A jednak kręci się – wszystko się kręci, ziemia się kręci… Słońce przebija chmury, brzmią surmy złote, Boże Narodzenie…
Po przedświątecznym koronawirusowym przygnębieniu, jakoś z Zosią otrząsnęliśmy się… Jakoś – wespółów zespół… Wokół cisza, pogoda i spokój… Święta, Holidays raczej są w telewizji… Jest Christmas, trochę Hanukkah… Stare i nowsze filmy (konieczne „Home alone”); stare wspomnieniowe seriale o Christmas….
Najwięcej jest christmasowskich reklam – kupujcie, kupujcie; zniżki, ulgi, obniżki… Bierzcie kredyt, pożyczajcie… Szybko, szybko…
Christmas skomercjalizowany jest od dawna, bo chodzi o handel i pieniądze… Wszyscy sobie z tego sprawę zdają – nie zdają… Wszyscy się cieszą się, w tym roku umiarkowanie…
Bardzo ważne – zostańcie w domu… Przedświąteczne podróże, spotkania rodzinne zawsze były elementem amerykańskich Świąt… Zawsze, zawsze… Miliony, miliony Amerykanów podróżujących accross the country... Niesamowity ruch lotniczy, pozapychane autostrady… Koronowirusowa trzecia fala plus przypadnie na Święta i Nowy Rok, potem jeszcze troszeczkę dłużej… Dopóki nie wyjaśnią się sprawy – te najważniejsze…
Przyszedł list z Polski – przyleciał, przyfrunął… Napisał Janek – wdowiec; po Krystynie, kuzynce Zosi. Nazywały siebie siostrami… Mieszkali na Wilanowie… byliśmy na pogrzebie Krystyny, kilka lat temu.
Janek przysłał okolicznościową kartkę… List przyszedł w sobotę… W kopercie był kawałek białego opłatka i trochę sianka…
Dziękujemy Ci Janku, bardzo Ci dziękujemy… Nawet nie wiesz, co uczyniłeś…
Wczorajsza niedziela była ostatnim dniem mojej kwarantanny… Dziś musimy skontaktować się z naszym primary doctor i zrobić koronawirusowy test…
Ale zerwaliśmy się jak głupi rano, prawie białym świtem… Wyciągnąłem z pantry starą dekorację… W domu była duża butla pół-szampana.. Postawiliśmy obok małej choinki… Choinka jest, kolacja wigilijna będzie – jak była zawsze… Wypijemy świąteczny toast – za zdrowie, za życie… Kolacja wigilijna będzie.
Mamy listę potraw na wigilijne menu, wcale nie takie skromne… Będziemy tylko we dwoje, jak nigdy przez nasze wspólne z Zosią dziesięciolecia…
W zamrażalniku jest Luksusowa, zawsze mroziła się dobrze, ale to tylko symboliczny symbol… Wódka nigdy u nas nie była częścią wigilijnej biesiady, piliśmy raczej białe wino…
Polish vodka domagał się w ubiegłych latach nasz sąsiad Vince, sąsiad z góry… Polish vodka i śledzika, marynowanego i w oliwie…
Vince na Święta wyjechał, spędzi Christmas i noworoczny dzień w niedalekim Pompano Beach, w hotelu, na plaży z pełną obsługą… Tak zdecydował…
Wigilijne menu – ułożone z produktów które kupowaliśmy zawsze w Polish, Russian, Italian i Jewish Deli…
Śledzie – matjasy „u ruska”, „u włocha” sałatki – Neptune salad, z krabim mięsem i krewetkami, artichoke salad, orzo salad..,,.”U Żyda” – pulpety z białej ryby w lużnej galarecie, po żydowsku.
Do pulpetów, Zosia zawsze robiła chrzanowy sos, dość ostry, aby okrywał słodycz ryby…
W polskim sklepie, na Wigilię kupowaliśmy mrożone pierogi z kwaszoną kapustą i grzybami…Koniecznie suszone owoce – jabłka, gruszki, śliwki… Marynowane grzybki i ćwikłę, świąteczną drożdżową babkę i makowiec… Przede wszystkim – karpiowe filety, do karpia w galarecie…
Karp w galarecie – to była moja specjalność, od lat… W rodzinnym domu, karpia w galarecie przyrządzała mama z gotowanymi jarzynami – marchewką, pietruszką, selerem i porem… Karo zawsze był „łagodny”, nie za ostry…
Już w stadle z Zosią, przejąłem funncję galaretowania karpia po swojemu…
Właściwie, były dwa rodzaje karpia… Najważniejszy – karp w galarecie creole… Dzwonka, z oczyszczonymi łbami, ogonem i płetwami, w masie tradycyjnych warzyw… Cteole, creole – nigdzie karpia creole nie uświadczysz, nawet w Luizjanie; to moje creole...
Ale, ale – zalewa jest z dosypką (podczas gotowania) proszku mild curry powder. Kiedyś madras curry, tutaj jamiacan curry powder…To jest ta, tajemnica…
Ułożone dzwonka starannie oczyszczonego z najdrobniejszych ostek karpiego mięska, zalewałem dosmaczonym wywarem, z dodatkiem żelatyny… Wreszcie, to najważniejsze – jeszcie ciepłą rybę, już w zalewie na półmisku, podsypywałem przygarstką migdałowych flakes, rodzynek i połamanych włoskich orzechów… Kto nie skosztował, niech żałuje…
Ten drugi rodzaj galaretowanego karpia powstawał po posiekaniu ugotowanych warzyw i zarzuceniu nimi resztek ryby na stosownym półmisku. Dosypywałem resztki migdałów, rodzynek i orzechów… Niektórzy powiadali, że było to jeszcze lepsze.
Zosia zawsze przygotowywała inny poemat – smażonego dorsza (koniecznie dorsza) w pomidorowym sosie… Zosia przejęła recepturę od mojej mamy. Very simple.
Umyte filety z dorsza, osuszone, obficie skropione sokiem z cytryny i wytarzane w mące… Zosia smaży ryby na oleju Bartek; może bywał inny; ja pamiętam, od prawie zawsze Bartka…
Najważniejsza tajemnica Zosinej ryby – pomidorowy sos… Zawsze z pomidorowego koncentratu; pocukrzony i doprawiony. Bez przesady – sos był łagodny, ale jaki!
Ułożoną na półmisku rybę, po schłodzeniu, Zosia wkładała do lodówki na noc… Jadło się jako wigilijne danie; zostawło, jadło się w następne dni…
Potem kompot i ciasta… zawsze było wszystkiego ponad miarę…
W tm roku będzie śledzik, będzie ryba po żydowsku, będą włoskie sałatki, będą pierogi z grzybami i kapustą, będzie czerwony barszczyk, ciasto i kompot…
Karpia w galarecie i smażonego dorsza w pomidorach – nie będzie… Nie damy rady; zresztą – kto to będzie jadł?
Jest już mała choinka; sztuczna, bo sztuczna, ale jest… Będą też inne świąteczne dekoracje…
Na pasterkę na pewno nie pójdziemy; na świąteczną mszę też raczej nie… Koronawirusowe restrykcje uczyniły cały kościelny obrządek i liturgię Świąt jedną, wielką karykaturą…
Jakoś to wszystko przeżyjemy… Wypijmy za Święta i zdowie..
Zdrowych i spokojnych Świąt, Rodacy.
Z Bogiem
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS