Koronawirus wywrócił do góry nogami urlopowe plany wielu Polaków. Epidemiolodzy wciąż ostrzegają przed możliwością zakażenia i niestety wciąż nie ma skutecznej szczepionki na COVID-19. Jednak zamiast rezygnować z wyczekiwanego wypoczynku, może lepiej nieco zmodyfikować swoje plany i zdecydować się na wakacje kamperem, w przyczepce campingowej lub pod namiotem? W Polsce pod wpływem pandemii wzrasta popularność caravaningu. Kto wie, może stanie się to impulsem do powstania w kraju kultury kamperowej, tak jak u naszego zachodniego sąsiada?
Trzeba przekonać drugą połowę
Łukasz Smolarek zamiast urlopu w formule all inclusive w cztero- czy pięciogwiazdkowym hotelu woli wakacje na kempingu. Tak było zawsze. Odkąd pamięta.
– Moi rodzice często wybierali kemping. Moja fascynacja tym stylem podróżowania jest efektem słynnej zasady, że “czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci” – opowiada Łukasz Smolarek, który prowadzi bloga HelloCamping.pl. – Zawsze stroniłem od zorganizowanej formy wypoczynku i przyznam, że to ja jestem osobą, która dążyła do tego, żeby podążać znaną drogą, choć musiałem przekonać do tego żonę. Nie było to łatwe, mitów na temat kempingów szczególnie w Polsce jest bardzo dużo.
fot. archiwum prywatne Łukasza Smolarka
– Jeszcze 20 czy 30 lat temu infrastruktura na polskich kempingach była w opłakanym stanie. Nie było sprzętu, na polach biwakowych były do dyspozycji wojskowe stare namioty, kamper czy przyczepa campingowa były dla nielicznych. Jeździło się z tym, co się miało. Kto się zraził do tej formy wypoczynku, to się zraził. Ja wręcz odwrotnie. Połknąłem bakcyla na całe życie. Teraz już we czwórkę, z dwójką naszych dzieci, wybieramy taki styl życia i podróżowania i wciąż odkrywamy jego zalety – dodaje Smolarek.
W małżeństwie Podwojskich to Sławka przekonała swojego męża Marcina, żeby wyruszyli w podróż kamperem.
– Rozumiem kobiety, żony, matki, które wyjeżdżając na wakacje, marzą tylko o tym, żeby nie gotować, nie sprzątać, nie robić nic i trochę odpocząć. Nie wiedzą też, jaki standard kempingów zastaną. Obawiają się, że będzie trochę jak kiedyś pod namiotem, że trzeba będzie załatwiać się w drewnianym wychodku albo myć się w strumyku. A to niekoniecznie może każdemu odpowiadać. Wielokrotnie spotykamy się z prośbami od naszych klientów pod hasłem: “Niech mi pani pomoże przekonać żonę”. Ale kilka dni temu dostałam maila od jednego z nich. Napisał mi, że właśnie jadą w pierwszą wyprawę kamperem i da mi znać, jak było – opowiada Sławka Podwojska, która razem z mężem Marcinem prowadzi portal motorhome.pl i zajmuje się wypożyczaniem i sprzedażą kamperów.
W pierwszą podróż kamperem zdecydowali się pojechać pięć lat temu do Norwegii. Wtedy nie wiedzieli, czy taka forma podróżowania jest dla nich. Przeważyło to, że na pokład pojazdu mogli wziąć dwa koty, których nie chcieli zostawiać w hotelu dla zwierząt. I choć znalezienie firmy, która zgodziłaby się wynająć samochód osobom podróżującym z czworonogami wcale nie było łatwe, udało się.
– W Norwegii na kempingach mieliśmy porównanie, jakim autem poruszamy się my, a jakimi zagraniczni kamperowicze. Mimo wszystko po tej pierwszej wyprawie stwierdziliśmy, że taki styl podróżowania jest właśnie dla nas, musimy tylko mieć lepsze auto. Pojawiła się też myśl, żeby móc je wypożyczać innym. Tak zrodziła się nasza niewielka wypożyczalnia – opowiada Marcin Podwojski.
Kemping Achensee w Austrii archiwum prywatne Sławki i Marcina Podwojskich
Prawdziwy przywilej
– Bardzo żałuję, że kiedy nasze dzieci były małe, nie znałam tej formy podróżowania. Teraz nie wyobrażam sobie lepszej. Mam na pokładzie w zasięgu ręki łazienkę, kuchnię, lodówkę. Dla rodzin z dziećmi nie ma lepszego sposobu – uważa Sławka. – Oczywiście są osoby, które wybierają hotele pięciogwiazdkowe, natomiast my z naszymi dziećmi, już nastolatkami, zatrzymujemy się z dala od zgiełku turystycznego, w otoczeniu natury, w górach czy nad wodą. W kamperze jesteśmy niezależni, choć oczywiście musimy pamiętać o tym, żeby co 48 godzin zjechać, żeby zlać szarą wodę, toaletę chemiczną i nabrać czystej wody.
Podwojscy nie rzucają słów na wiatr. Właśnie wracają ze Szwajcarii. Spędzali tam czas tak jak lubią – w Alpach, nocując na parkingach na wysokości powyżej 2000 m n.p.m., a w dzień wędrując po górach. W tym roku do dwóch kotów dołączył sześciomiesięczny szczeniak, dla którego małżeństwo przygotowało specjalną przyczepkę.
– Pies nie narzeka, chętnie do przyczepki wskakuje, a my nie musimy się martwić o pogryzione fotele – tłumaczy Marcin. – Pandemia zmieniła nasze plany. Myśleliśmy o Szkocji, potem o Finlandii, wreszcie pojechaliśmy do Szwajcarii. Byliśmy tu 10 dni, jeździliśmy po wysokich górach, szukaliśmy miejsc tanich lub całkowicie bezpłatnych. Nocowaliśmy na parkingu pod lodowcem przy tamie na wysokości 2350 m n.p.m. W Szwajcarii jest tak, że niemal wszędzie powyżej linii lasu, czyli powyżej 2000 m n.p.m., na parkingach można spokojnie spędzić noc. Zarówno podróżując samochodem i rozkładając namiot, jak i jadąc kamperem. Spotkaliśmy sporą grupę osób, które noc spędzają na parkingach gdzieś wysoko w górach, a w dzień chodzą na wycieczki. Fenomenalny sposób podróżowania.
Z psem, dwiema córkami i mężem podróżuje kamperem również Aleksandra Bohojło, która swoimi doświadczeniami z takich wakacji dzieli się na blogu pod nazwą Esencja.
– Swoją przygodę z caravaningiem rozpoczęłam dopiero rok temu. Z rodziną wolimy niezależność, nie lubimy zorganizowanych wyjazdów. Wyjazd kamperem na wakacje daje pełną swobodę. Jest to też strzał w dziesiątkę dla osób lubiących aktywny tryb życia. Minusy? Nie stwierdziłam – śmieje się Ola.
W pierwszą dwutygodniową wyprawę rodzina Bohojło wyruszyła kamperem do Włoch nad jezioro Garda do mekki triathlonistów. Ważnym wyposażeniem urlopowego ekwipunku były rowery.
– Gdy podróżuje się kamperem po Europie, rower to wręcz konieczność – zapewnia kobieta. – Lubię aktywnie spędzać czas, tego też uczę swoje dzieci. Ponadto, wybierając ten środek transportu, nie jesteśmy zobligowani do tego, żeby dojechać gdzieś na konkretną godzinę. Możemy zatrzymać się w dowolnym miejscu, zboczyć z drogi czy skorzystać z atrakcji, która nam się akurat spodobała. To jest bardzo spontaniczna podróż i warto skorzystać z tego przywileju – dzieli się swoimi wrażeniami Ola. – Chciałabym przy okazji obalić jeden z mitów, że gdy podróżuje się w taki sposób, jest się skazanym na śmieciowe jedzenie z puszek. To nieprawda. Można przygotować dobre, zdrowe i estetycznie podane posiłki – przekonuje.
fot. archiwum prywatne Aleksandry Bohojły
Kempingi jak miasteczka
Zaletą takich podróży jest możliwość zdecydowania, gdzie się zatrzymamy i jakiego szukamy standardu. – Osoby, które lubią komfort, też znajdą coś dla siebie. W Europie są kempingi o standardzie porównywalnym do pięciogwiazdkowych hoteli, z pachnącymi czystością łazienkami i restauracjami na miejscu – dodaje Sławka.
– Standard kempingów w Europie jest oczywiście różny. Są zarówno takie z jedną gwiazdką, jaki i z pięcioma. Czasami są to bardzo duże ośrodki, wręcz miasteczka, które nie tylko oferują infrastrukturę pod kampery, czyli możliwość uzupełnienia czystej wody, spuszczenie szarej, lecz także sklepy, bankomaty, place zabaw dla dzieci, baseny wielopoziomowe, siłownie i oczywiście restauracje. Nie ruszając się z kempingu, można w pełni korzystać z tego wypoczynku – zauważa Ola. – Często można też wynająć kajak, popływać na rowerku wodnym.
– Świetnie rozwiniętą infrastrukturę znajdziemy w Austrii, Danii, Włoszech czy Chorwacji. Pod Salzburgiem na przykład jest wiele takich kempingów, które zlokalizowane są nad krystalicznymi jeziorami, z pełną infrastrukturą. Są tam restauracje, pizzeria, mała siłownia, kompleks dwóch, trzech basenów. We Włoszech w Trydencie jest również dużo interesujących kempingów, które oferują restauracje z lokalnymi potrawami. Ostatnio byliśmy w Chorwacji na kempingu z ofertą miniprzedszkola dla Jaśka i Zośki. Przez dwie-trzy godziny dziennie mogliśmy liczyć na zorganizowaną opiekę nad naszymi najmłodszymi. Bardzo fajnie zorganizowane miejsce – mówi Łukasz Smolarek. – U nas w kraju też pojawiło się kilka ciekawych miejsc, w których kultura campingowania jest na dużo większym poziomie – dodaje.
– Po wyjeździe do Włoch ruszyliśmy na Kaszuby w ramach mojego autorskiego projektu Polska jest piękna. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu polskie kempingi trzymały poziom, może poza jednym – wspomina Ola.
fot. archiwum prywatne Aleksandry Bohojły
Podróż to coś więcej
Gdy pytam o zalety caravaningu, Łukasz wymienia budowanie więzi w rodzinie. Ale nie tylko. Tych plusów jest znacznie więcej.
– W naszej rodzinie panuje demokracja, pomimo tego, że mamy dwójkę małych dzieci, 3 do 1 wygrywa. Dla mnie i mojej żony kluczowa jest kwestia budowania więzi rodzinnych. Chcemy pokazać dzieciom sposób bycia razem, bycia blisko siebie. Pragniemy pokazać, że bycie razem z mamą, tatą, siostrą i bratem pod wspólnym małym daszkiem nie jest obciachem i daje więcej zabawy niż media społecznościowe. Wspólnie spędzamy czas, razem gotujemy, uczymy też dzieci, że namiot czy kamper trzeba posprzątać, utrzymać w czystości – wyjaśnia Łukasz, który wymienia więcej plusów takiego stylu podróżowania.
– Bliskość i szacunek do natury, nauka proekologicznych postaw, pozytywny wpływ na nasze zdrowie, a nade wszystko otwartość na różnorodność. Na campingu spotyka się ludzi z różnych części świata, z różnych kultur, z różnymi światopoglądami i sposobami rozumienia rzeczywistości. Często wybieramy kierunki międzynarodowe, dzieciaki mogą się pouczyć języka, pobawić z innymi, uczyć otwartości na świat i różnorodność ludzi – stwierdza Smolarek.
Samodyscyplina, podział obowiązków i niezbędne czynności
Na aspekty praktyczne zwracają natomiast uwagę Podwojscy. – Podróżowanie w taki sposób uczy przede wszystkim samodyscypliny. Trzeba pilnować porządku, bo w samochodzie jest mało miejsca. Ważną kwestią jest również podział obowiązków. Jest kilka czynności, które trzeba wykonać. Dobra organizacja pracy sprawi, że wszyscy w rodzinie wypoczną – zauważa Sławka.
fot. archiwum prywatne Łukasza Smolarka
Marcin Podwojski radzi, jak obchodzić się z autem w podróży i na co zwracać uwagę na kempingach. – Gdy przyjeżdżamy do celu, pierwsza rzecz to znalezienie dogodnego miejsca dla kampera, a następnie wypoziomowanie samochodu. To bardzo ważne, bo jeśli jest przechylony, bo takie jest ukształtowanie terenu, to potem źle się śpi, a człowiek zsuwa w jedną stronę na materacu, woda pod prysznicem nie wpływa do odpływu, tylko zostaje w brodziku, źle się też gotuje. To jest jedna z tych rzeczy, które trzeba zrobić w pierwszej kolejności, czyli wypoziomować auto za pomocą specjalnych podkładów i poziomicy lub aplikacji na telefonie – tłumaczy Marcin.
– Sprawdzamy też, w jakim stanie są łazienki na kempingu i decydujemy, czy będziemy z nich korzystać, czy raczej z tego, co mamy na pokładzie. Wygląda to tak, że zaraz po zameldowaniu się i ustaleniu, gdzie możemy zaparkować, udajemy się na punkt obsługi kampera, gdzie nalewamy do niego wodę i przygotowujemy toaletę chemiczną. Potem przyjeżdżamy na miejsce – wtrąca kobieta.
– Ale to jeszcze nie koniec. Jest szereg czynności, które trzeba wykonać od przyjazdu do momentu, gdy można spokojnie zasiąść w fotelu. U nas wszystko to zajmuje ok. pół godziny – tłumaczy Marcin. – Kemping jest świetnym rozwiązaniem, gdy mamy rozładowane baterie w laptopach i chcemy je podładować. Dostęp do prądu to ważna rzecz. Chociaż akurat nasze kampery są wyposażone w panele słoneczne.
Nocowanie na dziko. Kamper może zostać zaaresztowany
Wielu kamperowiczów nie lubi jednak zatrzymywać się na kempingach, preferuje nocowanie na dziko, z dala od ludzi i bliżej natury. – Są osoby, które zarzekają się, że nigdy nie będą zatrzymywać się na kempingach, są też takie, które nie nocują na dziko, bo potrzebują infrastruktury, zaplecza, poczucia bezpieczeństwa, obecności innych osób w pobliżu. Każdy ma swoje preferencje. Nie krytykujemy. Szanujemy każde podejście – zapewnia Marcin.
– Dopóki wszystko odbywa się w ramach obowiązujących przepisów. Są kraje, które pozwalają nocować na dziko, ale są i takie, które tego zabraniają. Na licznych forach można czasem przeczytać, jak kamperowicze łamią przepisy i opisują, jak uniknąć konsekwencji ich złamania, natomiast my jesteśmy za tym, żeby podróżować w ramach prawa – wtrąca Sławka.
– W większości krajów europejskich zabronione jest biwakowanie w miejscach do tego nieprzeznaczonych. Biwakowanie, czyli rozstawianie krzesełek, gotowanie, grillowanie. Może to się odbywać tylko w miejscach do tego przeznaczonych. W Polsce nocowanie w kamperze jest dozwolone, w naszym kraju dość swobodnie można sobie wybrać miejsce, gdzie chcemy spędzić noc, ale biwakowanie dozwolone jest tylko w wyznaczonych miejscach. Całkowicie legalnie na dziko można nocować w Norwegii. W Szwecji i Finlandii obowiązuje zasada, że zatrzymać się można na nie dłużej niż jedną noc w jednym miejscu, z wyjątkiem takich, gdzie jest to wyraźnie zakazane. W Szwajcarii, jak już wspominaliśmy, można nocować na parkingach położonych powyżej linii lasu, można też na niektórych położonych niżej, ale różne zasady obowiązują w różnych kantonach, dlatego lepiej to sprawdzić. Bardzo pomocne są aplikacje, takie jak np. Park4Night.
Darmowy kemping w Szwajcarii archiwum prywatne Sławki i Marcina Podwojskich
– W pozostałych krajach, z wyjątkiem Rumunii i Grecji, kamperowanie na dziko jest zabronione. W Niemczech jest to dozwolone, ale tylko w takich przypadkach, gdy chcemy odpocząć przed dalszą jazdą. Wtedy można przenocować na parkingu przy autostradzie – dodaje Sławka. – Chcielibyśmy zwrócić uwagę, że w Chorwacji, kraju tak popularnym wśród Polaków, kamperowania na dziko się restrykcyjnie zabrania. Można otrzymać bardzo wysoki mandat, a gdy się odmówi jego przyjęcia, to grozi to nawet zaaresztowaniem kampera i umieszczeniem go na parkingu policyjnym. Trzeba być bardzo ostrożnym – wyjaśnia kobieta.
– Zawsze mówimy, żeby nasi klienci nie łamali przepisów obowiązujących w danym kraju, żeby przed przyjazdem przeczytali obowiązujące zasady, bo niemal w każdym europejskim kraju są wyznaczone miejsca, w których za darmo lub za niewielką opłatą można zanocować kamperem. Np. w Niemczech, we Francji, w Hiszpanii te opłaty są niemal symboliczne (od 5 do 15 euro). W niektórych państwach można spędzić noc na parkingu za darmo, ale trzeba opłacić podatek w najbliższym biurze informacji turystycznej, kupić lokalne produkty u gospodarza czy zjeść śniadanie w restauracji, przy której znajduje się parking – tłumaczy Marcin.
Kamperem do Czech archiwum prywatne Sławki i Marcina Podwojskich
Ile to kosztuje?
– Wbrew pozorom to nie jest taka tania sprawa – mówi Łukasz. – Zakup nowego kampera czy przyczepy to wcale nie jest mały wydatek. Najtańszą nową, małą przyczepkę dla dwóch-trzech osób, kupimy już za 25-35 tys. zł, te nieco większe od 70-80 tys. zł w górę, nowego kampera natomiast powyżej 140-150 tys. w górę, gdyż ostateczną wartość zakupionego pojazdu ogranicza wyłącznie limit naszego portfela. Niezdecydowanym, wahającym się i zadającym sobie pytania: “Czy to na pewno dla mnie?” zawsze rekomendujemy, żeby na pierwszy wyjazd wypożyczyć sprzęt i sprawdzić, czy taka forma podróżowania nam odpowiada. A dopiero potem decydować się na zakup – tłumaczy Łukasz.
fot. archiwum prywatne Aleksandry Bohojły
Kontakt z autorką Urszulą Abucewicz za pośrednictwem jej Facebooka.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS