Władze spółki ZIAD pozbywają się wieloletniego dzierżawcy kempingu „Pod Dębowcem” w Bielsku-Białej. Klamka zapadła, choć nie wiadomo, jaki jest powód tej decyzji. Sam zainteresowany nie ukrywa, że najpewniej musiał komuś w ratuszu mocno nadepnąć na odcisk (ZIAD to miejska spółka). Jak było naprawdę pewnie się nie dowiemy, lecz efekt tych zakulisowych działań może być szokiem dla turystów odwiedzających od lat to urokliwe miejsca. Jedyny kemping o przyzwoitym standardzie na długi czas może zniknąć z pejzażu Bielska-Białej.
Od 1993 roku – gdy wydzierżawił go od Bielsko-Bialskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji – obiekt prowadzi Wiesław Mydlarz, postać doskonale znana w karawaningowym światku. Za jego rządów z zapyziałego „pola namiotowego” rodem z PRL obiekt przeistoczył się w nowoczesny czterogwiazdkowy kemping z prawdziwego zdarzenia. Można oczywiście mieć różne zdanie o samym dzierżawcy (w ciągu tych blisko 30 lat wielokrotnie wojował z władzami miasta), ale jedno trzeba powiedzieć: na prowadzeniu kempingu zna się, jak mało kto. Ośrodek był wielokrotnie nagradzany w konkursach i rankingach, a odwiedzający go goście zawsze wystawiali mu bardzo wysokie oceny. Bardzo cenią to miejsce obcokrajowcy, których można tam było spotkać co wakacje. Chętnie przychodzą tu także bielszczanie, a magnesem jest restauracja serwująca nietuzinkowe dania.
Grochem o ścianę
ZIAD postanowił jednak nie przedłużać umowy z dotychczasowym dzierżawcą. Dzierżawa upływa końcem roku. Sam zainteresowany chciał nadal prowadzić kemping i dogadać się z władzami spółki. Proponował nawet, że odkupi obiekt od gminy. Chciał bowiem inwestować w to miejsce – tworząc tam między innymi nowoczesny ośrodek dla górskich kolarzy. – Jak grochem o ścianę – obrazuje Wiesław Mydlarz swoje starania.
ZIAD jest nadal zainteresowany, aby w tym miejscu funkcjonował kemping i nie przewiduje – po wygaśnięciu dzierżawy – innego przeznaczenia dla tego terenu. Tak przynajmniej wynika z wypowiedzi Dariusza Mrzygłoda, prezesa spółki ZIAD. Przyznał on, iż poszukiwany jest nowy dzierżawca, a jeśli by się nie znalazł to obiekt bezpośrednio poprowadzi kierowana przez niego spółka. Nasuwa się więc oczywiste pytanie: skoro poprzednik się sprawdził, to czemu nie przedłużyć z nim umowy dzierżawy? Prezes Mrzygłód wyjaśnia to dość enigmatycznie, mówiąc, że Wiesław Mydlarz złożył ofertę, lecz z punktu widzenia spółki nie była ona interesująca.
– Między innymi jeszcze raz ponowiłem propozycję zakupu terenu, a także zasugerowałem, iż wydzierżawieniem obiektu zainteresowana jest osoba prowadząca obecnie na kempingu restaurację – mówi Wiesław Mydlarz, nie kryjąc, że propozycje nie spotkały się ze zrozumieniem. Dlatego też powoli likwiduje działalność i wyprzedaje wyposażenie.
Prezes Mrzygłód zapewnia, iż turystom z powodu zmiany dzierżawcy żadna krzywda się nie stanie, bo w przyszłym sezonie kemping na pewno będzie funkcjonował. To jednak może okazać się trudne. Otóż prawa do nazwy, kategoryzacji obiektu i całego z nim związanego know how należą do Wiesława Mydlarza. Wraz z likwidacją działalności wszystko to przepada, a ZIAD po pierwszym stycznia nie przejmie kempingu „Pod Dębowcem”, lecz wyłącznie teren po nim. Aby obiekt mógł wznowić działalność trzeba będzie na nowo taką działalność zarejestrować, a to wymaga czasu. – Zaoferowałem, że odsprzedam swoje prawa tak, aby kemping pod tą samą nazwą i czterogwiazdkowej kategorii mógł ruszyć z marszu, lecz w ZIAD i tym nie byli zainteresowani – opowiada Wiesław Mydlarz.
Czy wybuchnie bomba?
Ten problem to jednak nic w porównaniu z bombą, jaka może lada moment wybuchnąć. Kemping został utworzony na terenie dawnego niemieckiego cmentarza wojennego z okresu II wojny światowej. Pochowani są tam głównie żołnierze Wehrmachtu polegli w kampanii wrześniowej na południu Polski. Ich ciała zostały przeniesione do Bielska z przyfrontowych polowych cmentarzy i pochowane z honorami u stóp Szyndzielni. W sumie miało tam spoczywać ponad 3 tysiące ciał. Po wojnie armia radziecka wysadziła znajdujący się na cmentarzu obelisk z insygniami III Rzeszy, a sam cmentarz popadł w zapomnienie, o czym wielokrotnie – również niedawno – pisaliśmy. W latach 70., a może 80. ubiegłego wieku członkowie Związku Młodzieży Socjalistycznej uprzątnęli działkę z kamiennych nagrobków, które zostały wykorzystane między innymi do umacniania brzegów rzek, a położony pod górami grunt przeznaczono na cele rekreacyjne. W latach 80. powstał kemping, lecz wtedy nikt nie przejmował się tym, co kryje ziemia. Ta z wykopów (zawierająca z pewnością także fragmenty ciał) pod fundamenty zabudowań (recepcja, restauracja, sanitariaty) została po prostu wykorzystana do niwelacji terenu, na którym powstawał Szpital Wojewódzki. Przez lata było tajemnicą poliszynela, że goście kempingu wypoczywają na cmentarzu, który nie został oczyszczony z ciał.
Pod koniec lat 90. fundacja „Pamięć” z Warszawy reprezentująca stronę niemiecką przystąpiła do prac ekshumacyjnych. Prowadzone były w latach 1997-1998, a wydobyte z ziemi szczątki trafiły do Siemianowic Śląskich na utworzony tam cmentarz wojenny żołnierzy niemieckich. Oczyszczony z ciał teren został przekazany do ponownego zagospodarowania na cele kempingu i wydawało się, że na tym koniec.
Teraz – nie wiedzieć czemu, dopiero teraz – okazało się, że pod Dębowcem może spoczywać jeszcze bardzo wiele zwłok (także poza terenem kempingu). Mowa nawet o ponad tysiącu grobów! To, że sprawa nie jest marginalna potwierdza Wiesław Mydlarz i nie kryje, iż skontaktował się już w tej kwestii z fundacją „Pamięć”.
Dariusz Mrzygłód przyznaje, że i jemu bardzo zależy na wyjaśnieniu tej sprawy i on także wysłał pytania do fundacji. Na razie nie ma odpowiedzi, lecz gdyby okazało się, iż konieczna jest dalsza ekshumacja, to teren kempingu może na dłuższy czas zostać wyłączony z użytkowania…
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS