Prof. Dawid Murawa rzucił pracę w zielonogórskim szpitalu. W mieście huczy, że wykończyła go współpraca z prezesem szpitala, byłym policjantem i fatalne zarządzanie lecznicą. – Kiedy wchodziliśmy na blok operacyjny, modliliśmy się, żeby niczego nie zabrakło, żebyśmy mogli skończyć operację – opowiadają lekarze.
Murawa operuje pacjenta trzecią godzinę, nagle wysłużony stół zjeżdża 15 centymetrów w dół. Opada kilka razy. Zespół decyduje się obniżyć go maksymalnie.
– Profesor ma 195 cm wzrostu, musiał się tak schylić, że skończył operować na kolanach – opowiada pielęgniarka. O tym, że stoły są w złym stanie mówiło się od miesięcy, ale zamiast kupić nowe, ciągle naprawiano stare. Murawa operował nawet na łóżku transportowym. – Chciał skrócić kolejki – mówi pielęgniarka.
Inny przypadek: w czwartej godzinie operacji przełyku przestaje działać laparoskop. Od dawna był w fatalnym stanie, ale nie kupiono nowego. Zabieg miał być małoinwazyjny, ale trzeba wykonać go klasyczną metodą. Torakochirurg, który operuje z Murawą w duecie, musi rozcinać całą klatkę piersiową, żeby zakończyć zabieg.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS