Tuomas Sammelvuo to trener z Finlandii, uznawany za jednego z najlepszych specjalistów na świecie. Jako zawodnik był przyjmującym m.in. w Zaksie Kędzierzyn-Koźle. Zakończył karierę w 2012 r. i od razu został szkoleniowcem reprezentacji Finlandii, skąd odszedł sześć lat temu. Potem przez kolejne sześć lat pracował w Rosji – Kuzbassie Kemerowo, w tamtejszej kadrze i Zenicie Sankt Petersburg. Po inwazji Rosji na Ukrainę odszedł i wkrótce trafił do Polski, gdzie przejął Zaksę. To tu odniósł wielki sukces.
Doprowadził klub do trzeciej wygranej w Lidze Mistrzów z rzędu, a także zdobycia wicemistrzostwa i Pucharu Polski. W kolejnym sezonie Zaksa grała jednak dużo słabiej i zimą Sammelvuo został zwolniony. Teraz ma przejąć Asseco Resovię i choć nie zostało to jeszcze potwierdzone, miesiąc temu w wywiadzie dla sport.trojmiasto.pl zdradził to inny kandydat do pracy w Rzeszowie – Mariusz Sordyl, który ostatecznie został trenerem Trefla Gdańsk.
W rozmowie ze Sport.pl Tuomas Sammelvuo nie chciał mówić wiele o przyszłości. Odniósł się za to do tego, co działo się w Zaksie, mówił o pracy w reprezentacji Kanady, meczu z Polakami, których uważa za najlepszy zespół na świecie i… o skokach narciarskich.
Jakub Balcerski: Ma pan pozdrowienia od Miki Kojonkoskiego, pana byłego trenera. Rozmawiałem z nim w styczniu przy okazji Pucharu Świata w skokach narciarskich w Zakopanem i poprosił, żeby je panu przekazać.
Tuomas Sammelvuo: A dziękuję, to miłe.
Jak to było z pana zainteresowaniem skokami?
– Byłem skoczkiem, gdy byłem młody, miałem jedenaście, czy dwanaście lat. Wtedy nie trenował mnie Mika, bo to było tak dawno, że jeśli dobrze pamiętam, to sam wtedy jeszcze skakał. Ale w sezonie 1996/97, kiedy grałem już jako siatkarz, był naszym trenerem przygotowania fizycznego w klubie z Kuopio. Potem przeniósł się do Fińskiego Komitetu Olimpijskiego, więc w pewnym sensie pracowaliśmy razem także, gdy byłem trenerem reprezentacji. W Finlandii mieszkaliśmy w tym samym mieście, jakieś 500 metrów od siebie. Stąd bardzo dobrze się znamy.
A powiedziałby pan, że obecnie w lepszej sytuacji są fińskie skoki czy siatkówka?
– Skoki mają bardzo trudną sytuację. Cieszę się, że Mika znów przy nich pracuje, ale jest coraz mniej osób, które uprawiają ten sport. Wcześniej było mnóstwo młodych, którzy próbowali, a teraz liczby wciąż maleją. W siatkówce dorasta nowa generacja. W skokach jest gorzej, ale liczę na to, że wrócimy do poziomu, z którego byliśmy znani w przeszłości.
Ale nie żałuje pan, że zrezygnował ze skoków na rzecz siatkówki?
– Nie. Powiem jednak, że chociaż kocham siatkówkę, to skoki narciarskie według mnie są najpiękniejszym sportem na świecie. Uczucie bycia w powietrzu jest niewiarygodne. Zawsze jest też trochę strachu, to dla mnie interesujące.
W tym samym czasie, gdy rozmawiałem z Miką, ZAKSA Kędzierzyn-Koźle ogłaszała, że rozstaje się z panem w trakcie sezonu PlusLigi. Jak patrzy pan na to, co się wydarzyło po kilku miesiącach? Odniósł pan tam wielki sukces, ale później obserwowaliśmy upadek giganta ostatnich lat w polskiej siatkówce.
– To prawda. Cóż, osobiście mogę tylko powiedzieć, że nikt nie lubi być odrzucany, ale jednocześnie wiem, że to część mojej pracy. Z Zaksą odnieśliśmy wiele sukcesów, a ten sezon był bardzo trudny, ale jako trener też mam swoją odpowiedzialność. Odbieram to tak: uczymy się na tym i idziemy dalej. W sumie to tyle. Muszę wiedzieć, co zrobiliśmy i przemyśleć także swoje ruchy, żeby wyciągnąć z nich wnioski, ale nie będę teraz analizował wszystkiego po kolei, czy szukał winnych gorszej sytuacji zespołu i klubu. To nie ma dla mnie żadnego sensu.
Jedna konkretna sytuacja z tego sezonu godziła jednak także w pana wizerunek jako trenera. Chodzi mi o tę opisywaną przez media z udziałem byłego prezesa klubu, Piotra Szpaczka, który miał wejść do szatni po jednym z meczów i wręcz kłócić się z zawodnikami, mocno ich krytykując. Niektórzy zadawali pytanie, czy trener powinien na to biernie patrzeć i pozwolić, żeby tak się zdarzyło. Z drugiej strony, to był wybór i działanie prezesa, a nie pana. Co myśli pan o tamtej sytuacji po pewnym czasie?
– Co dzieje się w klubie, powinno tam zostać. I tym bardziej w szatni. Czemu miałbym komentować tę sytuację teraz, po kilku miesiącach? Teraz jestem z Kanadą na Lidze Narodów i już się tym nie zajmuję. Przygotowujemy się do igrzysk, więc nie zamierzam teraz analizować tego, co wtedy się stało.
To zapytam jeszcze tylko o sytuację zawodników. Mieliście problemy z kontuzjami, ale nie tylko – pokazuje to choćby przykład Łukasza Kaczmarka. Atakujący grał dużo słabiej, ale później mówiło się o jego osobistych problemach, sytuacji w życiu prywatnym, a menedżer Jakub Michalak przekazał, że zmaga się z depresją. Jak wyglądała praca z zawodnikami w takich okolicznościach?
– Kiedy nadal tam byłem, to jeszcze się nie działo. Nie będę teraz komentował czyichś problemów, po co miałbym to robić? Gdy pracowałem w klubie, zdobyliśmy trzy tytuły, raz byliśmy drudzy. Potem w tym roku mieliśmy bardzo trudny sezon, ja zostałem odrzucony, co jest normalne w pracy trenera i takich okolicznościach. Ale teraz zagłębiać się w szczegóły tego, co się działo? Powtórzę się: to nie ma żadnego sensu. To na pewno okres, z którego należy sporo wyciągnąć i nie popełniać błędów w przyszłości. Może dla Zaksy teraz będzie jakiś nowy początek po tak wielu problemach? Zobaczymy, czy wrócą na szczyt. Nie jestem już w klubie, więc skupiam się na innych sprawach.
A jak będzie wyglądał pana nowy początek? Ma pan już plan na własną przyszłość w klubowej siatkówce, coś już pan o niej wie?
– To normalne, że obecnie skupiam się na tym, co robię z Kanadyjczykami. Normalne jest też to, że pan jako dziennikarz pyta i stara się zyskać jakieś informacje. Ale naprawdę chciałbym na razie skupić się na pracy tutaj. Gdy pojawi się oficjalne ogłoszenie informacji związanych ze mną, będę mógł skomentować, jak wygląda moja przyszłość. Na razie nie mam na ten temat nic do powiedzenia. Wiem, że pojawiają się plotki, ale będę się wypowiadał tylko po tym, jak coś zostanie zakomunikowane oficjalnie.
Pierwszy mecz nowego sezonu wygraliście 3:1 z Turkami. Nie weszliście najlepiej w spotkanie, bo przegraliście pierwszego seta, ale potem uporządkowaliście grę i zwycięstwo z gospodarzami turnieju w ich hali to chyba niezły start?
– To dla nas bardzo dobry początek, zaczynamy od trzech punktów przeciwko Turcji w ich domu. To było wielkie zwycięstwo. Na początku spotkania graliśmy bardzo nerwowo, ale dotąd nie graliśmy żadnych sparingów. Tylko trenowaliśmy, bo niektórzy zawodnicy dość późno trafili na zgrupowanie i unikaliśmy długich podróży przed początkiem Ligi Narodów. Dlatego musieliśmy się przyzwyczaić, ale nasza gra z czasem wyglądała coraz lepiej. Wiedzieliśmy też, że Turcja, jak inne zespoły wciąż walczące o awans na igrzyska przez ranking FIVB, będzie grać agresywnie od pierwszej piłki i na nas naskoczy. Potem wszystko się poprawiało: atak, gra w systemie blok-obrona i zagrywka. To bardzo ważne dla naszej pewności siebie. To jednak dopiero pierwsze spotkanie. Musimy stawać się coraz lepsi, zwłaszcza w ataku. Będziemy pracować i skupiać się głównie na tym.
Jesteście w takiej samej sytuacji co Polacy: nie musicie już walczyć o bilet do Paryża, zapewniliście go sobie jesienią zeszłego roku. To zmienia nieco wasze podejście do tego, jak przygotowujecie się do igrzysk? Jest chyba nieco inaczej, gdy można skupić się na pracy bez ciągłego myślenia o tym, że trzeba jeszcze wywalczyć awans.
– Zgadzam się, jest inaczej. Nie jesteśmy jednak tak wielcy i silni, żeby już zacząć myśleć o samych igrzyskach. Musimy coraz bardziej poprawiać naszą grę. Zaczęliśmy ten proces już w zeszłym roku, tym, jak dobrze zakończyliśmy drugą część sezonu. Oczywiście sam fakt, że już wiemy, że pojedziemy do Paryża, wywołuje świetne uczucie, to niewiarygodne. To daje nam pewność siebie i nasza sytuacja w porównaniu do tych zespołów, które nadal walczą o awans, trochę się różni. Nie ma jednak wpływu na nasze podejście do pracy. Nie rozluźniamy się, nie odpuszczamy. Jest zupełnie na odwrót. I chcemy pojawić się w Paryżu w naszej najlepszej formie, a żeby do niej dojść musimy dobrze przepracować Ligę Narodów.
Jak wasz sukces, tak wczesny awans na igrzyska, został przyjęty w kraju? W Kanadzie siatkówka jest pewnie dużo mniej popularna i inaczej odbierana niż w Polsce, ale pewnie zostało to w pewien sposób docenione.
– Tak, w Kanadzie siatkarze nie są tak popularni i nawet takie wywiady jak ten zdarzają się o wiele rzadziej. Ludzie śledzą jednak siatkówkę. I dla Kanadyjczyków to już trzecie igrzyska z rzędu. Tym razem było trudniej się na nie dostać: nie było dwóch szans, najpierw na turniej interkontynentalnych, a potem międzynarodowym, gdzie w przeszłości szanse mniejszych zespołów na awans znacząco rosły. Dlatego teraz być jednym z tych zespołów, które już wiedzą, że zagrają na turnieju olimpijskim to dla nas wielka rzecz.
Ostatni okres wcale nie był tak łatwy dla kanadyjskiej siatkówki, a w zeszłorocznej Lidze Narodów wciąż szukaliśmy sposobu na dojście do najlepszej dyspozycji. Ta przyszła w turnieju kwalifikacyjnym i wyniki cieszyły cały kraj. Teraz kobieca kadra też walczy o swój awans na igrzyska i jest całkiem blisko. Dlatego dostrzegam pozytywny ruch w tutejszej siatkówce. Choć jest tu oczywiście zupełnie inaczej niż w Europie – brak lig, uniwersyteckie zespoły. Jeśli nasz zespół swoimi wynikami sprawi, że w Kanadzie zacznie się pojawiać więcej siatkarzy, coraz więcej osób będzie wybierać ten sport, to będzie kolejny spory sukces. Już czuć satysfakcję z tego, jak to wygląda, ale siatkówka tutaj to nie hokej. To polską siatkówkę mógłbym chyba porównać do kanadyjskiego hokeja.
Przed wami mecz z Polską. Jak pan patrzy na drużynę trenera Nikoli Grbicia i jak chcecie przeciwko niej zagrać?
– Cóż, skupiamy się głównie na sobie i poprawie swojej gry. Po meczu z Turcją patrzyliśmy na to, co możemy robić lepiej. Polska? W sumie macie jakieś trzy, czy cztery zespoły. I każdy z nich jest bardzo silny, więc jesteśmy świadomi, że gramy z najsilniejszym zespołem na świecie. Dla nas to spore wyzwanie, żeby zobaczyć, co będziemy w stanie przeciwko nim zrobić. Powalczymy o każdy punkt, ale podkreślę: myślimy głównie o tym, co my możemy zrobić. Przygotowaliśmy zwyczajną analizę Polaków, jak zwykle, próbując rozczytać np. grę atakujących, czy rozgrywających. Najważniejszy jest jednak rozwój naszej gry.
Ma pan po stronie Polaków kilku starych znajomych, bo choć można było się spodziewać, że skład przyszykowany przez Nikolę Grbicia nie będzie tym podstawowym, to jednak zabrał do Antalyi kilku ważnych zawodników, w tym Aleksandra Śliwkę, czy Kamila Semeniuka. Był pan tym zaskoczony?
– Nie. Ktokolwiek gra dla Polaków, zawsze już jest sporym nazwiskiem. Spójrzmy, jak wygląda sytuacja z waszymi skrzydłowymi. Macie ilu – sześciu, siedmiu zawodników na najwyższym światowym poziomie? Jest tu np. Artur Szalpuk. Jaki on miał sezon w Projekcie Warszawa! Wraca też Olek Śliwka, który miał złamany palec. To spore bogactwo składu i naprawdę każdy, kto przyjeżdża z kadrą, jest szanowany ze względu na to, czego w ostatnich latach dokonał zespół. To wielka drużyna, nieważne kto jest na boisku. Zobaczymy, kto zagra w czwartek, ale zawsze podchodzi się do Polaków jak do najlepszej drużyny na świecie. I zawsze jest trudno, choć też ciekawie.
Sam doświadczał pan, jak wielki wpływ na grę zespołu, ale także to co ważne poza boiskiem, ma Olek. Teraz trzeba go jednak odbudować, jest w podobnej sytuacji co rok temu Kamil Semeniuk. Myśli pan, że się uda i będzie w polskiej kadrze tak silny, jak w poprzednich latach?
– To normalne, że gdy wracasz do gry po tak długiej przerwie ze względu na uraz, musisz odnaleźć przede wszystkim pewność siebie i umiejętności na boisku. Olek jest dokładnie w tym miejscu – robi postęp, poprawia swoją grę. Ale jego przywództwo i obecność na boisku jest też kluczowa dla innych zawodników i całej drużyny. Mocno dorósł jako lider w poprzednich miesiącach. Jest grono zawodników na świecie, którzy potrafią sprawiać, że inni siatkarze, wokół nich, będą stawać się lepsi. I Olek ma tę jakość, dlatego jest tak ważny dla każdego zespołu, w którym się znajdzie.
A zazdrości pan Nikoli komfortu i tego, ilu ma świetnych zawodników, czy współczuje bólu głowy przy tym, kogo wykreślić ze składu przed igrzyskami?
– Nazwałbym to pozytywnym problemem. Nikola wybiera spośród tylu znakomitych zawodników, ale musi zrobić to, co każdy: kierować się tym, co najlepsze dla zespołu. Jest spora rywalizacja o miejsca na igrzyska, ale myślę, że to ból głowy, który lepiej mieć niż nie mieć.
Jaki plan przygotowuje pan na czwartkowy mecz?
– Jeśli będziemy przesadnie analizować Polaków, to do niczego nas nie zaprowadzi. Zwłaszcza że mogą przecież dość mocno rotować składem. Lepiej skupić się na sobie. Najważniejsze będą, jak zawsze, serwis i przyjęcie. Spodziewam się presji na zagrywce ze strony polskich zawodników. Musimy im przeszkodzić naszym serwisem i systemem blok-obrona. Ale założenie będzie proste: myśleć głównie o własnej grze.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS