Naukowcy analizujący tampony dostępne na brytyjskim rynku dokonali niepokojącego odkrycia, a mianowicie duża część z nich zawiera szkodliwe substancje, jak ołów czy arsen. Czy to możliwe, że narażają w ten sposób kobiety na ryzyko raka czy niepłodności?
Jednorazowe tampony pochłaniające krew menstruacyjną były używane już w starożytnym Egipcie, gdzie wykonywano je ze zmiękczonych i zrolowanych liści papirusu. Ich popularność w nowożytnym świecie rozpoczęła się jednak w 1929 roku, kiedy to lekarz Earle Haas opatentował swój pomysł na tampon z aplikatorem.
Od tego czasu cieszą się niesłabnącą popularnością i jak wynika z raportu Harvard T.H. Chan School of Public Health, korzystanie z nich deklaruje blisko połowa (47 proc.) ankietowanych. A że większość kobiet miesiączkuje przez kilkadziesiąt długich lat swojego życia, to nietrudno wyobrazić sobie ilość zużywanych produktów higienicznych.
I tu pojawia się problem, bo jak wynika z nowego badania UC Berkeley School of Public Health zatytułowanego “Tampons as a source of exposure to metal(loid)s”, w którym naukowcy przebadali 30 tamponów 14 marek, znaleźć można w nich – zarówno w tamponach organicznych, jak i nieorganicznych – aż 16 metali, w tym toksycznych typu ołów, arsen i kadm, które mogą zwiększać ryzyko chorób układu krążenia, raka, niepłodności, a nawet demencji.
Chociaż współautorka badania, Kathrin Schilling przyznaje, że metale toksyczne są wszechobecne i “jesteśmy narażeni na ich niskie poziomy w niemal każdym momencie”, to główna autorka Jenni A. Shearston wskazuje, że ze względu na wrażliwość pochwy, która ma “wyższy potencjał wchłaniania substancji chemicznych” niż skóra na naszym ciele i powszechne stosowanie tamponów, sytuacja może być realnie “dużym potencjalnym” zagrożeniem dla zdrowia publicznego.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS