Reakcje na teledysk Maty pokazują jedno – by zainteresować szerszą publiczność hip-hopem, nadal trzeba go opakować w aurę skandalu.
Powoli opada kurz po medialnej szarży, jaką przypuścił 19-letni Mata (Michał Matczak) swoim teledyskiem do utworu „Patointeligencja”. Opis życia absolwentów prestiżowych liceów (dokładniej stołecznego Batorego), pełen alkoholu, seksu i narkotyków („Mój ziomo chciał wypłatę starego przećpać / Nie pykło, bo była tak wielka, że dużo prędzej by tu kopnął w kalendarz”), trafił w miejsca, w których hiphopowa twórczość raczej nie gości.
Łzę nad losem warszawskiej młodzieży z dobrych domów uronił Krzysztof Bosak, swojej ojcowskiej rady dla rodziców twórcy nie pożałował świeżo odgrzebany przez publiczne media Jarosław Jakimowicz („Ja bym go posłał do wojska!”), zaś Tomasz Terlikowski przypomniał sobie, że w jego liceum też „chlało się wódę, szukało rozmaitych okazji i szalało”.
Wywołany do tablicy wicedyrektor Batorego zapewniał wprawdzie w „Wyborczej”, że „nikt nie został w liceum złapany pod wpływem alkoholu czy narkotyków”, czemu wiary nie dała najwyraźniej Krystyna Pawłowicz („A tak się chwalą i szczycą swym poziomem…”). Sam teledysk został zaś wyemitowany w głównym wydaniu „Wiadomości” jako ilustracja patologii dręczących środowisko liberalnych mediów i atak wymierzony w znanego prawnika prof. Marcina Matczaka – prywatnie ojca Maty. W końcu nie co dzień zdarza się, by syn przedstawiciela elit przeciwnych reformie sądów rapował o tym, że zawsze chciał być „gangsta”.
Bartek Chaciński: Rapowe nowe słowa w starym roku
Polski rap stał się muzyką popularną
Wszystko to w ciągu zaledwie kilku dni i za sprawą debiutanta. Bo choć Mata ma na koncie kilka klipów liczących miliony wyświetleń, żaden z nich nie wyszedł szerzej poza rapową publikę. I trudno zakładać, by udało się to kolejnym – reakcja na „Patointeligencję” dobitnie pokazuje bowiem, jaki jest stosunek masowego odbiorcy do hip-hopu. Ten przypomina nieco status teatru czy sztuk wizualnych, które stają się tematem ogólnonarodowych debat jedynie przy okazji skandalizujących premier w rodzaju „Klątwy”.
Różnica jest jednak w liczbach – według list sprzedaży i statystyk odsłuchań polski rap jest już od dawna muzyką popularną, co plasowałoby go raczej na pozycji odpowiednika hollywoodzkich blockbusterów (cztery na pięć najchętniej słuchanych w tym roku płyt na Spotify w Polsce to albumy hiphopowe). Mimo to nadal w powszechnej wizji pozostaje raczej terytorium dzikim i niezbadanym, z którym obcowanie miewa w sobie ekscytującą aurę zapuszczania się w rejony odwiedzane głównie przez reporterów programu „Uwaga”. Doskonale wykorzystuje to „Patointeligencja”, dostarczając pożywki zarówno tym, którzy z troską pochylają się nad portretem zagubionej młodzieży, jak i przeciwnikom, którzy dostrzegają w niej raczej dowód na degenerację wielkomiejskich elit.
Czytaj także: Nowe pokolenie raperów
Mata zaczął robić rapy
Znika w tym wszystkim prawdziwa wywrotowość Maty, jaką jest bezwstydne obnoszenie się swoim „bananowym” pochodzeniem. Bo choć historie o zawłaszczeniu rapu przez twórców wychowujących się w trudnych warunkach należałoby włożyć między bajki (co potwierdzają choćby biografie Tedego, Eldo czy O.S.T.R.-a), wywodzenie się z dobrze sytuowanej rodziny pozostawało dotąd raczej ciążącym na „autentyczności” bagażem, który najlepiej jest przemilczeć. Tymczasem Mata bezwstydnie przyznaje w kawałkach, że nie dość, że zawsze chciał być z bloków i zaczął rapować, bo miał „dość tego ciepła i piękna”, to nawet pseudonim wymyślił mu ojciec na wakacjach. Przesuwa tym samym granicę tolerancji wewnątrz rapowej sceny, oswajając ją z pozoru oczywistą kwestią – że skoro rap jest muzyką, której słuchają dziś wszyscy niezależnie od pozycji na społecznej drabinie, to każdy ma takie samo prawo próbować w niej swoich sił jako wykonawca.
Wymyka się jednak tym, którzy z miejsca chcieliby umieścić go na pozycji głosu pokolenia i twórcy zaangażowanego. Kilka wydanych dotąd singli zapowiadających planowany na styczeń debiutancki album „Sto dni do matury” pokazuje, że bliższe Macie jest raczej umiejętne poruszanie się na granicy kiczu i autoparodii, co stawia też w nieco innym świetle samą „Patointeligencję”.
Której kluczowym tezom sam zaprzecza zresztą w utworze „Mata Montana”, wyznając: „Zacząłem tu robić te rapy i kłamałem chyba wam wcześniej / Bo zacząłem robić te rapy, by z Hannah Montaną na scenie / Za rękę zaśpiewać te »Nobody is perfect«”. Która wersja tej historii jest bliższa prawdy, wie chyba tylko sam Mata. I może lepiej, żeby tak zostało.
Czytaj także: Katolicki pop, chrześcijański rap
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS