Komisja Europejska chce rozszerzyć system handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla (ETS) na budownictwo i transport drogowy. W konsekwencji zdrożeje eksploatacja mieszkań i samochodów. Frans Timmermans zapowiada utworzenie mechanizmu ochronnego dla najbiedniejszych gospodarstw domowych, ale nie ma powodu aby mu wierzyć.
W ostatnim czasie w rekordowym tempie rośnie cena uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Aby mieć pieniądze na opłaty, przedsiębiorstwa z branż energochłonnych tną inne wydatki i ograniczają inwestycje. System ETS miał poprowadzić unijną gospodarkę do neutralności klimatycznej, ale stał się hamulcem tego procesu, ponieważ firmy nie mają pieniędzy na kosztowną, „zieloną” modernizację. Majowe przebicie psychologicznej bariery 50 euro za tonę CO2 zapowiada rosnący, długofalowy trend. Zdaniem agencji Bloomberg jeszcze w tym roku przekroczony zostanie próg 75 euro. Takie tempo wzrostu cen jest niepokojące i niezrozumiałe. Przed wybuchem pandemii uprawnienia kosztowały około 25 euro. Od tamtego czasu zmalało zapotrzebowanie na energię, a cena uprawnień do emisji wzrosła dwukrotnie.
Rodzi to oczywiste pytanie, czy aby spekulanci nie przejęli kontroli nad najważniejszym mechanizmem finansowym unijnej polityki klimatycznej?
Wypowiedzi Fransa Timmermans, wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej odpowiedzialnego za Zielony Ład, nie uspokajają sytuacji.
To rynek i powinniśmy bardzo, bardzo uważać, aby nie interweniować, ponieważ stworzyłoby to cenę nierynkową, a to całkowicie podważyłoby wiarygodność systemu handlu uprawnieniami do emisji
— cytuje Timmermansa biuletyn Politico Pro.
Systemem ETS objęte są energochłonne branże przemysłowe, które odpowiadają za około 40 proc. całkowitej emisji dwutlenku węgla w Unii Europejskiej. Reszta przypada, m.in. na transport drogowy i budownictwo. Na tych gałęziach gospodarki chce teraz położyć rękę Komisja Europejska.
Nie są jeszcze znane szczegóły rozszerzenia mechanizmu ETS, ale jedno jest pewne – zapłacą za to klienci końcowi, czyli kierowcy i właściciele domów.
Podniesienie unijnych ambicji klimatycznych w tych wrażliwych społecznie branżach szczególnie dotknie uboższe kraje członkowskie, do których wciąż zalicza się Polska. Nikt nie polemizuje z faktem, że niska sprawność energetyczna budynków mieszkaniowych odpowiada za 36 proc. emisji dwutlenku węgla w Unii Europejskiej. Krajom członkowskim zależy, aby zmienić tę sytuację, bo chodzi o korzyści ekonomiczne, ekologiczne i estetyczne. Na przykład Polska stawia na rządowe programy zachęcające do termomodernizacji budynków i wymiany źródeł ciepła.
Bruksela chce jednak rozwiązać problem na jedyny, znany sobie sposób, czyli poprzez system limitów i płatnych reglamentacji.
Komisja Europejska zapowiada, że systemowi ETS towarzyszyć będzie cały pakiet osłonowy dla najuboższych gospodarstw domowych.
Część dochodów uzyskanych z handlu uprawnieniami do emisji w transporcie drogowym i budynkach mogłaby zostać przekazana na specjalny fundusz, tak aby państwa członkowskie wykorzystały te pieniądze na rekompensaty dla obywateli znajdujących się w trudnej sytuacji. Kierowanie dochodów z emisji dwutlenku węgla z powrotem do obywateli może pomóc im w przejściu na ekologiczne rozwiązania alternatywne, jak domowe systemy grzewcze o zerowej emisji lub pojazdy elektryczne, które z biegiem lat staną się tańsze w eksploatacji
— przekonuje Frans Timmermans.
Niestety, trudno uwierzyć w te deklaracje.
Jeśli chodzi o system ETS Komisja Europejska kompletnie straciła wiarygodność dopuszczając do kryzysowej sytuacji w branżach energochłonnych. Nie ma gwarancji, że w budownictwie i transporcie drogowym nie będzie tak samo. Poza tym, patrząc na polityczne naciski jakie towarzyszą wydatkowaniu unijnych pieniędzy trudno uwierzyć, że nowy fundusz zostanie przeznaczony tylko na wyrównanie energetycznych nierówności. Jest wielce prawdopodobne, że Bruksela chce sobie stworzyć kolejny mechanizm finansowy do dyscyplinowania krajów członkowskich.
Sposób w jaki Bruksela wykorzystuje system ETS utwierdza jedynie w przekonaniu, że transformacja klimatyczna jest tak naprawdę transformacją ekonomiczną. Zarobią na niej państwa, które mają kapitał i zaawansowane technologie. Reszta musi się dostosować i minimalizować straty.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS