W czasach komunistycznych przedsiębiorstwo działające dziś jako Agrafrisch było dużą spółdzielnią rolniczą. Obecnie zatrudnia niemal 50 osób, w tym kilka z Polski. Stawia na nowoczesną dystrybucję i inwestuje w zieloną energię.
Benjamin Meise (39 l.) pokazuje na ekranie komputera mapę z prognozą na nadchodzące dziesięciolecia. Nie wróży ona dobrze rolnictwu we wschodnich regionach Niemiec. Brak wody może – według przewidywań naukowców – ograniczyć plony nawet o połowę.
– Jesteśmy zmuszeni do dywersyfikacji źródeł dochodów w naszym gospodarstwie – mówi młody rolnik, który studiował ekonomię w Warszawie i trzy lata swojego zawodowego życia spędził jako menedżer na Ukrainie.
Znaleźć swoje miejsce
Przedsiębiorstwo rolne, prowadzone przez Benjamina Meise i jego brata Fabiana, leży w niewielkiej wiosce Buchholz, we wschodniej Brandenburgii, 40 kilometrów od Berlina. W czasach komunistycznych było dużą spółdzielnią rolniczą. Po transformacji systemowej ojciec braci, Hans-Georg Meise, który był wtedy dyrektorem tej spółdzielni, zaczął wykupywać grunty rolne i stworzył fundament pod dzisiejszą firmę Agrafrisch. Gdy odszedł na emeryturę w wieku 77 lat, jego synowie dysponowali już blisko 3000 hektarów.
Sukcesja nie była prosta, gdyż synowie wcześnie opuścili rodzinne strony. – Z dwójką małych dzieci podróżowaliśmy po Indiach, interesował nas cały świat – opowiada Michaela, żona Fabiana. – Ale dopiero teraz wiem, że znalazłam swoje miejsce w życiu.
Benjamin Meise jest dyrektorem wykonawczym Agrafrisch od 2011 roku. Blisko 50 pracowników zatrudnionych na polach, przy hodowli bydła, w mleczarni oraz biogazowni to głównie osoby mieszkające w okolicy. Płace w tym sektorze gospodarki nie są wysokie. Przeciętnie pracownik może liczyć na miesięczny zarobek netto w wysokości 1300–1500 euro (6000–7000 złotych) na rękę. Z Polski do pracy dojeżdża pięć osób.
– Na szczęście granica jest blisko. Dzięki temu jesteśmy atrakcyjni dla pracowników z Polski – mówi Meise.
Z dawnej załogi z okresu NRD zostało już tylko niewielu. Pracują tu głównie pracownicy młodzi lub w średnim wieku. Czerwona czupryna młodej kobiety karmiącej cielaki, które stoją na słomie w małych boksach, ewidentnie wskazuje na zmiany obyczajowe na wschodnioniemieckiej wsi.
Mleko z automatu
W oborach stoi 740 krów mlecznych głównie rasy holstein-frieser, a w zagrodach na słomie 600 jałówek i cieląt. Od niedawna są tu także krowy rasy jersey. Nie dają tyle mleka, co holstein-friese, ale są mniej wymagające i tańsze w utrzymaniu.
Na blisko 500 hektarach uprawiane są rośliny przeznaczone na paszę, reszta jest sprzedawana. Podstawową paszą są kiszonka z kukurydzy, trawy i lucerny. Do tego dochodzą pasze treściwe i mineralizowane (część własnej produkcji, reszta kupowana).
Przeciętnie krowa w gospodarstwie Agrafrisch daje 9300 litrów mleka rocznie. Dziennie produkowane jest średnio 15 000 litrów, maksymalnie 20 000–22 000 litrów. Olbrzymia większość mleka sprzedawana jest do ponadregionalnej spółdzielni mleczarskiej Deutsche Michkontor, której członkiem jest także firma Agrafrisch, w cenie 0,32 euro (1,47 zł) za litr. Od zniesienia pięć lat temu przez Unię Europejską kwot na produkcję mleka jego cena systematycznie spada. Powodem jest znaczny wzrost produkcji w Niemczech i w krajach sąsiednich, także w Polsce.
Obecna cena mleka jest dla niemieckich rolników często na granicy opłacalności, muszą więc oni szukać alternatyw. Agrafrisch zainwestowało we własną mleczarnię, gdzie mleko jest schładzane i pasteryzowane. Obecnie 3 proc. całej produkcji mleka w gospodarstwie sprzedawane jest przez sieć 14 samoobsługowych punktów sprzedaży, położonych w promieniu 100 kilometrów (połowa jest w Berlinie). Przez całą dobę można tam kupić pasteryzowane mleko w cenie 2 euro za litr, a także inne produkty z gospodarstwa rodziny Meise – jajka, mięso, miód i ser. – Chcielibyśmy, aby w przyszłości znacznie więcej mleka było sprzedawane w sprzedaży bezpośredniej – mówi Meise.
Produkty z gospodarstwa sprzedawane są również przez internet, ale ta forma sprzedaży na razie nie najlepiej się sprawdza.
Inwestycje w zieloną energię
Na 3000 hektarów uprawiane są kukurydza, pszenica, rzepak i lucerna oraz łubin. Gleba w tej części kraju nie jest zbyt żyzna, ale w tym roku plony były niezłe: pszenica – 7 ton, kukurydza – 25–30 ton, rzepak – 3–4 tony.
Ważnym źródłem dochodów gospodarstwa jest biogazownia. W instalację o mocy 600 kW zainwestowano 2 miliony euro. Fermentacji poddawane są głównie gnojowica i odpady roślinne. Dzięki państwowym … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS