Pielęgniarka z Oddziału Chorób Wewnętrznych i Gastroenterologii tarnobrzeskiego Szpitala Wojewódzkiego, która miała kontakt z zakażoną pacjentką, czekała na przeprowadzenie testu na obecność koronawirusa 14 dni! Zrobiono go dopiero, gdy jej stan zdrowia się pogorszył i syn zawiózł ją do Szpitala Zakaźnego w Mielcu. Wynik wypadł pozytywnie. Wtedy, już z objawami choroby, zabrano ją do Szpitala Zakaźnego w Łańcucie. Po trzech dniach i „podleczeniu”, wypisano ją, „bo miejsce jest potrzebne dla nowych pacjentów”.
– Nie było dyskusji, tylko pytanie „gdzie karetka specjalistyczna ma ją przywieźć.” Okazało się, że w Tarnobrzegu nie ma żadnego miejsca, w którym można umieścić osobę chorą. Nikt, żadna instytucja, czy służba nam nie pomogły, zostaliśmy z tym wszystkim sami – mówi rozgoryczony mąż pielęgniarki.
Rodzinie udało się znaleźć miejsce. Mama chorej zwolniła rodzinny dom kilkadziesiąt kilometrów od Tarnobrzega i tam zawieziono tarnobrzeską pielęgniarkę.
– Jest tam sama, mimo tego, że jest chora. Kontakt mamy tylko telefoniczny, raz widziałem ją przez szybę, gdy zawiozłem jej ubrania i jedzenie. Gdyby jej stan się pogorszył, gdyby zasłabła, nie będzie miał kto udzielić jej pomocy – mówi tarnobrzeżanin.
Mąż chorej pielęgniarki nie widział się z nią od kilkunastu dni. Jest kierowcą tir-a, był w trasie. Z kobietą mieszkał 19-letni syn. Teraz on został objęty kwarantanną, ale nie zrobiono mu testu na obecność koronawirusa.
– Na szczęście syn czuje się dobrze. Przez ten cały czas kwarantanny, którą żona przechodziła, starała się go jak się tylko dało odizolować od siebie. Dobrze go wyszkoliła, widzę, jak trzyma dystans – mówi mąż pielęgniarki.
Z zapowiedzi Sanepidu jakie dotarły do rodziny wynika, że 19-latek „może będzie miał zrobiony test, ale dopiero po świętach”.
Więcej o tym szokującym przypadku w najbliższym papierowym wydaniu „TN”.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS