Piątek, 19 marca. Borys Budka udziela wywiadu „Wyborczej”. Pada pytanie o ruch obywatelski Rafała Trzaskowskiego. Jego budowę prezydent Warszawy zapowiedział tuż po wyborach na prezydenta Polski, które latem ub. roku przegrał pomimo ponad 10 mln zdobytych głosów. Ruch miał skanalizować to ogromne poparcie, aby przynajmniej część z tych wyborców zachować dla Koalicji Obywatelskiej do wyborów parlamentarnych. Cel nadrzędny: obalić rząd Prawa i Sprawiedliwości.
Budka dziś o Ruchu mówi tak: – I co on by zrobił? To było pod wpływem emocji. Rzuciliśmy hasło i potem trzeba się tłumaczyć.
Zabrzmiało jak dezawuowanie ruchu Trzaskowskiego, ujawnienie, że to był tylko polityczny PR, a nie efekt przemyślanej strategii prezydenta Warszawy.
– Nie wiem, jak można to było autoryzować – mówi nam jeden z rozmówców z warszawskiej PO. Ta reakcja jest powszechna. Wywiad był autoryzowany. Dlatego wypowiedź wygląda na celowo wbitą Trzaskowskiemu szpilę. A przynajmniej tak to odbiera polityczne otoczenie prezydenta Warszawy. Zwłaszcza ludzie zaangażowani we Wspólną Polskę – bo taką nazwę nosi ruch, który Trzaskowski powołał w październiku.
Ruch, który pozostawał uśpiony. Aż do szpili wbitej przez Budkę.
Rafał Trzaskowski podczas inauguracji założonego przez siebie Ruchu Wspólna Polska, Warszawa, 17 października 2020. Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
Odwet
Od poniedziałku, 22 marca, zaczyna się odwet. Ludzie z zaplecza Trzaskowskiego – współorganizujący Wspólną Polskę – obdzwaniają samorządowców w całej Polsce. Wśród nich jest Michał Marcinkiewicz, doradca Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w jej biurze wicemarszałek Sejmu, przed laty prawa ręka posła Sławomira Nitrasa ze Szczecina – dziś jednego z najwierniejszych ludzi Trzaskowskiego. Wiadomo, że obu panów łączy przyjaźń. Podobno często wymieniają się książkami.
Marcinkiewicz obdzwania prezydentów miast i ich otoczenie. Wypytuje, czy mają coś przeciwko, żeby przyspieszyć ogłoszenie listy regionalnych pełnomocników Wspólnej Polski w regionach. Nie mają.
We wtorek, 23 marca, Trzaskowski trafia do szpitala z powodu COVID-19. Politycy PO przyznają, że dzięki temu dziennikarze nie mają do niego dostępu i nie musi odpowiadać na pytania o wywiad Budki.
Prezydent więc się kuruje, a machina ruszyła. W środę, 24 marca, lista pełnomocników regionalnych Wspólnej Polski trafia do Polskiej Agencji Prasowej, a stamtąd do wszystkich mediów. Widnieją na niej nazwiska 21 pełnomocników regionalnych ze wszystkich 16 województw. Nie wszyscy są z PO, a ci, którzy są, często – jak prezydentka Łodzi – celowo trzymają się z dala od głównego partyjnego nurtu.
To wygląda tak, jakby w Platformie wyrosła frakcja samorządowa z Rafałem Trzaskowskim na czele. Na jakimś poziomie zresztą działała już wcześniej – prezydenci miast ściśle współpracują z Trzaskowskim w ramach Unii Metropolii Polskich.
Marzec 2021. Konferencja prezydentów miast zrzeszonych w Unii Metropolii Polskich. Na pierwszym planie przemawia prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, za nim m.in. prezydent Łodzi Hanna Zdanowska, Wrocławia – Jacek Sutryk i Białegostoku – Tadeusz Truskolaski. Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta
Partyjni działacze zaangażowani we Wspólną Polskę wiedzą, kto pociąga za sznurki. Jeżeli działania są realizowane zgodnie z przyjętym zawczasu harmonogramem, nadzór nad nimi sprawuje Nitras. Jeżeli zapadła decyzja o przyśpieszeniu działania – podjął ją Trzaskowski.
Przekaz jest jednoznaczny: Ruch Wspólna Polska jest zwarty, gotowy i w całym kraju tworzy struktury równoległe względem partii.
Ta informacja zawiera również przekaz podprogowy: to nie Trzaskowski nie przemyślał deklaracji o utworzeniu ruchu obywatelskiego, ale Budka nie przemyślał swoich słów.
Koniec “frakcji młodych”
– Trudno mi postrzegać Rafała i Borysa osobno. To długo była przecież jedna ekipa. Ale wygląda na to, że pomimo deklaracji o współpracy ich drogi coraz bardziej się rozchodzą – mówi nam jeden z doświadczonych parlamentarzystów Platformy.
Maj 2020 r. Kampania przed wyborami prezydenta RP. Borys Budka (z lewej) patrzy, jak Rafał Trzaskowski (w środku) wita się z prezydentem Poznania Jackiem Jaśkowiakiem. Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Gazeta
Budka i Trzaskowski, odpowiednio przewodniczący i wiceprzewodniczący PO, kreują się na zgrany tandem, w którym pierwszy odpowiada za politykę krajową i sprawy wewnątrzpartyjne, a drugi za sprawy samorządowe i obszar politycznego zainteresowania, który można by nazwać pracą u podstaw – a w realizacji którego pomóc miał ruch obywatelski.
O tym, że ten scenariusz wydawał się realny, świadczyła wspólna przeszłość Budki i Trzaskowskiego. W minionej kadencji parlamentu obaj – obok ciążących dziś bardziej w stronę Trzaskowskiego: Agnieszki Pomaskiej, Sławomira Nitrasa i szefa klubu KO Cezarego Tomczyka – zaliczali się do tzw. frakcji młodych, zjednoczonych w wewnątrzpartyjnej opozycji do ówczesnego szefa partii Grzegorza Schetyny.
Rafał Trzaskowski, Sławomir Nitras, Cezary Tomczyk i Agnieszka Pomaska w czasie briefingu w czerwcu 2018 roku Fot. Maciek Jaźwiecki / Agencja Gazeta
„Młode wilki” – jak nazywano ich czasem w mediach – zyskały pretekst do ataku na Schetynę w roku 2019, po kolejnych przegranych dla PO wyborach parlamentarnych, forsując kandydaturę Budki na nowego przewodniczącego partii. Trzaskowski, który prezydentem Warszawy był wtedy przeszło od roku, udzielił Budce poparcia jako jeden z pierwszych polityków PO. Rekompensatą za ten gest było poparcie, jakiego Budka – wraz z całym aparatem partyjnym – udzielił Trzaskowskiemu w wyborach prezydenckich, kiedy wymienił pikującą w sondażach Małgorzatę Kidawę-Błońską.
– Dla Budki wygodniej byłoby, gdyby Trzaskowski albo wygrał ostatnie wybory prezydenckie, albo przegrał je z kretesem. Przegrana o włos powoduje, że Trzaskowski cały czas rzuca na niego cień, a to nie jest sytuacja komfortowa. Ani jeśli chodzi o zarządzanie partią, ani dla kreowania siebie na lidera opozycji. W końcu każdy polityk ma swoje ego – dodaje kolejny rozmówca, tym razem osoba z pogranicza polityki krajowej i warszawskiego samorządu.
Ta sama osoba dodaje: – Podział kompetencji pomiędzy Budką a Trzaskowskim nie przypomina tego, jaki obowiązywał pomiędzy Tuskiem a Schetyną, gdzie jeden był królem, a drugi kardynałem Richelieu. Schetyna – Richelieu brał na siebie zarządzanie wewnętrznymi sprawami partii, rozsądzanie często nudnych sporów pomiędzy lokalnymi politykami. To są rzeczy, do których ani Budka, ani Trzaskowski się nie kwapią. Obaj chcieliby brylować na zewnątrz. Mamy więc w PO dwóch królów, a żadnego kardynała.
Kapitał ponad 10 mln głosów uzyskanych przez Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich naruszył równowagę układu pomiędzy nim a Budką. Tym bardziej że jeśli wierzyć sygnałom docierającym ze stołecznego ratusza, prezydent Warszawy szybko męczy się sprawami samorządowymi wówczas, kiedy nie przecinają się one z polityką krajową i europejską – jak miało to miejsce w czasie akcji protestacyjnej samorządów przeciw zawetowaniu przez rząd PiS Funduszu Odbudowy po epidemii koronawirusa. Od polityków PO docierały do nas wtedy sygnały, że w sprawach dotyczących polityki europejskiej głos Trzaskowskiego waży w PO więcej niż głos obecnego przewodniczącego. Tym bardziej takie głosy musiały więc docierać do uszu Borysa Budki.
Tandem zgrany na pokaz?
Do formuły zgranego tandemu szef i wiceszef PO wciąż starają się nawiązywać przy okazji wspólnych wystąpień. Przykładem była konferencja nawołująca do zawiązania przed najbliższymi wyborami parlamentarnymi Koalicji 276, czyli wspólnego bloku prodemokratycznych partii opozycyjnych, mającego na celu wspólne zdobycie w Sejmie przewagi wystarczającej do odrzucenia prezydenckiego weta (skoro po przegranej Trzaskowskiego prezydentem Polski jest Andrzej Duda). Trzaskowski kilkakrotnie w wywiadach prosił, by nie przypisywać mu intencji odebrania teraz władzy w partii Budce. Ale może ważne jest to słowo „teraz”.
Pomimo tego, że przewodniczący i wiceprzewodniczący PO stają obok siebie na konferencjach, dojmujące jest wrażenie, że przynajmniej jeśli chodzi o polityczną przyszłość Trzaskowskiego, porozumiewają się ze sobą za pośrednictwem wywiadów. Nie tylko tych dla „Wyborczej”.
Miesiąc po wspólnym wystąpieniu z Budką Trzaskowski mówi w „Dzienniku Gazecie Prawnej” o ewentualnej możliwości silniejszego wejścia w krajową politykę w wyborach parlamentarnych 2023: – Jestem prezydentem Warszawy i chciałbym nim być przez kolejną kadencję. To moje zobowiązanie wobec warszawiaków. Nie można jednak zapominać, że w zeszłym roku – na pół roku przed kampanią prezydencką – też mówiłem, że zostaję w Warszawie. Czasem – niezwykle rzadko, ale jednak – jest tak, że scenariusz polityczny wymaga zmiany planów.
Zabrzmiało to tak, jakby Trzaskowski sygnalizował, że interesuje go rola premiera, jeśli opozycji uda się pokonać PiS. Ten temat zresztą już co jakiś czas się pojawia. 17 lutego Katarzyna Lubnauer, b. liderka Nowoczesnej, obecnie posłanka KO, pytana w Polsat News, kto jest liderem opozycji, odpowiedziała: – Dziś największe szanse ma Rafał Trzaskowski, ponieważ tylko on wszedł do drugiej tury wyborów prezydenckich i zdobył ponad 10 mln głosów. To naturalny lider, kandydat na premiera. Ale mamy 2021 rok, a wybory są planowane na 2023 – zastrzegła.
Przewodnicząca Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer, kandydat KO na prezydenta Warszawy Rafał Trzaskowski i przewodniczący Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna podczas wieczoru wyborczego. Warszawa, 21 października 2018 Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta
W rozmowie z nami Lubnauer z kolei przekonuje, że kandydat na premiera wcale nie musi być szefem partii. Podaje przykłady Małgorzaty Kidawy-Błońskiej (kandydatki KO na premiera w wyborach 2019) i Beaty Szydło (byłej premier rządu PiS). Budka nie mógłby jednak być liderem partii z ambicjami na przejęcie władzy, jeżeli sam nie myślałby o sobie jako o potencjalnym premierze. Cztery dni po wywiadzie prezydenta Warszawy w DGP wskazał Trzaskowskiego jako potencjalnego kandydata – ale w dopiero późniejszych wyborach prezydenckich: – Jestem przekonany, że to będzie jedna z najmocniejszych kandydatur w wyborach na prezydenta Polski w 2025 roku.
Budka w tym samym wywiadzie zasugerował, że Trzaskowski powinien się skupić na pracy w samorządzie, a nie pchać się do krajowej polityki. – W mojej ocenie, uzyskując bardzo dobry wynik w wyborach prezydenckich, najpierw w Warszawie i w Polsce, ma silny mandat, by ponownie ubiegać się o prezydenturę Warszawy.
Według części naszych rozmówców z PO niedawny wywiad Budki z „Wyborczej” dopełnia tego obrazu. Warszawski poseł PO, z którym rozmawiamy, ostrożnie dobiera słowa, ale między wierszami można wyczytać następujący przekaz: Budka chce zepchnąć Trzaskowskiego z polityki ogólnokrajowej. Co najwyżej widzi go w roli kandydata na prezydenta RP, ale to palcem na wodzie pisane, bo wybory przecież dopiero w 2025 r.
– To był wywiad rzeczywiście stawiający Trzaskowskiego w niekorzystnym świetle. Zabrzmiało to dziwnie, bo przecież na poziomie działań nie widzę antagonizmu między Budką a Trzaskowskim – mówi nam posłanka KO.
Budka: “Chciałem bronić Trzaskowskiego”
– Budka chciał wskazać Trzaskowskiemu miejsce w szeregu? – pytamy Marcina Kierwińskiego, sekretarza generalnego PO, lidera warszawskich struktur partii. – Nie. To daleko idąca nadinterpretacja – zapewnia. – W wywiadzie Borys Budka mówi, że ruch powstał pod wpływem emocji, ale chodziło o reakcje na emocje ludzi, tych ponad 10 mln wyborców. Nie ma tu żadnego podtekstu. Mamy pandemię, to oczywiste, że aktywność, jaką widzieliśmy w kampanii, jest niemożliwa.
– Czy to już szorstka przyjaźń? – pytamy, nawiązując do sformułowania, jakiego używali lata temu nieprzepadający za sobą ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski i ówczesny premier Leszek Miller. – Nie, dobre, partnerskie relacje – odpowiada Kierwiński.
01.05.2019. Marcin Kierwiński (w środku) i Rafał Trzaskowski (z prawej) podczas briefingu prasowego z okazji 15 rocznicy wstąpienia Polski do Unii Europejskiej fot. Kuba Atys/Agencja Gazeta
Sam Budka tłumaczy, że w rzeczywistości jego intencją była obrona Trzaskowskiego przed opinią publiczną.
– Chciałem odsłonić przed czytelnikami odrobinę politycznej kuchni i wytłumaczyć, że zmiany władzy w Polsce nie uda się przeprowadzić z dnia na dzień, już dziś, czego domagają się nasi zwolennicy. Podobnie jak nie można przez trzy lata, bo tyle czasu dzieli nas od wyborów parlamentarnych, kumulować napięcia wyborców. Władze zmienia się przy urnach wyborczych – mówi Budka, a o samym Trzaskowskim dodaje: – Postrzegam go jako jedną z najważniejszych postaci w PO i najlepszego kandydata na wybory prezydenckie 2025. Może w tym liczyć na moje poparcie, tak jak ja zawsze mogłem liczyć na poparcie z jego strony.
Pomimo oficjalnych deklaracji, że pomiędzy dwoma szefami PO nie ma żadnego konfliktu, wiadomo jednak, że grupa, która chciałaby, aby to Trzaskowski rządził w partii, rośnie. Tym bardziej że partia zmienia się, czego dowodem jest niedawne przyjęcie stanowiska w sprawie aborcji. Zapisano w nim prawo do „indywidualnej decyzji o ewentualnym przerwaniu ciąży do 12. tygodnia”. W bezpiecznych warunkach, po konsultacji z lekarzem i psychologiem. To stanowisko bliskie poglądom głoszonym od dawna przez Trzaskowskiego. To wzmacnia jego pozycję.
– Problem jest taki, że na dłuższą metę nie da się uprawiać polityki krajowej, jednocześnie organizując pracę tak wielkiego samorządu jak Warszawa – słyszymy w stołecznej PO.
Nawet gdyby w partii wezbrały głosy o potrzebie wymiany przewodniczącego, Trzaskowski nie może po prostu zmienić gabinetu prezydenta Warszawy na placu Bankowym na pokój szefa partii przy Wiejskiej. Oddałby na tacy stołeczny ratusz rządowemu komisarzowi. Najbliższa możliwość jakichś zmian otwiera się dopiero po wyborach parlamentarnych.
Polityka opiera się na współpracy, ale i na rywalizacji. Sytuacja, w której przewodniczący partii jest znacznie mniej rozpoznawalny niż polityk drugiego szeregu, nieuchronnie generuje tarcia.
Nawet jeśli na głos wszyscy zapewniają, że ich nie ma.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS