski nic.
Gdy w dniu katastrofy smoleńskiej Tusk poleciał do Rosji, Putin wykorzystał całą swoją i służb tajnych wiedzę o ówczesnym polskim premierze. Także tę zdobytą 1 września 2009 r., gdy spotkali się nie tylko na molo w Sopocie. Putin wiedział, że ma przed sobą człowieka słabego, którego może wykorzystać, jak chce. Mógł się spodziewać, że Tusk przyleci do Smoleńska kompletnie nieprzygotowany, nieobeznany z procedurami i rozwiązaniami prawnymi, jakie powinno się stosować w wypadku takiej katastrofy.
Sam Putin już w pierwszej godzinie po katastrofie miał gotowe rozwiązania, które uwzględniały interes Rosji i były dla Moskwy najmniej dolegliwe w bardzo kłopotliwej dla władz tego państwa sytuacji. I te rozwiązania Putina Tusk połknął jak pelikan. Na zdjęciach z miejsca katastrofy widać nie silnego polityka, tylko kukiełkę, nawet w tak dramatycznej sytuacji wdzięczącą się do władcy Rosji. A po Smoleńsku było już tylko gorzej.
Tusk zgodził się, by szef MSZ Radosław Sikorski uczynił we wrześniu 2010 r. ministra spraw zagranicznych Rosji, Siergieja Ławrowa, mentorem i przewodnikiem polskich ambasadorów wezwanych z placówek. Tusk zgodził, by gen. Janusz Nosek, ówczesny szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, podpisał tajną umowę o współpracy z Federalną Służbą Bezpieczeństwa Rosji (w maju 2013 r.). A gdy już Angela Merkel zapewniła go, że zostanie przewodniczącym Rady Europejskiej (potem jeszcze przez około rok był premierem), bardzo się pilnował, by nie zrobić nawet drobnego gestu, który byłby źle oceniony na Kremlu. Taki był jeden z warunków objęcia stanowiska „prezydenta” Europy.
Tusk niby wiedział o wyjątkowej szkodliwości Nord Stream dla Polski i państw regionu, szczególnie dla Ukrainy, ale nie zrobił nic, żeby zablokować ten projekt. Także jako przewodniczący Rady Europejskiej. Za to jako premier w 2010 r. uzależnił Polskę od dostaw gazu z Rosji – na warunkach Moskwy. Umowę podpisał ówczesny wicepremier Waldemar Pawlak, ale tylko naiwni mogą twierdzić, że bez zgody szefa rządu zgodzono się na katastrofalne warunki oraz obowiązywanie umowy do 2037 r. Dzięki pomocy Komisji Europejskiej udało się potem ograniczyć czas trwania umowy do końca 2022 r. Ta umowa to był wielki prezent dla Putina.
Tusk zawsze był wprawdzie uległy i strachliwy wobec możnych tego świata, ale jego postępowanie wobec Putina i Rosji budzi zdumienie. Właściwie dotychczas wszystko było w tych relacjach nie tak. Kiedy Donald Tusk wrócił do polskiej polityki z dużym natręctwem oskarża PiS, rząd i polityków rządzącej większości o prorosyjskość. Wygląda to sztucznie, a wręcz jak sposób przykrywania czegoś innego. A przecież znamy choćby doświadczenia Ochrany, gdy najgłośniejsi przeciwnicy cara i ustroju ówczesnej Rosji wcale takimi nie byli. Uzasadnione jest więc pytanie, co się kryje za działaniami i wypowiedziami Donalda Tuska na temat Putina i Rosji. Bo trudno przyjąć, że w tych sprawach mówi on szczerze.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS