Bohater starzejący się wraz z upływem czasu gry to rzadko wykorzystywany motyw, co nie oznacza że nie można wskazać kilku ciekawych tytułów, gdzie był obecny jak starutki Might&MagicVII czy Fable. Chronos: Before the Ashes idzie jednak krok dalej w temacie i nasza postać im bardziej wiekowa tym bardziej słabnie. A może to zły tok myślenia skoro podeszły wiek również ma swoje możliwości? W tej recenzji o tym co ważniejsze: młodzieńczy wigor i siła czy życiowe doświadczenie oraz ukryte talenty.
Chronos: Before the Ashes wbrew pozorom nie jest grą całkowicie nową. Ten dość interesujący koncepcyjnie, przygodowy RPG-akcji wirtualnej rzeczywistości (bez podtytułu) pojawił się po raz pierwszy na urządzeniu Oculus Rift w 2016 roku i, w przeciwieństwie do recenzentów, został dość dobrze przyjęty przez środowisko graczy. Trzy lata później pojawił się sequel gry, tym razem już rozchwytywany Remnant: From the Ashes. Kując żelazo póki gorące studio Gunfire Games postawiło wydać jeszcze raz pierwszą część, ale w formie dostępnej już dla wszystkich graczy. Czy jednak tytuł ten pozbawiony elementów VR wciąż jest wystarczająco grywalny, by się nim zainteresować, na to ta recenzja postara się odpowiedzieć.
Zabicie smoka w Chronos: Before the Ashes życiową misją
Sam koncept scenariusza Chronos: Before the Ashes jest mało rozbudowany, ale całkiem interesujący jak mu się bliżej przyjrzeć. Ogólnie rzecz biorąc ludzkość nieopatrznie przebudziła potężnego smoka, który wysyłając swoich pomagierów do naszego świata zepchnął ją niemal do epoki plemiennej. W sumie krótka piłka jesteśmy wybrańcem, który musi udać się do tajemniczego labiryntu (upraszczając), by go pokonać i tyle w temacie. Mamy na to całe growe życie zarówno w znaczeniu przenośnym jak i dosłownym.
W sumie fabuła jest tutaj bardzo szczątkowa, a o wykreowanym świecie dowiadujemy się przeszukując napotkane archiwa oraz tu ówdzie porozrzucane dokumenty, co w sumie jest konieczne dla całej rozgrywki. Można zapomnieć o długich dialogach, rozbudowanych scenkach przerywnikowych, ale trudno mi krytykować całe to rozwiązanie, bo w zamian dostajemy uniwersum łączące w sobie wątki technoindustrialne oraz mistyczno-mitologiczne, które jakimś cudem potrafi zaintrygować.
Chronos: Before the Ashes wykastrowa z wirtualnej rzeczywistości
Jak na RPG-a rozgrywka też do rozbudowanych nie należy, przynajmniej w obecnej formie skopiowanej z urządzeń VR. Od razu widać ze tytuł chociaż prostymi, jeśli chodzi o mechanikę, to jednak walkami zręcznościowymi stoi. Przypominają one stylem te z serii Souls (bloki, uniki, odpowiednie wyczucie czasu na kontratak), chociaż oczywiście nie są tej ligi co tam. Rzecz sprawiają całkiem sporo przyjemności o ile nie oczekujemy cudów, lecz niestety to co charakteryzowało wersję VR i nadawało jej głębi oraz sporych możliwości zostało utracone. Dla przykładu chociażby widok z oczu nadawał rozgrywce całkiem inną perspektywę.
Na szczęście pozostały dwie rzeczy, która sprawiły, że Chronos: Before the Ashes nie zamieniło się w tępą łupaninę, jakich wiele na rynku. Pierwsza sprawa to elementy przygodowe, dzięki czemu nie zawsze miecz będzie w robocie pozwalając działać również szarym komórkom, by pokonać pewne przeszkody napotkane na drodze. Nie są to zbyt skomplikowane zagadki, zwłaszcza że tu i ówdzie porozmieszczano podpowiedzi, ale pełnią ważną rolę w całej zabawie.
Planowo się starzeć
Drugim, wspomnianym na początku recenzji, pomysłem jest w Chronos: Before the Ashes system starzenia się bohatera. Wprawdzie na jego tworzenie nie mamy niestety większego wpływu oprócz wyboru płci, ale gdy nasza postać ginie starzeje się o rok, co nie pozostaje bez konsekwencji. Zaczynamy w wieku 18 lat i ciągniemy swój żywot nawet do osiemdziesiątki. Wraz z upływem wieku nabywamy nowych umiejętności, ale zmienia się powoli nasz styl walki. Roleplejowe statystyki, które rozwijamy są tylko cztery, lecz stanowią klucz dla całego systemu. Gdy jesteśmy młodzi istnieje wielka pokusa by bazować na sile i zręczności, tyle że lata mijają a my stopniowo słabniemy polegając coraz bardziej na mistycznych zaklęciach, by w podeszłym wieku już niemal całkowicie nie dawać sobie rady w posługiwaniu bronią.
W każdym razie dobierając talenty musimy się zastanowić czy inwestować w przyszłość, czy w coś co daje natychmiastowe efekty. Inna sprawa, iż moim zdaniem wyborów „życiowych” dokonujemy trochę za rzadko, przez co nie wpływamy na postać tak jakbyśmy mogli, ale i tak ten element gry wychodzi jej na plus. Minusem za to jest mała liczba dostępnego oręża, aczkolwiek da radę go wzmacniać. Ponadto jak na RPG-a zabawa trwa bardzo krótko, bowiem w dwanaście godzin jesteśmy w stanie odwiedzić wszystkie cztery rozległe lokacje.
Blaski i cienie Chronos: Before the Ashes
Pod względem wizualnym Chronos: Before the Ashes wywołuje mieszane uczucia. Fanom oryginalnej wersji pewnie nie przypadnie do gustu przejście na widok kamery z trzeciej osoby, ale nie zauważyłem by sprawiała ona jakiekolwiek problemy. Podobnie jest z oprawą wizualną, gdzie trzeba oddzielić dwie kwestie: jej jakość oraz kwestie estetyczne. W każdym razie tytuł hula na silniku Unreal i pod względem technicznym wygląda jakby by tworzony dwie generacje do tyłu. Grając na PlayStation 4 dostrzeżemy chociażby kiepski antyaliasing na naszej postaci, średniej jakości tekstury oraz dość sztywne animacje o 30 klatkach i długim czasie ładowania poszczególnych etapów nie wspominając. Jednak gdy wziąć pod uwagę wrażenia artystyczne jest całkiem dobrze.
Odwiedzane miejscówki są zaprojektowane ze smakiem, bogate w detale, a przy tym emanują specyficznym klimatem. Raz odwiedzamy rozległy kompleks militarno-naukowy stylizowany na lata 60-te, by za chwilę przenieść się do potężnej kamiennej twierdzy, czy mrocznego lochu dla odmiany. W grze połączono jak widać różne, na pozór wykluczające się style, ale cała takowa mieszanka nie gryzie się ze sobą tworząc całkiem sensowny świat. W trakcie eksploracji towarzyszy nam także przyjemna dla uszu ścieżka dźwiękowa, a sama gra została spolonizowana, chociaż tu i ówdzie zdarzają się błędy.
Chronos: Before the Ashes nie jest jednak już tym czego można było doświadczyć na Oculus Rift i gdyby nie kilka ciekawych pomysłów, które jakoś się uchowały utonąłby w natłoku słabych, klepanych na kolanie RPG-ów. Na szczęście tak się nie stało i ostatecznie tytuł może się podobać wielbicielom gatunku, jeśli tylko mają kiedy przeznaczyć na niego wolny czas i akurat będzie spora, „groszowa” promocja.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS