Orlen przejmuje Polska Press. Tym samym będzie kontrolować 20 lokalnych gazet oraz kilkaset portali, m.in. “Dziennik Bałtycki” czy “Głos Wielkopolski”. Węgierska politolog i była dziennikarka Edit Zgut mówi WP, czym zakończyły się podobne przejęcia na Węgrzech: – Lokalne media nie piszą teraz o miejscowych aferach i korupcji polityków partii Fidesz.
Sebastian Łupak: Należący do państwa koncern paliwowy Orlen kupił właśnie 20 gazet lokalnych, tygodniki oraz kilkaset lokalnych portali od niemieckiego koncernu medialnego. Podobna sytuacja wydarzyła się na Węgrzech. Jak tam to wyglądało?
Edit Zgut, węgierska politolożka, była dziennikarka agencji Hirado.hu: Zanim Victor Orban przejął największe dzienniki i portale na poziomie ogólnokrajowym, przetestował ten system na poziomie lokalnym. Skoro dla wielu ludzi dzienniki i portale lokalne są głównym bądź jednym źródłem informacji na terenach wiejskich i na prowincji, zaczął od przejęcia właśnie takich mniejszych tytułów.
Ale odbyło się to nieco inaczej niż w Polsce. 18 lokalnych tytułów, które należały do różnych właścicieli – Ringier Axel Springer czy German Funke Mediengruppe – kupiła firma Mediaworks, należąca do austriackiego biznesmena Heinricha Peciny. Pecina kupił też największy ogólnokrajowy dziennik opozycyjny – “Népszabadság”.
Pecina okazał się jednak słupem. Zamknął “Népszabadság”, a resztę tytułów sprzedał prawej ręce Orbana, czyli Lőrincowi Mészárosowi. To przyjaciel Orbana z dzieciństwa, instalator gazu, który został oligarchą i magnatem medialnym.
Jozsef Szajer na orgii z mężczyznami. Organizator tłumaczy
Co stało się z dziennikarzami i redaktorami po przejęciu tych gazet i portali przez człowieka Orbana?
Zamieniły się w bezkrytyczne tuby propagandowe rządu. Tak na przykład było w mieście Székesfehérvár, gdzie gazeta codzienna regionu Fejér została przejęta przez Mészárosa i jego spółkę Optimus. Z czasem dziennikarze byli zwalniani i zastępowani ochotnikami lojalnymi wobec władzy. Profesjonalistów zastąpiono amatorami, którzy zgodzili się pracować za darmo. Dopiero potem szefostwo zaczęto im płacić. I to bardzo dobre pieniądze za wierną służbę.
Czy te portale i gazety zachowały niezależność redakcyjną od władzy?
Najpierw Orban stworzył mniejsze “centra komunikacji”, na których czele stali lokalni politycy partii Fidesz. Te centra stały się lokalnymi agencjami prasowymi i wszystkie podawały ten sam przekaz. A w 2018 r. powołano centralną Fundację Mediów i Prasy KESMA skupiającą większość prorządowej prasy, w sumie około 500 tytułów. Sprzyjających rządowi biznesmenów po prostu poproszono o nieodpłatne przekazanie swoich tytułów temu konglomeratowi. I nawet jeśli nie miało to sensu z punktu widzenia biznesu, oni to zrobili. Co ciekawe, węgierski urząd ochrony konkurencji uznał, że KESMA chroni węgierski interes narodowy, więc nie interweniował.
Co się dzieje teraz?
Lokalne media nie piszą teraz o miejscowych aferach i korupcji lokalnych polityków Fidesz. Około 500 redakcji prezentuje jeden, ujednolicony punkt widzenia.
Jaki to przekaz?
Zagraża nam Unia Europejska, która razem z Georgem Sorosem chce podkopać fundamenty naszej ojczyzny. Zdradzieckie elity, opozycja i Bruksela chcą zastąpić czystą krew narodu węgierskiego muzułamanami. Paradoksalnie jednocześnie Orban musi dbać, żeby miliony euro płynęły do niego i jego oligarchów z tejże “zdradzieckiej” Brukseli.
To rzeczywiście daje Orbanowi przewagę?
Dzięki temu, że ma teraz telewizję i praktycznie całe media, wygrywa wybory.
Co zostaje opozycji?
Poza kilkoma małymi portalami głównie social media. Dlatego od pół roku politycy Fideszu zaczynają mówić, że z Facebookiem też trzeba zrobić porządek, że amerykański gigant nie może pływać na politykę innego kraju.
Gdzie znajdują pracę młodzi dziennikarze?
Poza Budapesztem adepci dziennikarstwa nie mają innej drogi niż wejście w ten ekosystem, bo innego na prowincji nie ma. Dziennikarze mediów opozycyjnych nazywani są “zdrajcami narodu”.
Czy Orban ma wpływ na ostatnie media niezależne od niego?
One się powoli wykrwawiają, bo nie mają reklam ze spółek skarbu państwa. Te reklamy w ponad 80 proc. trafiają do mediów partyjnych.
A reklamy firm prywatnych?
Koncerny prywatne boją się wspierać niezależne portale. Po co robić sobie kłopoty, skoro można wynegocjować z rządem korzystne ulgi czy obniżenie podatków? Oczywiście nie wiemy, czy chodzi o strach i autocenzurę, czy bezpośrednie telefony z biura Fideszu z naciskami na te firmy, aby się nie wychylały.
W rezultacie niezależne, małe portale utrzymują się prawie wyłącznie z crowd-fundingu. Po prostu wspierają je comiesięcznymi wpłatami ich odbiorcy.
Szczyt europejski z udziałem premierów Polski i Węgier (Getty Images)
Czy poznała pani ten węgierski system na własne oczy?
Tak, do 2014 r. pracowałam w węgierskiej agencji prasowej Hirado.hu. Pieniądze w mediach publicznych są bardzo dobre, ale wybrałam rzetelność i uczciwość dziennikarską, a nie wysokie zarobki. Akurat 2014 był rokiem wyborów, więc nacisk na chwalenie Orbana był ogromny. Opozycja była tylko małym, ciemnym satelitą, odbijającym światłość Orbana.
Czy Unia Europejska chciała pomóc mediom węgierskim?
W pewnym momencie Orban próbował nałożyć na działającą na Węgrzech niemiecką telewizję RTL bardzo wysoki podatek. Wtedy RTL zaczął przygotowywać dzienniki krytyczne wobec rządu. Sprawa trafiła do Komisji Europejskiej. UE zdecydowała, że podatek jest nielegalny. Wtedy zadowolona RTL, z której zdjęto ten podatek, znów wyciszyła swój krytyczny przekaz wobec rządu. To jedyny znany mi przypadek skutecznej interwencji UE.
Myślę, że Bruksela powinna robić dużo więcej. Komisja Europejska powinna interweniować, bo Fidesz łamie zasady: koncentracji mediów w jednych rękach oraz nieuczciwej pomocy finansowej państwa w warunkach rynkowej konkurencji. Poza tym łamane są zasady wolności słowa i prasy. Zastosowanie powinien więc tu mieć artykuł 7 unijnego traktatu o przeciwdziałaniu zagrożeniu unijnych wartości. A tymczasem, mimo pogarszającej się z roku na rok sytuacji, Komisja Europejska wciąż zajmuje się skargą złożoną w tej sprawie na rząd Orbana w… 2016 r.!
Czy można mówić, że polskie wydarzenie przypominają scenariusz węgierski?
Jarosław Kaczyński obiecał Budapeszt w Warszawie. Wie, że kto kontroluje media, kontroluje ludzkie umysły. Dlatego zależało mu, żeby poza mediami narodowymi – TVP, Polskim Radiem – przejąć także media lokalne.
Na pewno więc z politycznego punktu widzenia ich kupno to dobry ruch. Kaczyński dostaje kolejne narzędzie propagandowe. Przecież dużo łatwiej im zrepolonizować media lokalne, należące do Polska Press, niż przejąć TVN należący do amerykańskiego Discovery. Angela Merkel nie protestuje, natomiast nowy prezydent USA, demokrata, może zabrać głos, mówiąc, jak ważna dla demokracji jest wolność słowa i prasy. Przecież ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher wielokrotnie wypowiadała się w obronie TVN. Ze strony niemieckich dyplomatów takich słów nie słychać.
Ale sytuacja jest u was jednak nieco inna, bo PiS nie ma jeszcze większości konstytucyjnej, tak jak Fidesz na Węgrzech. W Polsce sytuacja nie więc jest jeszcze tak zła jak u nas. Jednak ten wykup tytułów Polska Press przez Orlen powinien być dla was mocnym ostrzeżeniem. Idziecie w kierunku węgierskim.
Politolożka Edit Zgut (Archiwum prywatne)
Edit Zgut – węgierska politolożka, prowadzi pracę naukową w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, Fundacji Marshalla i Instytucie Visegrad Insight. Wykładowczyni w Centrum Europejskim UW.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS