Początek jesieni to zawsze poruszenie na blogach. Pewnie jesteście zasypywani informacjami o tym, co robią inni, żeby ich dzieci nie chorowały. Suplementacja kolorowymi żelkami, magiczne mikstury, cudowne odzienia i niepodważalne porady atakują ze wszystkich stron. Ja w tym roku wyluzowałam kompletnie. Pewnie powiecie, że moje dzieci są już starsze (4 i 7 lat to już nie takie maluchy) i nie muszę się tak bardzo martwić o to, że będą bez przerwy chorować, bo przez te kilka lat nabrały naturalnej odporności. I tu macie rację. Moje dzieci uczęszczają do placówek edukacyjnych od kilku lat, więc częste infekcje już nam nie straszne. Jednak i w tym roku dostaję od Was i od znajomych pytania, co daję dzieciom na odporność. I są to pytania nie od rodziców maluchów, które zaczynają swoją przygodę ze żłobkiem czy przedszkolem, czy też dzieci z zaburzeniami odporności. Pytają o to rodzice dzieci, które nie mają większych problemów z odpornością, rzadko kiedy chorują.
Jako że moje dzieci są wcześniakami (w tym jeden skrajny wcześniak), to ja lat testowałam wiele wspomagaczy odporności. Naprawdę przeszliśmy przez przeróżne specyfiki. Z każdym rokiem jednak podawałam dzieciom coraz mniej. Skupiałam się tylko na tych, które działanie rzeczywiście jest potwierdzone badaniami. W tym roku ograniczyliśmy się do minimum, które które dostarcza dzieciom tego, czego potrzebują, aby trzymać się zdala od chorób. I u nas świetnie się to sprawdza – dzieciaki nie chorują.
Dbamy o powietrze
Z każdym rokiem z powietrzem w Polsce jest coraz gorzej. I mimo że mówiłam i pisałam o tym już wielokrotnie, to powtórzę jeszcze raz – obecnie nie da się żyć bez oczyszczacza powietrza. I mimo że mieszkamy na wsi, z dala od spalin i wielkomiejskiego smogu; mimo że mamy w domu wiele nowoczesnych rozwiązań – wentylacja mechaniczna, ogrzewanie pompą ciepła, to i tak problem zanieczyszczonego powietrza dotyka również nas. Smród z kominów na wsi wlatuje nam do domu nawet przez okap. Codziennie, od ok godz. 17:00 czuć (dosłownie), że piece na wsi ruszyły pełną parą. Oczyszczacz powietrza powinien teraz być takim samym podstawowym wyposażeniem domu jak odkurzacz.
Nawilżamy
Zauważyłam, że gdy wyjeżdżamy gdzieś, gdzie jest suche powietrze (u nas wilgotność jest ok), to bardzo szybko wysuszają nam się śluzówki nosa, robi się sucho w gardle – zaczyna drapać, boleć. U nas w domu za odpowiednie nawilżenie powietrza dba głównie rekuperator, u wielu osób tę funkcję pełni nawilżacz powietrza. Często jednak osoby, które mają suche powietrze w domu, po rozpoczęciu sezonu grzewczego zaczynają mieć dolegliwości ze strony układu oddechowego i nie łączą tego z suchym powietrzem. Warto o tym pomyśleć i zbadać poziom nawilżenia powietrza.
Szczepimy się
Moje dzieci mają wszystkie aktualne szczepienia obowiązkowe. Poza tym szczepieni też byli na pneumokoki. Bardzo żałowałam, że mimo iż byli wcześniakami, nie dostali profilaktyki przeciwko wirusowi RS (teraz taka profilaktyka – warto o tym wiedzieć). W tym roku zaszczepiłam ich dwiema dawkami Bexsero przeciwko meningokokom typu B. O szczepieniu przeciwko meningokokom pisałam Wam już we wpisie Dzieciaki szczepienie zniosły bardzo dobrze. Nie pojawiła się nawet gorączka, a jedynie delikatny ból w miejscu wkłucia. Ale czym jest chwilowy ból w porównaniu z zabezpieczeniem, jakie daje szczepienie przed podstępnymi meningokokami? Dzieci już pewnie dawno zapomniały o tym, że miały jakieś wkłucie (mimo że było kilka miesięcy temu), a ja od tego czasu śpię spokojniej. I, mimo że, od czasu szczepienia chłopcy nie mieli objawów przeziębienia, to jestem przekonana, że – gdy już się pojawi – podejdę do tego tematu ze znacznie większym opanowaniem niż zwykle. Jak już pisałam wcześniej – podczas każdej, zwykłej gorączki bardzo bałam się sepsy. Jeżeli nie wiecie, jak szybko może postępować zakażenie meningokokowe i jakie może nieść za sobą skutki, to poczytajcie na .
Ruchy, ruchy!
Staramy się sporo ruszać. Co prawda dzieci nie mają problemu z brakiem ruchu i nigdy nie miały, bo raczej nie potrafią za długo usiedzieć w jednym miejscu, ale teraz równiez i my – starszy zaczęliśmy się ruszać. Ruszamy się nie tylko z dziećmi podczas codziennych zabaw czy spacerów, ale również dodatkowo ja i Grzesiek chodzimy 3 razy w tygodniu na zorganizowane zajęcia (on na siłowni, ja na jogę). Dzieciaki z kolei raz w tygodniu mają basen. Poza tym codziennie w szkole i przedszkolu mają zajęcia ruchowe (codziennie w-f, zajęcia piłkarskie, w szkole akrobatykę).
Nie biegniemy z każdym glutem do lekarza i nie faszerujemy dzieci suplementami
Nie faszerujemy ani siebie, ani dzieci niepotrzebnymi suplementami ani syropkami od wszystkiego. Od dłuższego czasu, gdy widzimy, że dzieciaki zaczyna brać choroba, to po prostu podajemy witaminę C i ewentualnie – jeżeli pojawia się gorączka – coś przeciwgorączkowego. Jeżeli gorączka nie mija po 2-3 dniach, wybieramy się do lekarza. Praktycznie zawsze mija.
Energia ze słońca
Jedyną rzecząm na poprawienie odporności, którą podajemy dzieciom doustnie, są krople z witaminą D. Za każdym razem, gdy widzimy się z lekarzem, proszę o wypisanie recepty na witaminę D. Nie żadne świecące żelki. My wybieramy LEK z witaminą D.
Jesteś tym, co jesz
Co prawda nie żywimy się jedynie jarmużem, burakami i kiszonkami, ale staramy się być świadomym konsumentem. Tak samo, jak czytamy metki ubrań, tak analizujemy składy produktów, które wrzucamy do koszyków, a potem do naszych brzuchów. I choć zdarza nam się zjeść w fast foodzie i mamy w domu słodycze, to doskonale rozumiemy, że jesteśmy tym, co jemy i próbujemy jeść zdrowiej.
Sen to zdrowie
Podczas snu mózg odpoczywa, regeneruje się, ma czas na przetrawienie wszystkiego, czego uczył się w ciagu dnia. Sen ma również wpływ na gospodarkę hormonalną, Dlatego tez staramy się, żeby dzieciaki spały co najmniej 10 godzin. Kładziemy je spać ok. 20:00. Wstają codziennie (niestety w weekendy również) po 6:00.
Spokój, tylko spokój nas uratuje
Doskonale wiem, jaki wpływ na zdrowie całego organizmu, ma nasze zdrowie psychiczne. W ciągu swojego życia przekonałam się wielokrotnie o tym, jak bardzo stres może odbić się na zdrowiu i wywołać różnego rodzaju choroby. Dlatego też staramy się jak najwięcej czasu odpoczywać i „robić nic”. Nie jesteśmy zbyt modni i nasze dzieci, poza basenem w weekend, nie chodzą na żadne zajęcia dodatkowe. Uczestniczą jedynie w tym, co oferuje przedszkole i szkoła. Gdy my kończymy pracę, odbieramy ich i po prostu wracamy do domu.
Jak mówią, że nie jest im zimno, to im wierzę
Wiem, że każdy inaczej odczuwa ciepło i zimno. Ja jestem zmarzluch i marznę przez większość roku. Dzieciom i Grześkowi rzadko kiedy jest zimno. Grzesiek potrafi zimą biegać w krótkich spodenkach. Kiedyś pojechał tak do hotelu, bo zapomniał się przebrać przed wyjściem z domu. Gdy zaczyna się robić chłodniej, ja muszę od razu zakładać cienkie czapki, żeby chronić się przed zapaleniem zatok, które bardzo lubi do mnie wracać. Dzieci z kolei rzadko kiedy zakładają czapki. Ostatnio pani ze szkolnej świetlicy zwróciła nam uwagę, żeby dać dziecku czapkę. Tylko że moje dziecko ma w szatni dwie czapki. Dbam jednak o to, żeby ich bluzy i kurtki zawsze miały kaptur. Zdecydowanie bardziej wolą zakładać kaptur niż czapki.
Zdaję sobie sprawę z tego, że jeżeli Wasze dzieci są młodsze od moich, jeżeli dopiero zaczęły przygodę ze żłobkiem i przedszkolem, jeżeli mają problemy z obniżoną odpornością, moje rady mogą nie być dla Was wystarczające. Być może jednak uświadomicie sobie dzięki temu wpisowi, że to wszystko mija, że dzieci nabierają naturalnej odporności. Że za kilka lat wystarczą szczepienia i racjonalne podejście do życia. A jeżeli Wasze dzieci są w wieku moich dzieci i rzadko kiedy chorują, to naprawdę wystarczy im tylko to, co my stosujemy u naszych dzieci.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS