A A+ A++

Politycy, którzy nie dostrzegają zmian w rzeczywistości wypadają z gry. Borys Budka i Rafał Trzaskowski nie zorientowali się jeszcze, że poprzedni mecz się skończył, a na boisku toczy się już zupełnie inna rozgrywka.

W każdym obozie politycznym funkcjonuje frakcja, która żyje tak, jak za najświetniejszych czasów swojego środowiska – nie dostrzega zmian, nowych aktorów w teatrze władzy, nie zauważa, że nie dysponuje już zasobami ze złotej epoki. Takie oderwanie od rzeczywistości zaprezentował dziś lider Platformy Obywatelskiej – Borys Budka, oraz „skarb” tejże Platformy – Rafał Trzaskowski.

CZYTAJ TAKŻE:

Karnowski: Oto dlaczego w Platformie jest tak nerwowo

Borys Budka atakuje rząd, o konkretnym programie ani słowa

Ten sygnał odbiorą zapewne bardziej elastyczni i pojętni członkowie PO, którzy tym chętniej zerkną w stronę ruchu Polska 2050, bo kto by chciał siedzieć na okręcie, który w takim tempie nabiera wody?

W wielkim, sekretnym, projekcie „Koalicja 276”, dziś ujawnionym na dziwnej, dwuosobowej konwencji, wszystko zagrało nie tak. Dwóch polityków z wieloletnim stażem zapewniało z zapałem maturzysty Wiedzy o Społeczeństwie, że 276 stanowi 3/5 z 460 (czyli tylu posłów trzeba, by odrzucić prezydenckie veto), a gdyby od 234 odjąć 5, to będzie mniej niż 50% z 460, czyli Zjednoczona Prawica straciłaby większość. To prawda, ale na poziomie matury – czy Borys Budka zamierza ją w tym roku zdawać, czy tylko udzielał korepetycji swoim najmłodszym wyborcom? Wyzerowanie zmian instytucjonalnych, które wprowadził PiS, np. powołanie „prawdziwego Trybunału Konstytucyjnego” czy likwidacja TVP INFO to postulaty nie tylko łopatologiczne, ale też przedstawione bez konkretów – projektów ustaw czy rozwiązania dylematu wieloletniego orzecznictwa Trybunału – pozostaje typową mantrą o „złym PiS-ie” i „końcu demokracji”.

Historia zna przypadki polityków, którzy zatrzymali się w pewnym etapie rozwoju i nie chcieli dostrzec zmian, które były im nieprzychylne. Budce i Schetynie marzyła się pozycja Donalda Tuska, samodzielnego autokraty w kartonowej Polsce, ale było to w czasach gdy Jarosław Kaczyński zaczynał niemal od zera gromadzić wokół siebie ludzi, tak tragicznie utraconych 10 kwietnia 2010 roku, było to w czasach gdy koalicja PO-PSL nie miała na koncie ciągu afer gospodarczych, ale też było to w czasie fenomenu Tuska – człowieka potrafiącego zawrzeć niepisaną umowę z establishmentem: ja będę chronił waszych interesów, ale wy nie dajcie mnie skrzywdzić. Budka, Schetyna i Trzaskowski zdają się przed snem powtarzać cytaty motywacyjne z takiego 2011 roku, gdy Platforma po raz drugi wygrała wybory parlamentarne zdobywając bezprecedensową, jak na warunki III RP, władzę.

Tymczasem zmieniły się epoki. Władze Platformy Obywatelskiej żyją legendą zwycięstwa z 2007 roku: przedwczesne wybory, kampania nienawiści wobec PiS, bunt młodych. Budka użył wobec Andrzeja Dudy tego samego określenia, którym posługiwano się wobec śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego: „hamulcowy reform”. Nikt w kokonie Budkowych lizusów nie powie liderowi, że nie da się wejść drugi raz do tej samej rzeki.

Budka jak Ninoczka

Zdumiewająco rachityczne przemówienie Borysa Budki przypomina teksty najbardziej otępiałych komunistów, tych którzy wierzyli, że powrót do ideologicznych pryncypiów pozwoli ocalić Partię. Symbolem takiego odpornego na argumenty i zmiany betonu była Nina Andriejewa, która 13 marca 1988 roku opublikowała w gazecie „Sowiecka Rosja” tekst pt. „Nie potrafię zapomnieć o zasadach”, w którym krytykowała reformy Michaiła Gorbaczowa i… reformy w ogóle. Komunistka chciała powrócić do sowieckich, ba, nawet stalinowskich, pryncypiów, do „ideałów marksizmu-leninizmu”, nie uznając błędów komunistycznej przeszłości.

Andriejewa nawet wyglądała jak kobieta poprzedniej epoki – XXX – marynarka jak u podstarzałej pionierki, nawet obyczajowość rodem z pruderyjnych czasów stalinowskich, włącznie z partnerskimi wizytami u Kim Dzong Ila w Korei Północnej. Tekst był straszny, zapowiadający świetlaną przyszłość, jeśli wróci się do wytycznych Towarzysza Stalina, jak anuluje się pomysły reformatorów ostatnich lat, jak po prostu bardzo głośno się westchnie, że „dawniej było lepiej”. Czyli świat rozpadał się na kawałki, na kremlowskim biurku już od dawna leżał scenariusz zmiany ustroju w państwach satelickich, Gorbaczow utracił panowanie nad ZSRS, KGB realizowało „pieriestrojkę”, a babuszka Andriejewa marzyła za silną ręką Józefa Wissarionowicza. Partia liczyła, że takimi tekstami odwołującymi się do ideologicznej ortodoksji powstrzyma swoje środowisko przed reformami i przed rozpadem, ale nikt już się z nimi nie liczył. Świat nie czekał, aż twardogłowi za nim nadążą.

Podobnie Borys Budka w Polsce „500 plus”, w Polsce zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej, w Polsce ambitnych projektów geopolitycznych, przy prawicy tak bardzo różniącej się od swoich wcześniejszych nieudolnych poprzedniczek, lider Platformy Obywatelskiej mówi językiem starego partyjnego weterana, któremu śni się dawna polityczna potęga. Politykowi pozostaje więc zaklinanie rzeczywistości, być może i on będzie symbolem Platformianej ortodoksji jak towarzyszka Ninoczka była legendą sowieckiego myślenia po 1991 roku.

Krążenie elit PO

Specyfika partyjnego betonu występuje we wszystkich ustrojach i objawia się zawsze tym samym oderwaniem od rzeczywistości. Macron nadal snuje imperialne plany dla Francji sam ledwo utrzymując się na powierzchni, brukselskie elity do dziś nie zauważyły, że strofowanie jednego z państw członkowskich zakończyło się Brexitem, zaś historia zna całe pokolenia polityków czekających na emigracji na swój wielki powrót do władzy. To jest właśnie przypadek Borysa Budki – język, który robił wrażenie pięć lat temu, mówienie o prezydencie jako o „hamulcowym” jak 13 lat temu, postulat „depisyzacji” taki sam jak codziennie w TVN – od pięciu lat, jest zaklinaniem rzeczywistości jak u starych komunistycznych kacyków.

Włoski socjolog Vilfredo Pareto opisywał ten problem kostnienia elit już sto lat temu. Badacz twierdził, że gdy 80% establishmentu żyje dawną mitologią, co piąty z nich budzi się i dostrzega potrzebą stworzenia nowej elity – dołączenia do bardziej rewolucyjnych, dynamicznych, często młodszych liderów. Szymon Hołownia pasuje jak ulał, choć przy przeciwskutecznych zagraniach Borysa Budki egzulantów z Platformy może być więcej niż 20 proc.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRząd znosi niektóre restrykcje. Co zmieni się od 12 lutego?
Następny artykułWielki powrót zimy. Przed nami intensywne opady śniegu i zamiecie