Dzięki uprzejmości wyd. Muza publikujemy fragment książki Magdy i Piotra Mieśników zatytułowany “Poprawione. Jak operacje plastyczne zmieniają Polaków”, która ukaże się 25 października.
“Zawsze odradzałem pacjentom operacje”
Rozmawiamy z dr. n. med. Lucjanem Cezarym Peszyńskim-Drewsem, jednym z pionierów medycyny estetycznej w Polsce, emerytowanym chirurgiem plastycznym z 50-letnim doświadczeniem, który przez 20 lat był jednym z trzech biegłych sądowych w Polsce w tej specjalizacji.
Magda Mieśnik, Piotr Mieśnik: Bardzo popularne w Polsce są teraz operacje powiększania biustu. A jak było, gdy pan zaczynał karierę, w okresie PRL?
Dr. n. med. Lucjan Cezary Peszyński-Drews: Pierwsze implanty wszczepiłem w latach 80., ale nawet nie pamiętam tej operacji. (śmiech)
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czy to możliwe, że pana pierwsze pacjentki nadal je noszą?
Oczywiście. Pierwsze zoperowane przeze mnie piersi z implantami mogą już mieć ponad 40 lat. Zdecydowana większość pacjentek nosi je dożywotnio, chyba że któraś zdecyduje się na wymianę z powodu choćby obniżenia biustu.
(…)
Czy zdarzało się panu odmówić operacji?
Ja je wręcz odradzałem. Większość chirurgów plastycznych w czasie rozmów z pacjentkami mówi: “To możemy jeszcze poprawić, tu coś zrobić, żeby było ładniej, młodziej”. A ja w czasie pierwszej konsultacji pytałem tylko: “W czym mogę pani pomóc?”. I najczęściej odradzałem operację. Mówię szczerze, chociaż przecież pracowałem też w prywatnej klinice i w sumie podcinałem gałąź, na której siedziałem.
Dlaczego właściwie pan odradzał?
Zawsze najlepszym rozwiązaniem jest uniknięcie zabiegu. Każda operacja chirurgiczna jest ingerencją w ciało, tłumaczyłem to wszystkim moim pacjentkom i pacjentom. Jeśli wziąć pod uwagę wygląd, najwięcej jest osób normoestetycznych, które dbają o siebie w standardowy sposób. Istnieją też osoby hypoestetyczne, które w ogóle nie zważają na swój wygląd czy nawet nie dbają o higienę. 95 procent w tej grupie stanowią mężczyźni. I ostatnia grupa: hyperestetyczni. To ludzie, którzy przywiązują nadmierną wagę do swojego wyglądu. Wśród nich 95 procent to kobiety. I te statystyki znajdują odbicie wśród klienteli chirurgów plastycznych.
Zawsze uważałem za swój sukces, gdy pacjentka rezygnowała z zabiegu. Świadczyło to o sile mojej perswazji. Pamiętam jedną kobietę: bardzo elegancka, świetnie ubrana – przyszła z krzywym nosem. Na szczęście nic nie powiedziałem o jej wyglądzie. Zapytałem standardowo: “W czym mogę pomóc?”. A ona na to: “Panie doktorze, mam kompleks od młodych lat. Nie mam piersi…”. Okazało się, że nos wcale jej nie przeszkadzał. A gdybym zachował się jak wielu lekarzy, którzy sami mówią, co by pacjentce poprawili, to poza biustem na pewno chciałaby też zoperować nos. Uważam, że namawianie kogoś do operacji jest nieetyczne. Nie można bez wyraźnej potrzeby ingerować w zdrowy, żywy organizm.
Jak pan ocenia w takim razie to, co się obecnie często dzieje? Lekarze wskazują, czy nawet namawiają do określonych zabiegów. Pacjenci, którzy najchętniej zrobiliby wszystko albo jeszcze więcej, jeśli nie za jednym razem, to w jak najkrótszym czasie.
Lekarzy nie chcę oceniać, niech każdy we własnym sumieniu się z tym mierzy. Ale dążenie pacjentów, by wszystko zrobić jednocześnie, jest bez sensu. Szereg zabiegów się wzajemnie wyklucza: na przykład lifting i operacja powiek. Po liftingu twarzy często dochodzi do obniżenia dolnej powieki. Zatem korektę powiek powinno się odłożyć. Ile razy dałem się namówić pacjentowi na więcej zabiegów naraz z powodu jego braku czasu, tyle razy żałowałem, bo następowały komplikacje. Zresztą wszystkie powikłania, jakie pojawiły się u moich pacjentów, dotyczyły sytuacji, gdy dałem się im namówić na jakąś ekstrawagancję.
Jakie są inne zabiegi, które się wykluczają?
Odsysanie tłuszczu i powiększanie piersi.
To obecnie bardzo popularny pakiet, zwłaszcza w Turcji, dokąd ostatnio Polacy jeżdżą właśnie po to.
Tak, to pokłosie okresu, gdy chirurgia plastyczna i estetyczna dopiero raczkowały. Parafina nie zdawała egzaminu, więc wycinano z pośladka fałdy skórno-tłuszczowe, odskórowywano je i sam tłuszcz wszczepiano do piersi. Tyle że ten tłuszcz się wchłaniał. Efekty utrzymywały się dłużej niż przy parafinie, ale to też było rozwiązanie czasowe, też się nie sprawdzało. Zmianę przyniosła dopiero era implantów silikonowych. Dużym problemem był jedynie dobór implantów przy asymetriach. Zabieg wiązał się z kosztami, a lekarz musiał a priori dopasować wielkość protez. Pojawiły się nawet implanty z wentylem, które wypełniano solą fizjologiczną, albo wnętrze było silikonowe, a otoczka z solą. Można było dopompować do odpowiedniej wielkości. Szczególnie przy asymetriach to zdawało egzamin. Tyle tylko że tam, gdzie jest wentyl, to zawsze musimy założyć, że przepływ może być w dwie strony. Wycieki zdarzały się za często, dlatego zrezygnowano z tej metody.
(…)
Jak to jest, że przez wiele lat w Polsce było zaledwie trzech biegłych od chirurgii plastycznej?
Reszta kolegów była niechętna. Nie chcieli się narażać, nie mieli tyle odwagi, co ja. Biegły musi przecież ocenić, czy inny chirurg, jego kolega po fachu, wykonał swoją robotę dobrze, czy jednak popełnił błąd. Zazwyczaj byłem seniorem w stosunku do kolegów i nie bałem się stwierdzić, że wina była po stronie lekarza. Z mojego doświadczenia wynika, że połowa pozwów to były niezasadne roszczenia pacjentów, ale druga połowa to błędy w postępowaniu lekarskim.
Czy spraw związanych z chirurgią plastyczną i estetyczną było dużo?
Z biegiem lat coraz więcej. Największy rozjazd był między oczekiwaniami pokrzywdzonego a tym, co oferowały ubezpieczalnie. Zawsze stałem na stanowisku, że każda blizna jest szpecąca. W takich przypadkach stawałem po stronie pacjentów. Bez względu na to, czy jest widoczna, czy na co dzień zakryta ubraniem. Są sytuacje intymne, gdzie i tak je widać.
Czy jest jakaś najbardziej procesogenna operacja plastyczna?
Nie, sprawy sądowe raczej rozkładały się równomiernie pomiędzy różnymi zabiegami.
Co jest głównym czynnikiem, który doprowadza lekarza przed oblicze sądu?
20 lat byłem biegłym, miałem tysiące spraw i mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że najczęściej to była niestaranność lekarzy. Czasem też mnożenie zabiegów w tym samym czasie.
A pan został kiedyś pozwany?
Raz. Przyszła do mnie pacjentka, która chciała zmniejszyć piersi. Powiedziałem jej, że są 3 metody. Pacjentka wybrała tę zakładającą cięcie wokół brodawki. Uprzedziłem, że w tym przypadku trzeba po 6 miesiącach od zabiegu skorygować bliznę, bo będzie za szeroka i widoczna. A ta pacjentka zaczęła chodzić na laserowe usunięcie blizny i odbarwiała ją sobie. Zapytałem, po co to robi, skoro i tak będziemy ją wycinać. Umówiła się na ten zabieg, ale już w jego dniu powiedziała, że straciła do mnie zaufanie. Stwierdziła, że jedzie do Warszawy. Tam lekarz zapytał, dlaczego nie zdecydowała się na operację u mnie. Przecież miałaby ją za darmo, a u niego musi zapłacić. Odparła, że nie zależy jej na pieniądzach. Szybko dostałem od niej pozew, który napisał jej narzeczony, znany w Łodzi adwokat. Okazało się, że wszystko zrobiła z premedytacją, by otrzymać zwrot kosztów za zabiegi u mnie i w Warszawie. Mój ubezpieczyciel uznał, że taniej będzie jej po prostu zwrócić pieniądze za operacje. Proces sądowy byłby dużo kosztowniejszy.
Powyższy fragment pochodzi z książki Magdy i Piotra Mieśników zatytułowany “Poprawione. Jak operacje plastyczne zmieniają Polaków”, która ukaże się 25 października nakładem wyd. Muza.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS