A A+ A++

W listopadzie zeszłego roku minęła 20. rocznica zniszczenia ogromnej mozaiki autorstwa nieżyjącego już wybitnego artysty Ignacego Bieńka. Wydarzenie określono w tamtym czasie jednym słowem – barbarzyństwo. Przez kilka miesięcy żyło tym całe miasto.

Dziś już mało kto pamięta tamtą mozaikę. Także postać jej twórcy odchodzi powoli w niepamięć. Bezpowrotnie zniknął również wykonany 10 lat później mural, mający przypominać bielszczanom, iż niegdyś gród nad Białą zdobiła największa ścienna mozaika w Europie.

Wartość sentymentalna

Była naprawdę ogromna. Jej powierzchnia wynosiło około 500 metrów kwadratowych! Powstawała etapami, przez dwa lata, pomiędzy 1966 a 1968 rokiem. Artysta stworzył ją z okazji 1000-lecia Państwa Polskiego na murze zakładów włókienniczych Welux, w których był w tym czasie zatrudniony na stanowisku plastyka. Naścienny „obraz” wykonany był z przeróżnych materiałów (szkło, ceramika, kamienie) i przedstawiał wiele luźno ze sobą powiązanych scenek figuralnych o tematyce historycznej.

Można sprzeczać się nad wartością artystyczną dzieła lub siłą jego przekazu, ale niewątpliwie mozaika miała jeden ogromny walor: bielszczanie byli z nią związani emocjonalnie. Nie było chyba w mieście człowieka, który choć raz by jej nie widział. A wielu mieszkańców – głównie pracowników Weluksu – osobiście uczestniczyło w jej tworzeniu. Pomagali artyście przycinać i kleić elementy albo przynajmniej asystowali mu przy pracy.
Przez ponad 30 lat mozaika widniała na murze zakładu od strony ulicy Leszczyńskiej i nikomu nie wadziła.
Wszystko zmieniło się wraz z transformacją ustrojową. Kłopoty wielu firm i przedsiębiorstw, jakie stały się udziałem polskiej gospodarki na początku lat 90. ubiegłego wieku nie ominęły branży włókienniczej. Po kolei upadały bielskie zakłady włókiennicze. Taki też los spotkał Welux. Puste zabudowania kupił prywatny inwestor, który zamierzał wznieść w tym miejscu nowoczesną galerię handlową (obecne Centrum Handlowe Gemini Park).

Lament w mieście

W czasie wyburzania nieczynnego zakładu buldożery zniszczyły mur z mozaiką, krusząc go na drobne kawałeczki. W ten sposób przepadł bezpowrotnie, a w mieście podniósł się lament. Mozaiki żałowali nie tylko miłośnicy sztuki, lecz także zwykli mieszkańcy, dla których dzieło Bieńka miało sentymentalną wartość.
Sprawą zajęła się prokuratura, skończyło się aktem oskarżenia. Na ławie sądowej zasiadło kilka osób, w tym inwestor przygotowujący plac budowy pod przyszłą galerię handlową. Ostatecznie wszystko rozeszło się jednak po kościach i nikt nie poniósł odpowiedzialności za zniszczenie nietuzinkowego dzieła sztuki. Trzeba jednak wyjaśnić (sądząc po pojawiających się w tamtym czasie komentarzach, nie wszyscy zdawali sobie z tego sprawę), że proces nie dotyczył zniszczenia mozaiki, lecz naruszenia przepisów prawa budowlanego. Inwestor miał bowiem zezwolenie na wyburzenie zabudowań, lecz ściana z mozaiką miała pozostać na miejscu. Jednak i ten zarzut w ocenie sądu okazał się mało przekonujący.

Warto nadmienić, że mało brakowało, a mozaika nadal cieszyłaby oczy bielszczan. Zanim jeszcze buldożery ruszyły do pracy, inwestor zadeklarował, że przeniesie ją w inne – wskazane przez ówczesne władze miasta – miejsce. Operacja taka była możliwa, bo artysta tworząc dzieło najwyraźniej brał pod uwagę taki scenariusz. Elementy mozaiki zamontowane były nie bezpośrednio na murze, lecz na przytwierdzonych do niego – możliwych do zdemontowania – panelach. Ratusz nie był jednak zainteresowany propozycją, wychodząc najpewniej z założenia, iż dzieło powinno pozostać na miejscu. Ufano też, że jest bezpieczne. Przecież chroniły je przepisy prawa budowlanego…

Głośne nazwisko w zamian

Na tym można by zakończyć historię mozaiki Ignacego Bieńka, lecz życie dopisało ciąg dalszy. Pod naciskiem opinii publicznej, a może z uwagi na prokuratorskie zarzuty, inwestor obiecał, że w zamian za zniszczone dzieło, da bielszczanom inne, równie atrakcyjne. I słowa dotrzymał. Na murze nowo powstałej galerii Gemini Park Leon Tarasewicz – jeden z najwybitniejszych współczesnych polskich artystów plastyków – namalował w 2009 roku ogromny mural. Nie nawiązywał on co prawda do zniszczonej mozaiki, lecz – dzięki nazwisku wybitnego artysty – stał się sporą atrakcją miasta. Poza tym w jego pobliżu pojawiła się tablica przypominająca bielszczanom, iż niegdyś w tym miejscu widniała także ogromna mozaika stworzona przez Ignacego Bieńka. Odsłonięcie muralu było huczne, lecz sielanka nie trwała długo. Właściciele galerii zapewniali, że mural będzie dobrze chroniony i konserwowany, jednak przetrwał tylko trzy lata. Miało to związek z rozbudową galerii – ściana z muralem został wyburzona. I w tym wypadku planowano, iż dzieło całkiem nie zniknie. Miało zostać pocięte na części, a jego fragmenty miały być przeznaczone na przykład na aukcję na cele charytatywne. Tak przynajmniej deklarowało w tamtym czasie szefostwo Gemini Park. Twórca muralu ponoć nie wyraził na to zgody. Natomiast jego życzeniem było, aby w sytuacji, gdy muralu nie da się przenieść w całości, zniszczyć go bezpowrotnie, tak aby nie została nawet cząsteczka. Podobno, aby zadośćuczynić tej prośbie, w trakcie wyburzania ściany z malowidłem pilnowano, aby ktoś nie zabrał sobie ani kawałka.

Ne ma więc już ani mozaiki Bieńka, ani muralu Tarasewicza, a w przestrzeni miasta nie pozostał po tych dziełach żaden ślad. Wygląda jakby zawisło nad tymi symbolami jakieś fatum. A może to nie fatum, lecz zwykły brak wrażliwości na sztukę?

navigate_before
navigate_next
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKiedyś w Dębicy znały ją prawie wszystkie dzieciaki. Siostra Leonarda robiąca zastrzyki – pamiętacie Ją?
Następny artykułTrwa akcja zimowego utrzymania miasta