Temat naszego rodzimego studia jest cały czas niebywale głośny. Od prawie pół roku nie ma tygodnia, żeby nie pojawiło się przynajmniej kilka doniesień związanych z CD Projekt RED. I nie jest to sytuacja, która odnosi się wyłącznie do Polski, albowiem wygląda to podobnie w przeróżnych serwisach na całym świecie. Wynika to z tego, że ekipa jest obecnie na świeczniku.
Wszystko ma oczywiście związek z Cyberpunkiem 2077 – bez wątpienia najgłośniejszą grą ostatnich lat. Tytułem, który zapowiedziano siedem lat przed niesławną premierą. Projektem, który jeszcze przed debiutem został obsypany nagrodami i ogłoszony najlepszym w roku, dekadzie, a przez niektórych pewnie również w XXI wieku. Tak, aż tak skrajne komentarze można było czytać. A za całością stało to legendarne zaufanie.
I o ile ostatnie tygodnie przed premierą wiązały się z ogromnym wyczekiwaniem i bardzo optymistycznym podejściem do tematu, o tyle od grudnia dostajemy prawdziwy zalew negatywnego przekazu, który w dużej mierze odnosi się do niespełnionych obietnic, fatalnego stanu gry na stare generacje i utraty zaufania z poprzedniego akapitu. Można powiedzieć, że gracze zderzyli się ze ścianą. A było to zderzenie bardzo nieprzyjemne, bowiem rozbieg rozpoczęli w 2013 roku.
Co przyniesie przyszłość?
A przyszłość maluje się… Dobrze? Cóż, na pewno pod kątem zapowiedzi i obietnic. Zaledwie na początku kwietnia CD Projekt RED postanowił podzielić się ze światem swoimi planami na najbliższe miesiące. Aby lepiej Wam je zarysować, pozwolę sobie posiłkować się listą, którą znajdziecie w newsie od Wojtka, w tym miejscu:
Wśród premier na 2021 rok, które przewiduje CD Projekt RED, możemy wyróżnić:
- Darmowe DLC do Cyberpunka 2077
- Next-genowe wydanie Cyberpunka 2077
- The Witcher: Monster Slayer
- Next-genowe wydanie Wiedźmina 3: Dziki Gon
- Rozwój Gwinta
- Twórcy będą również pracować nad ulepszeniem Cyberpunka
Brzmi nieźle, prawda? I choć część planów odpadła (chodzi oczywiście o Tryb Multiplayer do ubiegłorocznego hitu od studia), to trzeba przyznać, że lista wygląda naprawdę ambitnie. Dość powiedzieć, że do końca roku zostało zaledwie osiem miesięcy. Czego by jednak nie napisać, ich zespoły są tak liczne, że bez problemu zajmą się kilkoma powyższymi punktami jednocześnie.
https://twitter.com/CDPROJEKTRED_IR/status/1376923755977576452?s=20
Problem jest jednak taki, że dobrze to znamy. Stan rzeczy, w którym musimy opierać się na zaufaniu do twórców jest nam bliski. Chyba w żadnej innej branży nie jest to tak bardzo adekwatne. Ufamy konkretnym studiom, dajemy się oczarować pięknym zwiastunom i szczerzymy ząbki do wiadomości o nowych aukcjach. Tak jesteśmy zbudowani, a badania pokazują, że genetycznie, w kwestii odczuwana szczęścia, mamy bardziej uwarunkowane oczekiwanie na nagrodę, niż na nią samą.
Przekleństwo daty końcowej
Choć od premiery Cyberpunk 2077 minęły już jakieś cztery miesiące, ja wciąż mam wrażenie, że na potknięcie (delikatnie mówiąc) studia wpłynęły dwa główne czynniki. Pierwszym z nich był oczywiście fakt, że wydano ją zdecydowanie za szybko. Po prostu – tylko tyle i aż tyle. Szefostwo widziało, co dzieje się w opinii publicznej, gdy raz za razem data była przekładana.
A po drugie, co poniekąd łączy się z poprzednim, wszystko zostało zapowiedziane za szybko. Każdy wie doskonale, jak wpływa na nas czekanie. Gdy długo oczekujemy na posiłek, zaczynamy budować sobie wyobrażenie jego doskonałego smaku, który rozpływa się w ustach. Podobnież jest na przykład w przypadku wyczekiwania czasu wolnego – im dłużej musimy pracować, tym mocniej myślimy o tym, co niesamowitego uda nam się zrobić w przerwie.
Tu gracze wypatrywali premiery siedem lat, będąc w międzyczasie zasypywanymi masą treści i informacji o samej grze. Nie można się więc dziwić, że ich oczekiwania piętrzyły się z miesiąca na miesiąc. Bliźniacza sytuacja ma miejsce w rozwleczonych serialach, gdzie przez X sezonów każdy widz wymyśli swój własny, idealny finał. Twórcy rzadko mogą temu sprostać.
Poczucie zawodu
W przypadku debiutu Cyberpunka dochodziło do tego przekładanie premiery, co sprawiało, że u graczy, prócz wywindowanych oczekiwań, zaczęła rodzić się także irytacja. A to nigdy nie wróży dobrze. Tak więc, prócz ogromnych oczekiwań, pojawiło się również poczucie zawodu, które potęgowane było z każdym kolejnym przesunięciem daty wydania.
I jak to wygląda teraz? Znów dostaliśmy huczne zapowiedzi, a przy tym swoisty deadline, za który można uznać rok 2021. Nie mogę wyzbyć się odczucia, że może okazać się to kolejnym strzałem w kolano. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że zagrywka ta wymierzona była w dużej mierze w inwestorów. Ale wciąż mam wątpliwości, bo… Co, jeśli któregoś z założeń nie uda się zrealizować teraz?
Obecnie opinia publiczna o CD Projekt RED jest po prostu zła. Nie ma tego legendarnego zaufania, na które zapracowano sobie przy okazji Wiedźmina 3: Dziki Gon. I jestem przekonany, że jeśli tylko do grudnia nie zostanie wykonany któryś z punktów, zaczną pojawiać się głosy o kolejnej porażce. Czy słusznie? Niekoniecznie, ale jaka jest społeczność, każdy dobrze wie.
Wyścig z czasem
Obecne czasy nauczyły nas, że żadna data nie może być pewna, ale w przypadku naszego rodzimego studia zastanowiłbym się dwa razy przed odważnymi deklaracjami zamkniętymi w ramach czasu. Znów wjedzie presja, pojawią się oczekiwania i nacisk, a na to jest chyba jeszcze nieco za wcześnie, prawda? Już sam ciężar napraw Cyberpunka 2077 zdaje się bardzo duży.
Jak jednak wspomniałem – zdaję sobie sprawę, co motywowało decyzję o ogłoszeniu tej listy i rozumiem, że być może pod kątem biznesowym tak było trzeba. Ja jednak mogę odnosić się do sytuacji wyłącznie z perspektywy gracza, a tu wygląda to nieco inaczej.
Wielozadaniowość jest jednym z największych oszustw ludzkości, a wielokrotnie udowodniono, że zaledwie mały procent populacji ma do niej predyspozycje. W każdym innym wypadku… Wszystkie wykonywane zadania zajmują nam więcej czasu. Oby tak nie było również w przypadku CD Projekt RED.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS