A A+ A++

Kiedy Christoffer Dalgas Søgaard miał 13 lat, po raz pierwszy zobaczył Cirque Du Soleil w akcji. Postanowił wtedy, że kiedyś będzie w tym cyrku występował. Dziś Duńczyk ma 28 lat, a jego marzenie się spełniło. Właśnie przygotowuje się do występów w Gdańsku (21-23 kwietnia) i Gliwicach (28-30 kwietnia). Być może nie przypuszczał wtedy, że przyjdzie mu występować w… zielonym stroju świerszcza.

A to dlatego, że Søgaard występuje w spektaklu “Ovo” (po portugalsku jajo). Przedstawienie wymyśliła i napisała Deborah Colker, brazylijska tancerka i choreografka, która jako dziecko uwielbiała bawić się z owadami. Dlatego akcja “Ovo” dzieje się w świecie owadów. Jak czytamy w opisie, jest to podróż do barwnego mikrokosmosu, w którym owady pracują, jedzą, pełzają, trzepoczą skrzydłami, bawią się, walczą i kochają się. Gdy nagle wśród nich pojawia się dziwne jajo, owady ogarnia ciekawość.

Zaczynali na ulicy

Aż trudno uwierzyć, że Cirque Du Soleil założyła grupa kilku kanadyjskich akrobatów, którzy występowali od 1984 roku na ulicach Montrealu. Dziś ten cyrk to korporacja zatrudniająca tysiące ludzi z całego świata. Jak mi na zapleczu gdańskiej Ergo Areny tłumaczy Janie Mallet, odpowiedzialna za komunikację, Cirque Du Soleil ma dziś trzy rodzaje przedstawień. Pierwsze to tzw. rezydencja w stałym miejscu w hotelu w Las Vegas; drugie – w tradycyjnych namiotach cyrkowych (Rzym, Los Angeles, Tokio); trzecie – jeżdżące po świecie i odbywające się w halach sportowych, takich jak Ergo Arena w Gdańsku. W każdym z tych miejsc pokazywany jest inny spektakl.

Co ciekawe, Guy Laliberté, jeden z założycieli Cirque, który zaczynał jako połykacz ognia i szczudlarz, jest dziś miliarderem. W 2020 roku sprzedał swoje udziały w firmie, ale wciąż pełni rolę doradcy.  

Przedstawienie “Ovo” jest teraz w Polsce, a później jedzie po całej Europie. Wcześniej pokazywane było w Egipice. W sumie na taki tour jedzie ponad 20 ciężarówek oraz 100 osób: 50 artystów i 50 ludzi z obsługi, budujących scenę, zajmujących się światłami i dźwiękiem. Do tego muzycy (grają na żywo spod sceny), krawcowe, kucharze i – co kluczowe – fizjoterapeuci zajmujący się zdrowiem artystów z całego świata: Kanady, USA, Danii, Australii czy Chin.

Przygotowanie fizyczne jest kluczowe, bo przecież artyści są w trasie po kilka miesięcy. Z reguły to 10 tygodni trasy – dwa tygodnie przerwy. I od nowa. Trzeba więc uważać na kontuzje, zwichnięcia, skręcenia, które mogłyby wyeliminować artystę z przedstawienia.

Mimo tego ryzyka Christoffer Dalgas Søgaard mówi WP, że to wymarzona praca. Wcześniej był gimnastykiem sportowym, reprezentował Danię na zawodach międzynarodowych. A później, po przesłuchaniach, dostał się do Cirque Du Soleil.

Dalgas Søgaard: – Czym jest ta praca? Treningi, treningi, treningi! Miałem 18 lat, gdy pojawiłem się na przesłuchaniach w Paryżu. Późnej czekałem, czy dadzą mi kontrakt. Udało się. Trzy lata później byłem w pierwszym przedstawieniu. Uwielbiam to, zwłaszcza możliwość podróżowania po świecie.

Do cyrku można dostać się na trzy sposoby: albo przyjechać na przesłuchania, albo wysłać swoje wideo on-line i czekać na wezwanie, albo wziąć udział w obozie treningowym, po którym mogą zaoferować ci pracę.

Artyści, z którymi WP rozmawiała na backstage’u, mówią, że nie mają zbyt dużo czasu na zwiedzanie miast w których są. – Głównie trenujesz przed występem, są próby, potem spektakle i może zostaje ci jeden dzień, raptem kilka godzin, żeby zobaczyć piramidy w Egipcie czy pójść na polskie pierogi – mówi Australijczyk Matthew Piva. – Wpadasz, dajesz show i wypadasz. In and out.

Wszystko podporządkowane jest tu zasadom bezpieczeństwa. Jak mówi Piva, trzeba zadbać, żeby wszystko leżało tam, gdzie leżeć powinno i aby żadne światło nie oślepiało artysty. O bezpieczeństwie podczas występu mogą decydować centymetry. Show jest bardzo wymagający. Trzeba trenować, ale nie można się przeciążać. Zdarza się, że ktoś rezygnuje, bo nie dają rady sprostać wymaganiom fizycznym.

Skauci na zawodach

Janie Mallet, odpowiedzialna za komunikację Cirque Du Soleil, tłumaczy mi, że każde nowe przedstawienie to długie miesiące pracy i setki tysięcy wydanych dolarów.

– Mamy team, który pracuje nad nową historią, jaką opowiemy w spektaklu, nad kostiumami, nad akrobacjami, nad muzyką i scenografią. Później mamy casting na artystów. Aż wreszcie wszyscy spotykają się na 3-6 miesięcy, ćwiczą i gdy są gotowi, ruszamy w trasę po świecie.

Każdy show powinien się różnić od wcześniejszego.

– “Ovo” jest w trasie od 2009 roku. W “Ovo” mamy świat owadów, co widać w kolorach i słychać w muzyce. Każdy owad ma swój ruch, swój język – mówi Mallet. – Można powiedzieć, że wymyśliliśmy cyrk na nowo, jednak cały czas szukamy też nowych pomysłów. I wciąż poszukujemy nowych artystów. Mamy naszych skautów, którzy jeżdżą na zawody gimnastyczne i szukają nowych twarzy. Wciąż się rozwijamy. Kończymy właśnie nową produkcję: “Echo”. Światowa premiera za kilka dni w Montrealu.

Bilety na przedstawienia “Ovo” w Gdańsku i Gliwicach są wciąż dostępne.

Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKolarze MLKS-u zaczęli szosowy sezon
Następny artykułPolski film dokumentalny na Festiwalu w Cannes