Kaziuki, Kaziuk, po litewsku Kaziuko mugė, to licząca już bez mała cztery wieki tradycja organizacji w Wilnie jarmarku odpustowego odbywającego się w dniu świętego Kazimierza, czyli 4 marca. Idea tego święta, szczególnie dzięki rozproszonej po II wojnie światowej Polonii litewskiej, staje się coraz bardziej popularna w Polsce, także w regionie Pomorza, Kujaw i Wielkopolski (także na Krajnie i Pałukach), gdzie do dziś mieszka wielu potomków dawnych Kresowiaków, w tym Wilniuków i Polaków z innych regionów dawnej Litwy. Szczególnym miejscem na tej mapie jest Bydgoszcz oraz dość liczne środowisko Polaków, którzy po wojnie osiedlili się w naszym regionie, skupione m.in. wokół środowiska Wileńsko-Nowogródzkiego Okręgu Bydgoszcz Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej oraz jego wieloletniego prezesa Eugeniusza Siemaszki. Przypomnę jeszcze, że w Toruniu swoją siedzibę ma prężnie działający Oddział Kujawsko-Pomorski „Wspólnoty Polskiej”, organizacji utrzymującej regularne kontakty również, a może przede wszystkim, ze środowiskiem polskim na Litwie.
Święto Kaziuki swoje pochodzenie bierze od imienia Kazimierz. W słownikach etymologicznych o tym słowiańskim imieniu przeczytać można m.in.:
„Kazimierz to imię złożone z członów „Kazi-” (niszcz, psuj, niwecz) oraz -mir (pokój, spokój). Forma z zakończeniem -mierz wykształciła się pod wpływem imion z drugim członem -mar, -mer (np. Dietmar.) Pierwsze zapisy imienia w polskich dokumentach datuje się na rok 1145 (Kazimir) i 1177 (Kazemir). W późniejszych latach pojawiło się w postaciach Kazimr, Kaźmierz, Kaźmir Od tego imienia pochodzą takie nazwiska jak Kazik, Kazikowski, Kazimierczak, Kazimierski, Kaziuk, Kaźmierczak czy Kaźmierski. Współczesna forma imienia Kazimierz wywodzi się natomiast z XVI w., choć nadawano je wcześniej, ale wyłącznie książętom. Było to imię dynastyczne Piastów, a pierwszym jego posiadaczem był syn Mieszka II i Rychezy Kazimierz Odnowiciel (1016–1058), który odbudował zniszczone kryzysem państwo Polan. Inni znani władcy o tym imieniu w naszej historii to Kazimierz II Sprawiedliwy (1138–1194) czy Kazimierz III Wielki (1310–1370) .
Święto Kaziuków ustanowione zostało na cześć kanonizowanego przez papieża Klemensa VIII w 1602 r. księcia Kazimierza Jagiellończyka, żyjącego w latach 1458–1484 syna jednego z najwybitniejszych polsko-litewskich władców – króla Kazimierza IV Jagiellończyka i Elżbiety Rakuszanki. Święty Kazimierz zanim jeszcze znalazł się w panteonie, za swojego życia, przygotowywany był przez ojca do objęcia po nim królewskiej schedy, ale plany te pokrzyżowała gruźlica, na którą młodo zmarł. Jako przyszły (i niedoszły) następca swojego ojca, namiestnik królewski, zapisał się wśród potomnych na tyle dobrze, że kilkadziesiąt lat po jego śmierci wszczęto proces kanonizacyjny, a po ustanowieniu go świętym, dzień jego śmierci, który wypadł właśnie 4 marca, ogłoszono dniem świętego Kazimierza. W historii kościoła katolickiego nie ma drugiego świętego o tym imieniu. Sam jarmark Kaziukowy datowany jest na rok 1636, gdy uroczyście przeniesiono relikwie świętego do kaplicy przy katedrze wileńskiej ufundowanej przez króla Zygmunta III Wazę. Uroczystość kościelną prawdopodobnie połączono z jarmarkiem, który od tego mniej więcej czasu regularnie odbywa się w Wilnie. Przez niemal trzy wieki jarmark rozkładał się na placu Katedralnym i w sąsiednich uliczkach, potem lokalizację jarmarku zmieniano, m.in. z powodu budowy pomnika Józefa Piłsudskiego (lata 30.), albo z powodu stawiania pomnika… Lenina (po II wojnie światowej). Obecnie jarmark odbywa się w pierwotnym miejscu, czyli na placu Katedralnym i jest ważnym elementem litewskiej kultury i tradycji.
W XIX w. pojawiły się charakterystyczne kaziukowe serduszka piernikowe, które urosły do rangi symbolu jarmarku i święta. Spotkać je możemy także w Bydgoszczy i w kujawsko-pomorskim regionie. Najbardziej znanym w naszym środowisku ich wytwórcą jest rzemieślnik z Łabiszyna Pan Jan Ciepliński, który w produkcję tych jakże kolorowych, smacznych i, tu pozwolę sobie jeszcze bardziej na osobistą refleksję – najpiękniejszych sercowo-piernikowych wypieków, jakie w życiu widziałem, wkłada całe swoje… serce.
Już od lat, 4 marca, za sprawą głównie aktywności Kazimierzowskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku działającego przy UKW i niemniej aktywnej działaczki senioralnej Pani Bożeny Sałacińskiej, swoje Kaziuki obchodzi także Bydgoszcz. Rok rocznie, tego dnia, w godzinach południowych, środowiska senioralne, mieszkańcy miasta, goście spoza Bydgoszczy, przedstawiciele władz miejskich i bydgoskiego Ratusza oraz przedstawiciele władz Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, składają okolicznościowe kwiaty pod pomnikiem wielce zasłużonego dla Bydgoszczy i regionu kujawskiego króla Kazimierza III Wielkiego. Uroczystość ta znana jest pod nazwą „Imieniny króla Kazimierza Wielkiego”. Gwoli prawdy przyznać trzeba, że Kazimierz III Wielki nigdy żadnych imienin nie obchodził, bo i takiej tradycji w średniowieczu nie było. Ale czy komuś może przeszkadzać kaziukowe święto pod bydgoskim pomnikiem tego wybitnego monarchy? Kazimierz Wielki zarówna za życia jak i po śmierci cnotami świętości nie grzeszył, więc do jego świętego imiennika pod tym względem porównywać go nie można, za to dla samej Bydgoszczy uczynił wiele dobrego, a dla całego kraju jeszcze więcej. Tak go oceniła historia. Aby prawdzie historycznej dać zadość przypomnę, że właściwe święto kazimierzowskie, to od imienia Kazimierza III Wielkiego, przypada dokładnie 30 kwietnia, w kolejną rocznice jego urodzin, i około tej daty rokrocznie jest uroczyście celebrowane niezwykle ważnym dla środowiska akademickiego Bydgoszczy wydarzeniem, czyli świętem Uczelni Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Zatem na przestrzeni niespełna dwóch miesięcy imię Kazimierz, tak jak na to w pełni zasługuje, godnie obchodzone jest w Bydgoszczy. Niestety z powodu trwającej pandemii, drugi raz z rzędu będzie miało skromną, wręcz symboliczną oprawę.
Przy okazji dzisiejszego wpisu na Facebooku uczynionego przez bydgoskiego historyka sokolnictwa dr. Andrzeja Boguckiego (polecam post Pana doktora do przeczytania) i jego wspomnień o kaziukowym święcie, wróciły mi wspomnienia o jakże zacnej postaci wielkiego i wybitnego Polaka o tym właśnie imieniu – Kazimierza Górskiego. Któż nie kocha piłki nożnej, wszak każdy Polak na piłce się zna (tak przynajmniej mówi popularne polskie przysłowie), więc dokonania Kazimierza Górskiego jako trenera oraz jego piłkarzy na pewno przynajmniej obiły się o uszy. W 2005 r., opiekując się zaprzyjaźnionym Zespołem Folklorystycznym „Zorza” z podwileńskiej Suderwy, miałem okazję spędzić jeden lipcowy tydzień w Mrągowie uczestnicząc (raczej biernie) w przygotowaniach i koncercie galowym Festiwalu Kultury Ludowej. Dzięki VIP-owskiej wejściówce dającej mi możliwość poruszania się po miejscach zastrzeżonych i za kulisami, mogłem poznać kilka znanych postaci związanych z telewizją i polską kulturą (dziennikarze, aktorzy, publicyści), o czym może kiedyś z Państwem podzielę się. Jednak największą satysfakcję sprawiła mi możliwość osobistego poznania wiekowego już dżentelmena o miłym dla mnie wschodnim akcencie, z laseczką w jednej ręce, drugą ręką podpierający się o ramię swojego opiekuna, mimo widocznych problemów z chodzeniem, niezwykle żywotnego i ciekawego wszystkiego, co działo się na i wokół sceny mrągowskiego amfiteatru – legendarnego Kazimierza Górskiego (1921–2006), twórcy „Orłów Górskiego” i głównego kreatora największych w historii polskiej piłki nożnej sukcesów w najpopularniejszej dyscyplinie sportowej na świecie. Te chwile – krótką rozmowę oraz możliwość siedzenia podczas finału Festiwalu niedaleko legendy piłkarskiej, do dziś wspominam z wielkim sentymentem. Przy okazji przypomniało mi się jeszcze jedno, niemniej sentymentalne zdarzenie związane z Kazimierzem Górskim. Kilka lat temu przeglądając akta Urzędu Bezpieczeństwa przechowywane w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie, stworzone przeciwko jednemu z bohaterów mojej książki, nad którą wówczas pracowałem (książka już jest i można o tym w niej poczytać), znalazłem fragment raportu z podsłuchu prowadzonego przez Tajnego Współpracownika UB, który w dniu 23 maja 1948 znalazł się na stadionie Legii, w meczowym tłumie, i usiłował podsłuchać (podsłuch „na żywo”) rozmowę obserwowanych przez siebie osób. W tej całej interesującej mnie sprawie zagadką najmniej istotną dla powstającej książki było to, jaki wówczas odbywał się mecz piłkarski. Było to tak mało istotne, że nawet TW w swoim raporcie o tym nie wspomniał. Jako, że od dziecka pasjonuję się piłką nożną, i jak na historyka przystało, wydało mi się to mimo wszystko na tyle ciekawe, że postanowiłem sprawdzić w ówczesnej prasie znajdującej się w zasobach Biblioteki Narodowej w Warszawie (także tam prowadziłem moją kwerendę), kto rozgrywał wówczas mecz i jaki padł wynik. Okazało się, że tego dnia, w niedzielę, 23 maja 1948, po południu, swoje pierwszoligowe spotkanie rozgrywała Legia Warszawa tocząc bój z wielkim Ruchem Chorzów. Padł wówczas wynik 4:2, a zwycięzcami okazali się legioniści. Proszę sobie wyobrazić, że strzelcem trzech bramek był młody, dwudziestosiedmioletni napastnik Legii, z powodu sposobu poruszania się po boisku nazywany „sarenką” – Kazimierz Klaudiusz Górski. Wspomnienia z Mrągowa 2005 r. ponownie odżyły. Ciekawostką może być również to, że Kazimierz Górski zmarł dokładnie 23 maja, w 58. rocznicę tamtego wydarzenia.
Sławomir Łaniecki
zdjęcia ilustracyjne
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS