A A+ A++

Raków Częstochowa i Pogoń Szczecin jesienią skompletowały tyle samo punktów i przezimowały na drugim i trzecim stopniu podium. Nic dziwnego, że w obu klubach apetyty są spore. Zapachniało możliwością sukcesu. Sprawdzamy więc, co muszą zrobić oba kluby, żeby skończyć sezon na podium. Składników jest sporo. Od utrzymania formy swoich liderów, przez obudzenie potencjału reszty zespołu, po wyciągnięcie wniosków z niedalekiej przeszłości. 

Fajnie też, że wiosenne zmagania ligowe Raków i Pogoń zaczną od bezpośredniego starcia. Niczego ono nie przesądzi, w końcu to dopiero półmetek sezonu, ale coś nam się wydaje, że trochę będziemy po nim wiedzieć. Przy tym, niezależnie od wyniku, czujemy w lędźwiach, że bliżej sukcesu, bliżej skończenia tego sezonu na podium jest Raków. Tak podpowiadałby rozum. Podopieczni Marka Papszuna grali jesienią tak spektakularnie i rewelacyjnie, że poprzeczkę zawiesili sobie bardzo wysoko, choć przecież dalej traktowani są trochę w kategoriach underdoga. Pogoń za to startuje trochę z drugiego szeregu, bo mimo tego, że równo i pewnie punktuje od samego początku kampanii, to długo absmak pozostawał styl.

Ale dobra, przejdźmy do konkretów.

Co musi zrobić Raków Częstochowa, żeby utrzymać się na podium?

1. Zastąpić bramkarza

Jakub Szumski może i rzadko był wymieniany w ścisłym gronie najlepszych bramkarzy Ekstraklasy, ale jesienią poprzedniego roku robił między słupkami naprawdę solidną robotę. Nie był należycie doceniany, bo Raków miał innych bohaterów. Bardziej spektakularnych. Ofensywniejszych. Nie da się jednak zaprzeczyć, że bywały mecze, kiedy Szumski ratował kolegom dupę. Teraz jednak 28-letniego polskiego golkipera już w Częstochowie nie ma. Bramkę obstawia dwójka – Branislav Pindroch i Dominik Holec. Ani do jednego, ani do drugiego nie jesteśmy przekonani. Jesienią Pindrocha między słupkami widzieliśmy dwa razy – z Jagiellonią niczego nie zawalił, puścił dwie bramki, ale i obronił niezły strzał Jakova Puljicia, a z Piastem nie miał praktycznie nic do roboty. Przyznacie, że nie jest to najlepszy papierek lakmusowy.

Holec też budzi wątpliwości. Niby intrygująco na papierze wygląda zapis, że przyszedł ze Sparty Praga, ale z drugiej strony 26-letni golkiper od pół roku nie grał. Ba, z rzadka zasiadał też na ławce rezerwowych, co ma swoją wymowę. Inna sprawa, że przypadkowy koleś to nie jest, bo wcześniej miał pewne miejsce w składzie Żyliny. W sezonie 2019/20 rozegrał 22 mecze w lidze słowackiej i wpuścił tylko siedemnaście goli. A żeby było mało, to jedenastokrotnie zachował czyste konto, więc można przypuszczać, że parodystą nie jest.

Tak czy inaczej, niezależnie, czy grać będzie Pindroch, czy Holec będzie się od nich wymagać gry na poziomie Szumskiego. I nie będzie to łatwe zadanie.

2. Zachować styl i fantazję, ale nie zapomnieć o punktowaniu

Raków Częstochowa to fajna ekipa. Taka niepolska, aż chciałoby się powiedzieć. Półtora roku temu awansowali do Ekstraklasy z pomysłem na realizowanie swojej wizji. Nie chcieli być kolejnym beniaminkiem, który skupi się tylko ciułaniu punktów i wyszło tak, że po trzech rundach w elicie walczą o mistrzostwo. Super sprawa. W międzyczasie jednym z największych osiągnięć machiny Marka Papszuna było odcięcie łatki zespołu, który choć potrafi zagrać pięknie w piłkę, to przy tym frajersko traci punkty. Nie ma już takich wpadek jak w ubiegłym sezonie z Wisłą Kraków (2:3), Arką Gdynia (2:3), Piastem Gliwice (1:2) czy Wisłą Płock (1:2). Co więcej, Raków potrafił przecież w ostatnich sekundach wyszarpać remis z Lechem, a w kilku innych przypadkach z klasą uciekał spod topora.

RAKÓW POKONA POGOŃ W MECZU DRUŻYN Z PODIUM? KURS 2.10 W TOTALBET

Inna sprawa, że często fantazyjny styl częstochowskiej ekipy bywa nieco straceńczy. Trochę pokazał to koniec rundy. Najpierw Jagiellonia o mało nie szurnęła Rakowowi trzeciej bramki, która doprowadziłaby do remisu, mimo tego że przez większość spotkania nie miała żadnych argumentów czysto sportowych i ograniczała się do faulowania zdolniejszych przeciwników, a w ostatnim meczu jesieni Raków w kiepskim stylu spartaczył okazję, żeby pokonać Piast i przezimować na pozycji lidera.

Także, jeśli Raków chce zakończy sezon na podium musi unikać tych dziwacznych momentów dekoncentracji. Wiadomo, trochę brakuje doświadczenia, trochę brakuje ogłady, nie da się też w każdym spotkaniu grać wielkiej piłki, bo to zwyczajnie niemożliwe, ale nie pisalibyśmy w ten sposób o ekipie Marka Papszuna, jeśli nie wiedzielibyśmy, że stać ich na wiele.

3. Utrzymać formę liderów

Patryk Kun mówił, że siłą drużyny jest powtarzalność i łatwość, z jaką nowi zawodnicy wpasowują się w całą układankę. Vladislavs Gutkovskis dodawał, że każdy wie na boisku, co ma robić. Petr Schwarz mówił, że w teamie jest wielu liderów, więc rywale mają problemy z rozszyfrowaniem konkretnych schematów taktycznych. System Rakowa działa. Tu nie ma żadnych wątpliwości. Inna sprawa, że nie działałby tak sprawnie, gdyby Marek Papszun nie dysponował tak zdolnymi wykonawcami.

Jesienią był taki okres, że David Tijanić wyglądał na najlepszego piłkarza Ekstraklasy. Fran Tudor praktycznie nie rozgrywa meczów poniżej swojego bardzo solidnego poziomu, a często ten poziom przekracza. Olbrzymie postępy poczynili Patryk Kun i Marcin Cebula, którzy z ligowych średniaków stali się czołowymi postaciami rewelacji ligi. W środku pola rządzi trochę niedoceniany Igor Sapała. Wydaje nam się, że nie wszystko pokazał jeszcze Ivi Lopez i dopiero wiosną powinniśmy zobaczyć Hiszpana w pełnej krasie.

Ale żeby nie tylko o ofensywie, to docenić trzeba też defensywę. I to niezależnie od tego, jak jest zestawiona. W jej centrum klasę prezentowali już i Tomas Petrasek, i Andrzej Niewulis. Rośnie gwiazda Kamila Piątkowskiego. No i nawet Petr Schwarz odnajduje się w trzyosobowym bloku obronnym, choć sam podkreśla, że jego nominalną pozycją dalej jest środek pomocy, gdzie grając był przecież czołowym piłkarzem na tej pozycji w całej lidze.

Wiosna będzie więc dla tych wszystkich liderów Rakowa wielką szansą, żeby ugrać coś dużego. Każdy z nich będzie musiał stanąć na wysokości zadania, bo wcale nie jest też tak, że to drużyna bez wad. O obsadzie bramki już pisaliśmy. Zaraz z zespołem pożegnać może się Piątkowski, więc trzeba będzie łatać w defensywie. Gutkovskis nie jest orłem skuteczności, co oznacza, że ciężar odpowiedzialności za strzelanie goli musi rozkładać się na całym zespole. No, krótko: perfekcyjnie być nie może, dlatego liderów Rakowa czeka spory test.

Co musi zrobić Pogoń Szczecin, żeby utrzymać się na podium?

1. Utrzymać najszczelniejszą defensywę w lidze

Trochę powtórka z rozrywki z minionego roku. W tyłach siła. Liczby nie kłamią. Jesienią Pogoń traciła wręcz skandalicznie mało goli. Tak jak Legia, Raków i Śląsk dały się ukąsić rywalom piętnaście razy, Górnik Zabrze jeden raz mniej, tak Portowcy przeciwnikom satysfakcje dawali tylko osiem razy w czternastu meczach. To robi różnicę.

Jak to się stało?

Na pewno duża w tym zasługa Dante Stipicy. Gość jest absolutnym kozakiem. Nie dość, że puścił najmniej bramek w Ekstraklasie biorąc pod uwagę bramkarzy grających regularnie, to jeszcze ma w tym gronie najwyższą skuteczność obronionych strzałów (84%) i dzierży zaszczytne miano autora najdłuższej serii bez straty gola w tym sezonie (421 minut bez puszczonej bramki). A przy tym najfajniejsze i chyba najbardziej kluczowe w tej całej historii jest to, że Stipica wcale nie wyprawia w bramce cudów. Oczywiście, chociażby instynktowna interwencja przy strzale Pekharta w meczu z Legią albo odbicie główki Rivaldinho z najbliższej odległości mogą robić wrażenie, ale to pojedyncze sytuacje. Najczęściej jest po prostu poprawnie ustawiony, przewidujący, wystrzegający się błędów.

Serio, to nie typ bramkarza, który popisuje się mimo słabej postawy defensywy. Chorwat dobrze żyje ze swoi blokiem obrony. Po dobrych interwencjach praktycznie nigdy nie opieprza, nie pręży się, nie wypina piersi do orderów. To raczej facet, który poklepie po ramieniu, pochwali stopera za dobą interwencje, podpompuje kogoś innego. A ma kogo chwalić, bo do solidnej formy z jesieni 2019 wrócili też Kostas Triantafyllopoulos i Benedikt Zech, do zdrowia wrócił Mariusz Malec i jeśli wiosną nie dojdzie do sytuacji, w której Kosta Runjaić będzie zmuszony do eksperymentowania i wystawiania jakiegoś kolejnego Macieja Żurawskiego na środku obrony, to powinno być dobrze.

No chyba, że znów Pogoń dopadnie demon wiosennego regresu ery Kosty Runjaicia.

2. Wyciągnąć wnioski z przeszłości

To trzeci sezon, w którym od 49-letniego niemieckiego szkoleniowca Pogoni wymaga się ponadprzeciętnych wyników. Do tej pory w wyjściu z pułapki bycia średniakiem aspirującym do celów wyższych przeszkadzała głównie powijająca się noga w kluczowych momentach sezonu. O tak:

2018/19 – awans do grupy mistrzowskiej, niezły styl, ale brak potwierdzenia w lepszym towarzystwie, czyli przeciętność i w sumie rozczarowujące siódme miejsce w tabeli.

2019/20 – mocna jesień, świetny start, moment liderowania i nieśmiałe głosy o mistrzostwie, ale potem jedna zadyszka, druga zadyszka, mocno średniawa wiosna, odpadnięcie z Pucharu Polski, miejsce w tabeli poza pucharami.

POGOŃ POKONA RAKÓW – KURS 3.85 W TOTALBET (TOTALHIT – WYŻSZY KURS)

W tym roku nie powinno być już żadnych usprawiedliwień. Czas zrobić wynik. W Szczecinie jest wszystko, co powinno być, żeby przełamać barierę przeciętności. Dobra pozycja startowa. Poukładany klub. Doświadczony trener z zaufaniem władz i długim stażem. Wcale nie jakaś multikulturowa szatnia. Bardzo przyzwoity kapitał ludzki praktycznie na każdej pozycji – zgrana defensywa, wzmocniona w lecie i w trakcie jesieni ofensywa. No nie, tu już nie będzie wymówek, jeśli znów skończy się szóstym albo siódmym miejsce.

3. Wykorzystać potencjał ofensywy

Zbyt wiele jesiennych spotkań Pogoni wymagało odreagowania. Po zbyt wielu robiliśmy sobie nieplanowaną kąpiel oczu, po zbyt wielu waliliśmy się patelnią w głowę na otrzeźwienie. No bo też bardzo długo Pogoń strzelała gole tylko po stałych fragmentach gry, przepychając zwycięstwa głową, brzuchem, kolanami, właściwie czym tylko tam się dało. A jak już szło coś z akcji, to tak jak w meczu z Lechią, kiedy Alexander Gorgon ni to strzelał, ni to podawał, ni to skiksował, a i tak znalazł drogę do bramki Dusana Kuciaka. Dość powiedzieć, że na trafienie z gry z prawdziwego zdarzenia szczecinianie czekali do grudnia. Inna sprawa, że Gorgon tłumaczył to w Weszłopolskich dosyć przekonująco:

– Mimo tego, że drużyna nie zmieniła się za bardzo przez ostatnie dwa lata, to weźmy pod uwagę, że latem przyszło paru nowych zawodników: chociażby ja, Michał Kucharczyk czy Luka Zahović. Wypracowanie niektórych automatyzmów potrzebuje trochę czasu. Mieliśmy nadzieję, że zajmie na to trochę krócej, że szybciej się zgramy, ale jak widać niestety nie wyszło, potrzebowaliśmy kilka miesięcy, żeby porządnie się zgrać. 

Nieprzypadkowo grudniowe mecze – z tym z Lechem na czele – wyglądały już lepiej. Ale to też powinna być norma. Kamil Drygas, Damian Dąbrowski, Michał Kucharczyk, Alexander Gorgon, Luka Zahović to zawodnicy doświadczeni, potrafiący zrobić przewagę, kiwnąć, minąć, rozegrać, pograć kombinacyjnie. Każdy z nich przynajmniej przyzwoicie czuje się z piłką przy nodze, więc też Pogoń nie musi być od nikogo zależna. Tym bardziej, że stare wygi wsparte są chociażby takim Kacprem Kozłowskim, który zapowiada się na kozackiego grajka. Dlatego chcielibyśmy zobaczyć Portowców grających szybciej, składniej, bardziej przekonująco. Bo choć punktują przekonująco, to styl też jednak robi swoje.

Fot. Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł15-latka potrącona na pasach. Zabrał ją helikopter LPR
Następny artykułZmiana warty w Grupie Bojowej NATO [FOTO]