Czechowicki Klub Morsów – Morsy i Foczki działa od 2010 roku. Morsy spotykają się od października do końca marca w każdą niedzielę ostatniego weekendu miesiąca o godzinie 15 przy zbiorniku w Kaniowie i po rozgrzewce wchodzą do zimnej wody.
Są różne szkoły, czy kąpać się w czapce, czy unikać zanurzenia dłoni, czechowickie morsy zostawiają dowolność. Ważne, by pamiętać o zasadach bezpieczeństwa, nie mogą się kąpać np. osoby z niektórymi problemami zdrowotnymi. Ale już wiek nie ma znaczenia. Po co wchodzić do zimnej wody? – Dla zdrowia, dla poprawy odporności. Pracuję w czechowickiej kopalni „Silesia”. Wszyscy pewno pamiętają ogniska koronawirusa w kopalniach. Sam miałem trzy razy robione testy, zawsze wychodziły ujemne. Pojawiają się pytania w grupach dla morsów, czy ktoś chorował, nikt się nie zgłasza – mówi pan Piotr.
Zimowe kąpiele przestały morsom wystarczać, miłośnicy zimna ruszyli na górskie szlaki ubrani w czapki, zimowe buty, rękawiczki i… szorty. Oczywiście, niosą ze sobą ubrania, w plecakach, na wszelki wypadek. – Ostatnio byliśmy na Koziej Górze, czyli Stefance, budząc ogromne zainteresowanie. Takie wyprawy organizowane były już wcześniej, ale w tym roku stały się niezwykle popularne – opowiada Guzy. Do wypraw dołącza też coraz więcej pań.
Pan Piotr przestrzega, że takie wyprawy nie są dla początkujących, najlepiej mieć za sobą rok regularnego morsowania. Zimowa wyprawa w szortach na Babią Górę, gdy ma się za sobą zaledwie kilka kąpieli, może skończyć się źle. Najlepiej dołączyć do jakiegoś klubu morsów, skorzystać z rad bardziej doświadczonych.
Zimowe kąpiele w zbiorniku Paprocany
Prężnie działającą sekcję „szortową” mają także Tyskie Sinice. Morsy z Tychów na co dzień kąpią się w zbiorniku Paprocany. Podejmują kolejne wyzwania, w grudniu był to challenge „31 dni z morsowaniem w Paprocanach”. Kilka osób zaliczyło to zadanie, morsom było mało, więc teraz będą się kąpać 100 dni z rzędu. Przychodzą nad zbiornik różnie ubrani, często w podkoszulkach, spodenkach czy klapkach.
– W poprzednich latach pojedyncze osoby robiły górskie wypady w szortach podpinając się do innych grup. Rok temu były to już nasze kilkuosobowe wejścia, ale tej zimy zabawa rozkręciła się na dobre. Na początku grudnia była Śnieżka w 11 osób, przed świętami Stożek w 19 osób, a po kolejnych dwóch tygodniach byliśmy na Turbaczu – opowiada Mirosław Sitek z Tyskich Sinic.
Na Turbacz weszło około 40 osób, by nagłośnić historię chorego na SMA Filipka i poprosić o wsparcie dla niego. Nie po raz pierwszy przyłączyli się do akcji charytatywnej, wspierają np. WOŚP. Gdy zeszli ze szczytu, czekała na nich niespodzianka, okolicznościowy tort przywieziony przez żonę jednego z uczestników. Zjedli po kawałku, a potem, by spalić kalorie, wykąpali się w zimnym potoku.
– To co w masywie Śnieżki jest codziennością, w Beskidach budzi jeszcze podziw, zaciekawienie ale też oburzenie i niezrozumienie. A my nie idziemy w szpilkach. Mamy odpowiedni sprzęt, ubrania w plecakach i ubranych towarzyszy wycieczki, którzy w każdych warunkach będą w stanie udzielić komuś pierwszej pomocy – przekonuje pan Mirosław.
Na styczeń tyskie morsy mają jeszcze w planach Baranią Górę i Babią Górę.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS