A A+ A++

Dzięki uprzejmości wyd. HI:STORY publikujemy fragment książki Punkt zwrotny. Listopad 1942. 40 osobistych historii z najważniejszego miesiąca II wojny światowej” Petera Englunda (tłum. Ewa Wojciechowska).

W Mandalaju mija kolejny zwyczajny dzień. Choć nie do końca. Co tydzień Mun Okchu i pozostałe młode Koreanki pracujące w wojskowym burdelu, są poddawane badaniu pod kątem chorób wenerycznych. Dziś przypada dzień takiej kontroli. Procedura trwa kilka godzin i stanowi miłą odmianę od obsługiwania niekończącej się nigdy kolejki umundurowanych mężczyzn, wyczekujących przed budynkiem.

Przybytek ma duże obłożenie, chociaż w Mandalaju działa już dziewięć tego typu placówek. (Jedna z nich, Uminooya, jest zarezerwowana dla oficerów, pracują w nim tylko Japonki, w trzech innych są same Koreanki – zalicza się do nich Taegu; w jednej można spotkać tylko Chinki; w trzech Birmanki, wśród nich jest przybytek o nazwie Shinmenkan, przeznaczony wyłącznie dla birmańskich oddziałów pomocniczych, które zdecydowały się na walkę z dawnymi brytyjskimi kolonizatorami u boku Japończyków).

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Domy publiczne prowadzone przez cywilów nie są żadnym wyjątkiem (jak w przypadku państwa Matsumoto), choć i tak biznes ten działa na zlecenie armii. A w tym systemie każde tego typu miejsce jest przyporządkowane formacji, na przykład konkretnemu pułkowi, całemu korpusowi albo, jak “gospoda” Taegu, wybranej jednostce sztabowej: w tym wypadku Sztabowi Dywizji 8400, której żandarmeria pilnuje tu porządku.

Formacja nadrzędna odpowiada nawet za logistykę związaną z całym przedsięwzięciem – znajduje lokale na te przybytki i zaopatruje je we wszystko, od prezerwatyw po pościel i jedzenie. Niewolnice seksualne określa się na papierze mianem “funkcjonariuszek paramilitarnych” i tym samym podlegają one wojskowej jurysdykcji.

Droga, jaką Mun Okchu przebyła z Korei do Birmy, świadczy o tym, jak precyzyjnie było zorganizowane owo niewolnictwo seksualne i na jak wielką skalę działało. Ona i pozostałe dziewczyny z Taegu zostały zwerbowane przez państwo Matsumoto na początku lata, obiecywano im pracę w restauracjach, kantynach i podobnych miejscach działających poza granicami ich kraju, w dodatku za wysokie wynagrodzenie.

Brzmiało to kusząco, nie tylko dla Mun, chcącej zarabiać na siebie i przekonanej, że w rodzinnym Taegu nie czeka na nią przyszłość. Jej rodzina nie ma ani grosza, matka samotnie wychowuje czwórkę dzieci, zapewniając im byt ciężką pracą szwaczki i pomocy domowej.

Mun skończyła trzy klasy podstawówki i zdążyła już nabyć trochę doświadczenia w fabryce butów oraz, jak matka, jako pomoc domowa. Wszystko, co udaje jej się zarobić, z dumą i jak się należy, oddaje swojej przepracowanej matce. A rodzicielka nie zdaje sobie sprawy, jak jej córka obecnie zarabia na swoje wynagrodzenie.

Przyjmując propozycję pracy od państwa Matsumoto, ani Mun, ani pozostałe dziewczyny nie miały pojęcia, że ci ludzie, jak wielu innych cywilnych naganiaczy w Korei, działają na zlecenie armii. I tak oto, 10 lipca, Mun dołączyła do grupy siedmiuset trzech młodych Koreanek (wyposażonych w dokumenty tożsamości wystawione przez armię), które wsiadły na pokład transportowca w porcie w Pusan. Towarzyszyło im również dziewięćdziesięciu naganiaczy z rodzinami oraz pewna liczba żołnierzy.

Okręt ruszył na południe, w konwoju liczącym sześć lub siedem jednostek. Podczas długiej podróży młode kobiety trzymano w niewielkich grupkach, pod opieką ich naganiaczy. Mun wspomina to tak:

Wiele dziewczyn zapadło na chorobę morską. Mnie nic nie dolegało przez cały długi rejs, być może dlatego, że tak bardzo zależało mi na tych pieniądzach, a może po prostu cieszyłam się dobrym zdrowiem. Pomagałam przyrządzać posiłki dla mojej grupy, sprzątałam bałagan, jaki zostawiały po sobie wymiotujące dziewczyny, i doglądałam ich, kiedy traciły przytomność. Kiedy spotykałam kobiety z innych grup, pytałam je, czy wiedzą, dokąd płyniemy, i wszystkie odpowiadały, że będziemy pracowały w restauracjach. Żadna nie wiedziała, co nas czeka.

A zatem dziewczyny były nieświadome swojego losu. Może wolały nie wiedzieć, a może nie potrafiły tego pojąć, bo nie mieściło się to w ramach obrazu świata, jaki nosiły w głowach. Przeczuwały jedynie, że połknęło je coś ogromnego, o wiele większego niż one wszystkie razem wzięte.

(…)

Dla odmiany Mun Okchu nie musi dziś wypełniać codziennych obowiązków w “gospodzie” Taegu w Mandalaju. To jej jedyny wolny dzień w tym miesiącu. Może zostać w domu albo wybrać się do miasta. To drugie wymaga jednak opieczętowanej i podpisanej przepustki wydanej przez sztab dywizji. Dziewczyny z “gospody” wypuszczane są jedynie w grupkach po pięć lub sześć osób, a wówczas jedna z nich zostaje obarczona odpowiedzialnością za całe grono. Dziś zadanie to przypada Mun.

Może dlatego, że uważa się ją za wyjątkowo godną zaufania, było nie było, wykazuje wyraźne oznaki japonizacji, a to jeden z najważniejszych celów japońskiej polityki na okupowanych terenach. Tak czy inaczej, na przepustce widnieje japońska wersja jej imienia i nazwiska: “Fumihara Yoshiko” oraz grupa, w której skład wchodzą plus data i godzina, o której dziewczyny mają wrócić do domu. Mun Okchu zdaje sobie sprawę, że to ostatnie zostanie sprawdzone co do minuty.

Młodym kobietom nie towarzyszy uzbrojony strażnik ani żadne z państwa Matsumoto. Bo dokąd miałyby uciec? Są w obcym kraju, od ojczystych stron dzieli je dwumiesięczna morska podróż, w mieście otoczonym górami i dżunglą, pośród wrogo do nich nastawionych ludzi mówiących w nieznanym języku. Mun opisuje to tak: “Wszędzie, gdzie trafiłyśmy, albo nas wyszydzano, albo okazywano nam pogardę, bo byłyśmy prostytutkami, w dodatku Koreankami”.

Mun Okchu skrywa coś, co banalnie można by nazwać “mrocznym sekretem”. Była już kiedyś w podobnej sytuacji. Kiedy miała szesnaście lat, pewnego wieczoru, w drodze do domu od koleżanki została porwana przez japońskiego oficera i wskutek dość skomplikowanego splotu zdarzeń trafiła do wojskowego burdelu w północno-wschodnich Chinach. Trzymano ją tam siłą i musiała przyjmować do trzydziestu żołnierzy dziennie. (“W dniu, w którym straciłam dziewictwo, świat poczerniał mi przed oczami – opowiadała później – Płakałam i płakałam”).

Któregoś dnia udało jej się uciec. Nawiązała relację z innym japońskim oficerem, a on dostarczył jej dokumenty potrzebne do podróży do domu.

Dlaczego więc, mając na koncie takie przeżycie, dała się zwerbować państwu Matsumoto? Czy powodem była naiwność, zwycięstwo nadziei nad przykrym doświadczeniem, czy jednak coś mniej optymistycznego? (Jak wiemy, Mun przywiązuje dużą wagę do pieniędzy). Nieważne jednak, jakie żywi nadzieje i jakie snuje plany, bo wszystkie legną w gruzach. Mun Okchu jest silna, można rzec, że wręcz zahartowana niczym stal, lecz mimo to stopniowo pogarsza się jej stan psychiczny. Z relacji, jakie sporządziła po wojnie, wynika, że w którejś chwili próbowała popełnić samobójstwo.

Zarówno Mun, jak i jej siostry w nieszczęściu mają w sobie pewną dozę fatalizmu, odzwierciedlającą kapryśną i brutalną siłę, jaka steruje ich życiem – przede wszystkim dlatego, że są kobietami, w dodatku biednymi – ów defetyzm z jednej strony je znieczula i ułatwia im przetrwanie, z drugiej zaś utrudnia im ucieczkę.

Grupka dziewcząt wyrusza do Mandalaju, spaceruje pośród wysokich pagod i osmolonych kamiennych słoni, w blasku słońca, pod palmami, przy akompaniamencie delikatnych świątynnych dzwonków. Większa część miasta została obrócona w gruzy. Tu i ówdzie, pośród stosów kamieni, szczątków murów i pod powykręcanymi, rdzewiejącymi kawałkami blachy rośnie młoda, soczyście zielona trawa.

(…)

Okchu Mun – była przenoszona z jednego burdelu wojskowego do drugiego na terenie Birmy i Tajlandii. W ostatnich miesiącach wojny opatrywała rannych. Po zawarciu pokoju wróciła do Korei, lecz spotkała się z ostracyzmem społecznym. Zarabiała na życie jako kisaeng, koreańska odpowiedniczka gejszy. Wyszła za mąż, lecz po sześciu latach małżeństwa jej mąż popełnił samobójstwo. Lata przepracowane w roli niewolnicy seksualnej odcisnęły trwałe piętno na jej ciele i psychice – cierpiała na skurcze i bezsenność, dręczyło ją poczucie wstydu. Nie doczekała się dzieci. Zmarła w 1996 r.

Powyższe fragmenty pochodzą z książki “Punkt zwrotny. Listopad 1942. 40 osobistych historii z najważniejszego miesiąca II wojny światowej” Petera Englunda (tłum. Ewa Wojciechowska), która ukazała się nakładem wyd. HI:STORY.

W najnowszym odcinku podcastu “Clickbait” rozmawiamy o “Zabójcy” Davida Finchera, “Informacji zwrotnej” z Arkadiuszem Jakubikiem oraz ostatnim sezonie “The Crown”, gdzie, spoiler, ginie księżna Diana. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPożar w bloku w Dąbrowie Górniczej. Strażacy wynieśli cztery nieprzytomne osoby
Następny artykułCo dalej z cenami diesla i benzyn? Polska dalej w czołówce najtańszych krajów