W lipcu za jedzenie i picie płaciliśmy w Polsce o 1,4 proc. mniej niż w czerwcu, symbolicznie potaniały też nośniki energii – o 0,1 proc. Droższe natomiast było paliwo – kierowcy płacili za nie o 2,3 proc. więcej niż miesiąc wcześniej – wynika z najnowszych danych (tzw. szybkiego szacunku) GUS. Jednak w ciągu ostatnich 12 miesięcy ceny zmieniały się zupełnie inaczej. Od lipca 2019 r. paliwo potaniało o 16,1 proc., a żywność i energia podrożały – odpowiednio o 3,9 proc. i 5,1 proc. Ogółem ceny wzrosły w tym czasie o 3,1 proc. wobec wzrostu o 3,3 proc. w czerwcu.
– Inflacja w lipcu nieco wyhamowała, ale wciąż przekraczała 3 proc. w ujęciu rocznym. Choć pełna struktura lipcowego wskaźnika CPI opublikowana zostanie w połowie sierpnia, to z dużym prawdopodobieństwem można szacować, że spadły także ceny odzieży i obuwia ze względu na sezonowe wyprzedaże. Nadal jednak zapewne silnie rosły ceny usług (w czerwcu wzrost cen w tej kategorii wyniósł 7,4 proc. – red.), pewnie zbliżają się do 8 proc. – komentuje Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Handlowego.
Podobne spostrzeżenia ma Sonia Buchholtz, ekspertka ekonomiczna Konfederacji Lewiatana. Jej zdaniem szczegółowe dane GUS ujawnią wzrosty w pozostałych kategoriach.
– Można przypuszczać, że nadal trwa dostosowanie cen usług do kosztów obciążeń reżimów sanitarnych. Najpewniej zobaczymy dalszy wzrost cen w usługach turystycznych. Nie jest również wykluczone, że część obserwowanych zmian to budowanie buforu zabezpieczającego w razie drugiej fali epidemii, której prawdopodobieństwo rośnie – zauważa ekspertka Lewiatana.
Czytaj też: Usługi drożeją cztery razy szybciej niż towary
Ekonomiści zwracają uwagę, że choć inflacja konsumencka lekko spadła (mniej, niż zakładał konsensus rynkowy), rośnie, i to do niespotykanych od dawna poziomów, inflacja bazowa. Pokazuje ona wzrost cen z wyłączeniem tych, na które nie ma wpływu polityka monetarna NBP, czyli np. żywności czy energii. I właśnie inflacja bazowa, jak zauważył na naszych łamach Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP, pokazuje dokładniej, co dzieje się z fundamentalną presją inflacyjną.
W Polsce ceny rosną szybciej
Monika Kurtek w rozmowie z „Forbesem” zwraca natomiast uwagę, że mimo spadku wskaźnika inflacji, ceny w Polsce rosną o wiele szybciej, niż w innych krajach Europy.
– Inflacja jest u nas na znacznie wyższym poziomie niż średnia unijna – mówi ekonomistka.
Zmiany cen mierzone według unijnej metodologii (wskaźnikiem HICP) są dla konsumentów w Polsce jeszcze mniej korzystne, niż wskazują dane GUS (CPI). W ujęciu przedstawianym przez Eurostat w czerwcu inflacja w Polsce wyniosła 3,8 proc., co było najwyższym wynikiem w UE. Tymczasem np. w Grecji, Estonii, Hiszpanii czy we Włoszech ceny zamiast rosnąć – spadały, i to niekiedy dość mocno (np. na Cyprze były niższe niż rok wcześniej o 2,2 proc.). Dostępne dane za lipiec nie wskazują na nagłą zmianę – np. w Grecji deflacja wynosi 1,9 proc.
W Polsce o takim scenariuszu nie ma mowy. Ceny rosną i rosnąć będą, choć może nieco wolniej niż teraz.
– W kolejnych miesiącach 2020 r. inflacja powinna się obniżać, jednak będzie to proces bardzo powolny. Choć w związku z pandemią COVID-19 polska gospodarka znajduje się w recesji, czego przyczyną jest spadek i popytu konsumpcyjnego, i inwestycyjnego, to jednocześnie od początku roku silnie wzrosły koszty produkcji towarów oraz usług, co mocno trzyma ją na wysokim poziomie – zauważa Monika Kurtek. Jej zdaniem zejście inflacji poniżej 2 proc. jest w 2020 r. mało prawdopodobne, a średnioroczna zmiana cen wyniesie 3,3-3,4 proc. Czyli znacznie powyżej celu inflacyjnego Narodowego Banku Polskiego, który – dla przypomnienia – wynosi 2,5 proc.
Czytaj też: Czy błądzimy po omacku? Mankamenty bieżą … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS