A A+ A++

CBA sprawdza, czy w Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej w Zamościu nie został ustawiony przetarg

 Centralne Biuro Antykorupcyjne w PGK

Dlaczego Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej Sp. z o.o. w Zamościu wybrało ofertę zamojskiej firmy, za 8,5 mln zł, o blisko 2 mln zł droższą od oferty firmy z Gdańska? Czy to przypadek, że spółka zleciła wykonanie dokumentacji inwestycji siostrze właściciela firmy, która potem wygrała ów przetarg? I kolejny zbieg okoliczności: zwycięzca przetargu niemal dokładnie podał cenę inwestorską. W tej sprawie pytań jest więcej. Właśnie to jest przedmiotem zainteresowania Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

Informacja o tym, że CBA interesuje się zamojską spółką miejską, krążyła od kilku tygodni.

– Jakie konkretnie przetargi sprawdzają służby? – dopytywała na sesji 27 sierpnia radna Marta Pfeifer. Odpowiedzi nie uzyskała. Ani na to pytanie, ani na postawione kilka dni wcześniej, podczas posiedzenia komisji budżetowej, m.in. o wysokość zarobków na stanowisku prezesa PGK w latach 2014-2017 czy nakładów poniesionych na remont biurowca spółki. Bo… na sesji nie było Jarosława Maluhy, prezesa PGK Sp. z o.o. (jak tłumaczyła wiceprezydent Magdalena Dołgan, jest na urlopie) ani żadnego przedstawiciela spółki. Ta nieobecność dziwiła, tym bardziej że w programie obrad zaplanowano analizę sytuacji ekonomicznej spółek miasta (w tym PGK). Warto dodać, że od lat jest ona przyjmowana przez radnych zawsze na sesji sierpniowej. I nigdy dotąd nie zdarzyło się, żeby właśnie wtedy – gdy pada sporo pytań – zabrakło kogoś z kierownictwa. W kuluarach komentowano, że może to być celowa zagrywka, by uniknąć odpowiadania na niewygodne pytania, związane z przetargami sprawdzanymi przez CBA.

O co chodzi?

Zapytaliśmy więc u źródła, czyli w CBA. Odpowiedź, którą otrzymaliśmy, jest enigmatyczna. Wynika z niej, że agentów interesuje „Analiza wybranych aspektów związanych z zamówieniem publicznym przeprowadzonym przez Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej Sp. z o.o. w zakresie budowy instalacji fotowoltaicznej na części reaktywowanej kwatery składowiska odpadów (w Dębowcu – przyp. red.)”. Ale też „rekultywacji części wyłączonej z eksploatacji kwatery składowiska odpadów oraz budowa drogi dojazdowej”.

Jednym słowem: chodzi o sposób przeprowadzenia przetargu i wyłonienia wykonawcy inwestycji na terenie Regionalnego Zakładu Zagospodarowania Odpadów w Dębowcu. „W PGK trwa obecnie analiza przedkontrolna” – brzmi komunikat przesłany nam z Wydziału Komunikacji Społecznej CBA. Na tym etapie służby nie informują o szczegółach swoich działań. Postanowiliśmy więc przyjrzeć się tej inwestycji i procedurze przetargowej. Dotarliśmy do dokumentów i informacji, które mogą układać się w pewną logiczną całość. I pozwalają przypuszczać, że przetarg mógł być ustawiony pod „swojego”. Czy potwierdzą to ustalenia CBA?

Układ rodzinny

Trochę chronologii. Sprawa ma początek w październiku 2016 r. Wówczas prezesem zamojskiego PGK został Jarosław Maluha (Rada Nadzorcza, ustanowiona przez prezydenta Andrzeja Wnuka, powołała go z dniem 18 sierpnia tego roku; wcześniej był prezesem innej miejskiej spółki – MZK). Wtedy PGK przymierzało się do budowy instalacji fotowoltaicznej na terenie RZZO w Dębowcu.

Z naszych nieoficjalnych informacji, a także z późniejszych dokumentów wynika, że kluczowa jest firma spod Zamościa – nazwijmy ją „X”. Jej właściciel prawdopodobnie już wtedy mógł szykować się do wykonania tej intratnej, wielomilionowej inwestycji. Ruchy wykonywane potem ze strony PGK zdawały się to uprawdopodabniać.

Żeby ogłosić przetarg, niezbędne było wykonanie dokumentacji inwestycji. Dziwnym trafem PGK – bez przetargu (za 50 tys. zł netto) – wybrało do tego firmę „A”, również spod Zamościa, która w swoim profilu działania ma działalność związaną z zagospodarowaniem terenów zieleni i sprzedażą kwiatów, a nie – jak można by się spodziewać – fotowoltaikę. Co ciekawe, prowadziła ją rodzona siostra właściciela firmy „X”. Zgodnie z przepisami, gdyby on sam wykonał dokumentację, nie mógłby potem przystąpić do przetargu. To by go wykluczało na starcie.

Umowę pomiędzy PGK a firmą „A” zawarto 16 października 2016 r. Miała ona wykonać dokumentację pod nazwą „Budowa instalacji fotowoltaicznej o mocy do 1 MW na terenie RZZO w Dębowcu”. Najpierw zakreślono termin do połowy grudnia 2016 r, potem aneksami przedłużano go o kolejne miesiące. Wprawdzie ową dokumentację wykonywała firma „A”, ale korespondencja w sprawie szczegółów umowy (w tym wszelkie kosztorysy) prowadzona była z… adresu mejlowego firmy brata („X”). Trudno zatem uwierzyć, że właściciel „X” nie znał treści korespondencji, więc i nie wiedział, jakie są kosztorysy, które potem PGK przyjęło jako kosztorysy inwestorskie. Można też przyjąć za pewnik, że już na tym etapie wiedział sporo na temat planowanego zadania.

Przetarg, czyli trzy w jednym

10 sierpnia 2017 r. PGK ogłosiło przetarg pod nazwą „Budowa instalacji fotowoltaicznej na części zrekultywowanej kwatery składowiska odpadów rekultywacji części wyłączonej z eksploatacji kwatery składowania odpadów oraz budowa drogi dojazdowej”. Upraszczając: chodziło o wykonanie farmy fotowoltaicznej, rekultywację terenu i zbudowanie drogi dojazdowej. Wszystko „w ramach jednego zadania”, co zawarto w specyfikacji istotnych warunków zamówienia.

Z informacji, do których dotarliśmy, wynika, że i na tym etapie zamojski przedsiębiorca mógł mieć wpływ na to, co znajdzie się w specyfikacji. Właśnie zapis „w ramach jednego zadania” wywołał sprzeciw dwu firm zainteresowanych przetargiem. Jedna chciała budować tylko drogę (od razu została wykluczona). Druga, firma z Gdańska, nazwijmy ją „Y” (spełniała dwa wymogi, drogi nie budowała), sprzeciwiła się takiemu zapisowi i uznała, że „narusza to przepisy zachowania uczciwej konkurencji i równego traktowania wykonawców”. Ostatecznie zapis ten nieco złagodzono, w efekcie czego w przetargu mogły wystartować dwie firmy: zamojska „X” i gdańska „Y”.

(Nie) budował? (Nie) rekultywował?

Tu dochodzimy do ważnego momentu. Jednym z warunków uczestnictwa w przetargu było przedstawienie przez oferentów referencji. Mieli pokazać, że mają doświadczenie w wykonaniu inwestycji, które chciał zrealizować zamojski PGK.

– Referencje firmy z Gdańska są imponujące – ocenia nasz ekspert, któremu pokazaliśmy obszerny dokument złożony przez firmę „Y” – działa na rynku w tej branży od ponad 20 lat. Tymczasem firma „X” referencje przedstawiła (w formie oświadczenia) na jednej kartce. Wymieniła inwestycję w Tomaszowie Lub., której zakres robót obejmował kilkanaście punktów. Wśród nich znalazły się m.in. budowa farmy fotowoltaicznej, wykonanie drogi dojazdowej i rekultywacja terenu po składowisku odpadów. Te punkty dawały firmie „X” gwarancję pozostania w przetargu (albo nie wykluczały jej). Ale dokumenty dotyczące wskazanej tomaszowskiej inwestycji nie potwierdzają, by „X” jako wykonawca robił drogę i rekultywował teren. Drogi w ogóle tam nie wykonywano, a teren – to również jasno wynika z dokumentacji – był już zrekultywowany. Zatem referencje „X” muszą budzić wątpliwości.

Komisja przetargowa dała jednak wiarę złożonemu przez „X” oświadczeniu. Więc w grze wciąż pozostawało dwóch oferentów. Decydująca – jak się okazało – była cena.

Droższy, ale swój

Całość zadania (trzech inwestycji) firma zamojska „X” chciała wykonać za 8,5 mln zł brutto (w tym budowa farmy fotowoltaicznej o mocy 0,7 KW miała kosztować 5 mln netto). Stawka była nieznacznie niższa od stawki w kosztorysie przygotowanym przez firmę siostry.

Cena oferenta z Gdańska była o ok. 2 mln niższa i wynosiła 6,6 mln zł (według niej budowa samej farmy to koszt 3,7 mln zł netto).

PGK wybrało… droższą ofertę. Odrzucając propozycję „Y”, uzasadniało, że firma z Gdańska zaproponowała „rażąco niską cenę”. Przedsiębiorca wyjaśniał, że przyjęte w ofercie ceny są realne, rynkowe, niezaniżone.

Zamojska spóła tłumaczeń nie uwzględniła i ostatecznie ofertę „Y” odrzuciła.

– Dlaczego tak wysoko została wyceniona ta inwestycja przez inwestora, nie wiemy. Gdyby zrobiono to w taki sposób, jaki my to robiliśmy, a naprawdę zaproponowaliśmy cenę realną, konsultowaną z naszymi podwykonawcami, nie byłoby rażąco niskiej ceny – komentuje szef firmy „Y” z Gdańska (wynajęła kancelarię prawną do analizy dokumentów przetargowych). Dziwi się, jak to możliwe, że druga firma („X” – przyp. red.) „niemal dokładnie podała cenę inwestorską”.

Wyliczenia specjalistów

Spytaliśmy specjalistów, czy cena zaproponowana przez „Y” rzeczywiście była rażąco niska. Powołując się na fachową literaturę, wskazali jednoznacznie, że propozycja „Y” była realna i zgodna z tendencjami rynkowymi. Dla porównania podają – za wydawnictwami branżowymi – że budowa elektrowni fotowoltaicznej o mocy 1 MW to koszt 3,9-4,8 mln zł. Zwracają uwagę, że farma w Dębowcu ma moc 0,7 MW, więc kwota 3,7 mln zł (tylko na farmę) gdańskiej firmy nie jest zaniżona. Przeciwnie, jak sugerują, zawyżona może być oferta „X”, która podała 5 mln zł. Wobec powyższych faktów trudno się oprzeć wrażeniu, że w tym przetargu miał wygrać ten, kto wygrał. Czy tylko on miał na tym zarobić?

W grudniu 2017 r. miejska spółka podpisała umowę z „X”. Firma ledwie rozpoczęła pracę, już 3 stycznia wystawiła fakturę na 480 tys. zł, za budowę drogi. Po pierwsze: była niezgodna z warunkami umowy (stało w niej, że płatność częściowa wynosić może 500 tys. zł, nie mniej). Po drugie: droga była źle wykonana, co wzbudziło sprzeciw inwestora. Więc „X” za niespełna miesiąc (29 stycznia) obniżył kwotę i w kolejnej fakturze zażądał za tę samą robotę 400 tys. zł. Była zima, więc prace można było kontynuować wiosną, a pieniądze firmie potrzebne były już. PGK wskazaną kwotę przelało na konto „X”.

Warto też dodać, że PGK starało się o datację na tę inwestycję w Lubelskiej Agencji Wspierania Przedsiębiorczości (całość ponad 5 mln zł, dofinansowanie blisko 3 mln zł). Wsparcia tego nie otrzymało. Inwestycje zamojska spółka wykonuje z własnych środków.

Drogi prezes i sponsoring

Może prezes PGK bardziej powinien dbać o rozwój spółki i zacząć skuteczniej zdobywać środki zewnętrzne. A nie tylko zajmować się spełnianiem życzeń prezydenta (czasem w tajemnicy przed Radą Miasta, a nawet wbrew jej woli), które mają mu przysporzyć wyborców. Przykłady można mnożyć: zakup iluminacji świątecznych za 150 tys. zł, hojne wydawanie pieniędzy mieszkańców na sponsoring, np. sylwestra czy Fundacji Hetman. Jak się nieoficjalnie dowiadujemy, w 2016 r. PGK na rzecz miasta wydało blisko 230 tys. zł (w tym na imprezę sylwestrową ok. 50 tys. zł, na Fundację Hetman 130 tys. zł), a w zeszłym roku – ponad 260 tys. zł.

Prezes Jarosław Maluha za swoją pracę jest dość sowicie wynagradzany. Jak wynika z jego oświadczenia majątkowego za 2016 r., jego dochód wyniósł 246 269 zł (do 18 sierpnia 2016 r. był prezesem MZK, a od 19 sierpnia kieruje spółką PGK). W oświadczeniu majątkowym za 2017 r. w rubryce dochód podał: 236 231,42 zł. Miesięcznie wychodzi 19,7 tys. zł.

– Nauczyciel dyplomowany, żeby zarobić tyle, ile prezes w ciągu kadencji, musi pracować 20 lat. A sprzątaczka całe życie – wyliczył na sesji oburzony zarobkami prezesa radny Wiesław Nowakowski.

Poprosiliśmy władze PGK o komentarz w sprawie przetargu, którym zainteresowało się CBA. Do chwili zamknięcia numeru odpowiedzi nie otrzymaliśmy.

Jadwiga Hereta

(Tekst opublikowany w Tygodniku Zamojskim 29 sierpnia 2018)



Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolitechnika otworzyła centra badawcze
Następny artykuł2 000 000  zł Tyle miasto miało przepłacić, realizując umowę zawartą przez prezesa zamojskiego PGK Jarosława Maluhę