A A+ A++

Bruksela, niedzielne późne popołudnie. Plac Jourdan, tuż przy Parku Luksemburskim i bibliotece Solvay, znajdujących się z kolei przy budynku Parlamentu Europejskiego.

Na placu i przylegających do niego uliczkach mieści się ze dwadzieścia parę restauracji. Do wyboru, do koloru: włoskie, greckie, japońska, turecka, portugalska, meksykańska, nawet tunezyjska, co nie powinno dziwić, bo sporo mieszkańców Brukseli ma korzenie w krajach Maghrebu. Są tam też tradycyjne belgijskie knajpy z mulami i frytkami, które przecież wymyślono w tym kraju.

Jest też kultowa frytkarnia, którą w swoich programach kulinarnych opisywał niegdyś Robert Makłowicz: zawsze jest przy niej spora kolejka.

Po godz. 19 tłum ludzi. Restauracje otwarte są od dwóch dni, a że piękna, słoneczna pogoda i niedziela, to znalezienie wolnego stolika graniczy z cudem.

Restauracje funkcjonują, ale nie w środku, tylko na powietrzu, co powoduje, że plac stał się jakby mniejszy, a teoretyczny „chodnik” oddziela rzędy zapełnionych stolików i krzeseł. I tylko przechodnie w maseczkach przypominają temu beztroskiemu, restauracyjnemu światu, że Europa od niemal 1,5 roku zmaga się z pandemią.

Rzecz dzieje się w Belgii, a więc w kraju, który w Unii Europejskiej od wiosny zeszłego roku miał największą procentowo liczbę zgonów na milion mieszkańców.

To tu umierali, jak za przeproszeniem muchy, pensjonariusze belgijskich DPS-ów czyli domów dla seniorów – obojętnie czy w bogatszej niderlandzkojęzycznej Flandrii, czy w nieco teraz biedniejszej francuskojęzycznej Walonii.

Czytaj też:
Otwarte restauracje, kina, muzea. Chcesz nadrobić stracony przez pandemię rok? „Uważaj na zjawisko immobilizacji”

1300 kilometrów stąd, w innej stolicy – stolicy mojej ojczyzny, Warszawie – już za kilka dni będzie można chodzić po ulicach bez masek.

I w Rzeczypospolitej, i w Królestwie Belgii powolutku, tydzień po tygodniu, dzień po dniu, wraca normalność.

Na razie jest niczym przebiśnieg, który przebija się przez warstewkę śniegu czy szronu, aby zakwitnąć. Ludzie tęsknią za normalnością, a pewnie spora część chce zachorować nie tyle na COVID-19, co na amnezję, choćby czasową, aby o koronawirusie zapomnieć, wyprzeć go ze świadomości…

Czytaj też:
Bańki turystyczne. Tak wyglądają bogate enklawy wolne od wirusa

Za chwilę pandemia znajdzie się na równi pochyłej. Jak się skończy, zajmą się nią historycy. Ale nie zwróci to życia ofiarom, także moim rodakom.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSetki rannych po starciach Palestyńczyków z izraelską policją na Wzgórzu Świątynnym
Następny artykułWypadek dwóch rowerzystów na ul. Trakt Węgierski w Dukli