Jeśli zastanawiacie się, ile meczów w nogach mają polscy siatkarze, to wystarczy spojrzeć na ich grę w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk. Jest póki co nierówna, co może przypominać pierwsze tegoroczne występy w Lidze Narodów. Wtedy trener Nikola Grbić miał do dyspozycji zawodników, którzy czasem po raz pierwszy w życiu grali ze sobą. Teraz dowodzi siatkarzami, którzy (poza zastępującym Bartosza Kurka Bartłomiejem Bołądziem) spędzili ze sobą już tyle tygodni, że – mimo świetnej atmosfery w drużynie – chętnie by już pewnie od siebie odpoczęli. Ale nie pozostaje nic innego jak zacisnąć zęby i przetrwać, bo stawka jest zbyt duża. A kibicom pozostaje trzymać kciuki i pamiętać, że popisów takich jak podczas mistrzostw Europy raczej nie uświadczą.
Prezent, którego nie można było nie wykorzystać
Biało-Czerwoni wygrali z Bułgarami 3:0 i patrząc na sam wynik nie sposób domyślić się przebiegu tego spotkania. Pewną sugestią może być rezultat pierwszego seta, wygranego na przewagi 26:24. Choć nawet to nie pokazuje, jak blisko przegrania tej odsłony byli faworyci. To, że stało się inaczej, to w dużym stopniu zasługa Martina Atanasowa, który posłał w aut przechodzącą piłkę. Marcin Janusz i Norbert Hubert, choć wcale nie byli pod siatką, podnieśli rozpaczliwie ręce i być może trochę przeszkodzili w tym przyjmującemu rywali. Po tej akcji mistrzowie Europy mogli się uśmiechnąć, ale i głęboko odetchnąć z ulgą.
– Jak ktoś daje takie prezenty, to nie można nie skorzystać – przyznał w pomeczowym wywiadzie dla TVP Sport libero Jakub Popiwczak.
I rzeczywiście on i jego koledzy wykorzystali to drugie życie. W końcówce ważnymi blokami popisał się Bartosz Bednorz, który w ten sposób zrehabilitował się nieco za wcześniejsze fragmenty tego seta, gdy rywale skutecznie ostrzeliwali go zagrywką.
Sygnał od Bednorza i Semeniuka. Znaczące słowa Grbicia podczas przerwy
Sporo dobrych momentów tego dnia miał właśnie Bednorz, swoje dołożył też Kamil Semeniuk. Obaj dostali tego dnia szansę od Grbicia, bo podczas ME byli zmiennikami. Zwłaszcza Bednorz spędził podczas tamtego turnieju dużo czasu w kwadracie dla rezerwowych. W niedzielę obaj dali sygnał, że szkoleniowiec może na nich liczyć.
Ale były też chwile, gdy nieco zniknęli. Był też czas, że wyłączony z gry był brylujący w sobotę Jakub Kochanowski. Wtedy na posterunku – podobnie jak dzień wcześniej – był Łukasz Kaczmarek. Ale jak stwierdził w trudnym momencie trzeciego seta komentujący mecz w TVP Sport Radosław Panas, sam Kaczmarek meczu nie wygra. Polacy na szczęście też dobrze zdawali sobie z tego sprawę i w kluczowym momencie wszystkie ręce były na pokładzie. Sporo było w tych akacjach chaosu, ale i zaangażowania. Efektem, na szczęście, były kolejne punkty.
Początkowo wydawało się, że niedzielne kłopoty ograniczą się do nerwów z końcówki pierwszego seta. Drugi alarm rozbrzmiał w trzecim. Biało-Czerwoni mieli bezpieczną przewagę 16:11, gdy po chwili – przy ustawieniu ze Stefanem Czawdarowem na zagrywce – stracili cztery punkty z rzędu.
– Wiem, że jest ciężko, ale nie możemy przestać grać w siatkówkę – apelował wówczas na przerwie do siatkarzy Grbić.
Ci zacisnęli więc znów zęby i przetrwali. Nieco mniej szkody wyrządzali im już 33-letni Cwetan Sokołow i młodszy o 13 lat Aleksandar Nikołow – dwa główne żądła Bułgarów.
Był to 26. mecz Polaków w tym sezonie. Zaciskać zęby będą musieli jeszcze w przyszłym tygodniu podczas pięciu kolejnych.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS