A A+ A++

O prawnej batalii Britney Spears z tatą, który 14 lat temu przejął kuratelę nad jej majątkiem, wartym wówczas ponad 100 milionów dolarów, i nie chciał oddać opowiada wyprodukowany przez „New York Timesa” dokument. Powódkę wsparli fani pod hasztagiem #UwolnićBritney (#FreeBritney), a choć zwyciężyli, nikt nie wynagrodzi gwieździe krzywd, których doznała od uczestników wielkiego medialnego podglądactwa kreującego i pożerającego sławy.

Czytaj też: „Jestem beznadziejnym romantykiem, cóż poradzę” – mówi gwiazdor „Malcolm & Marie”

Kupi mi jacht

Jamie zaanektował fortunę córki po jej szokującym, publicznym załamaniu nerwowym, które nieprzypadkowo zbiegło się z okresem największej drapieżności tabloidów. Półtorej dekady temu kolorowe brukowce kusiły Amerykanów drastycznymi opowieściami o celebrytach na każdym kroku – przed kioskami i sklepami spożywczymi, przy kasach supermarketów, w poczekalniach u dentysty czy lekarza. Prasa papierowa walczyła o przetrwanie. „Każdy polował na story tygodnia – powiedziała „New York Timesowi” ówczesna redaktor naczelna magazynu „Us Weekly” Jen Peros. – Jeśli ktoś sławny robił głupstwo czy awanturę, muszę z przykrością stwierdzić, łykaliśmy skandal bez żadnej refleksji. Wiedzieliśmy, że sprzeda nakład”.

W 2007 roku Britney osiągnęła szczyty popularności, a zarazem granicę wytrzymałości. 16 lutego weszła do salonu fryzjerskiego w Los Angeles i zażądała, by właścicielka Esther Tognozzi ogoliła ją na zero. Wobec odmowy chwyciła maszynkę, zrobiła to sama, po czym stwierdziła, że rodzice będą niepocieszeni i rozpłakała się. Miała 26 lat, jej wiek emocjonalny trudno oszacować – przestała normalnie funkcjonować w środowisku rówieśników koło piątego roku życia, gdy tata i mama postanowili zrobić z córki gwiazdę.

Prowadzali Britney na lekcje śpiewu i tańca, wystawiali w konkursach młodych talentów. Była szefowa marketingu wytwórni Jive Records, Kim Kaiman, która wylansowała piosenkarkę, wspomina: „Jamie rzucił kiedyś tekst: będzie tak bogata, że kupi mi jacht”. Jako ośmiolatka wzięła udział w eliminacjach do programu „Klub Myszki Miki”. Nie wygrała, była za młoda, ale zwróciła uwagę dyrektora castingu. Pomógł rodzicom znaleźć agenta w Nowym Jorku i zapisać dziewczynkę do ekskluzywnej szkoły muzycznej. Trzy lata później występowała już w „Klubie Myszki Miki” z Christiną Aguilerą, Justinem Timberlake’em i Ryanem Goslingiem.

Wielką karierę rozpoczęła dzięki singlowi „… Baby One More Time”. Pierwotnie teledysk miał być niewinny i animowany, zwyciężyła koncepcja nimfetki w mundurku katolickiej szkoły zmodyfikowanym tak, by odsłaniał wszystko, co wolno pokazać w telewizji. Drugi album „Ooops! … I Did It Again” pobił wszelkie rekordy sprzedaży. Spears zrobiła striptiz podczas rozdania nagród MTV, wkrótce dostąpiła zaszczytu, który przypada tylko największym spośród megagwiazd – wystąpiła w przerwie finałowego meczu ligi futbolowej Super Bowl.

Kolejny przebojowy krążek „In The Zone” ukazał się jesienią 2003 roku. Na promocyjnym singlu „Me Against The Music” młodszą koleżankę wsparła Madonna. Podczas gali MTV Music Award panie zwarły usta w namiętnym pocałunku, o którym cały świat mówił przez parę tygodni. Do dziś zresztą otwiera rankingi najseksowniejszych momentów muzyki rozrywkowej. Britney poszła za ciosem. Zaostrzyła wizerunek, adaptując skórzane wdzianka mentorki i rekwizyty typu pejcz.

Zdawało się, że w pełni kontroluje własną markę. Wokalnie i wizualnie osiągnęła niemal ponadludzkie wyżyny, stała się jakby stworzonym komputerowo modelem Amerykanki idealnej. Nieokiełznana, aczkolwiek ujęta w karby precyzyjnej choreografii energia robiła wrażenie elektrycznej bardziej niż biologicznej, bo trudno wszak było wyobrazić sobie, że Britney trawi. I nagle cały ten wirtualny świat runął, obnażając smutną rzeczywistość.

Czytaj także: Serialowy seks made in Poland. Polka nie chce, by „te momenty” wytrąciły ją z równowagi

Dziwne epizody

Tabloidy śledziły każdy jej krok i potknięcie, a Britney nie skąpiła materiału, zachowując się niestosownie w miejscach publicznych oraz życiu prywatnym. Porzuciła Justina Timberlake’a i wzięła ślub z dawnym przyjacielem Jasonem Alexandrem. Przebudziwszy się po imprezie o 5.30 rano, nie bardzo pamiętała wydarzenia poprzedniej nocy, sędzia uznał, że „brak rozpoznania własnych czynów uniemożliwiał świadome wyrażenie zgody na czynność prawną” i rozwiązał małżeństwo. Trwało 55 godzin.

Zaręczyła się z Kevinem Federline’em. Tancerz porzucił dla Spears oczekującą drugiego dziecka żonę. By dowieść, że wbrew plotkom związek ma się wyśmienicie, piosenkarka podpisała kontrakt na reality show z siecią UPN. Coraz częściej odwiedzała Kabbalah Centre – założoną przez eksrabina tudzież agenta ubezpieczeniowego Philipa Berga sektę, do której wciągnęła ją Madonna. W lutym 2006 r. brukowce opublikowały zdjęcia, jak prowadzi samochód jedną ręką, a drugą obejmuje siedzącego na kolanach pięciomiesięcznego synka Seana. Jesienią urodziła Jaydena i zażądała rozwodu.

Federline dostał wysokie alimenty oraz prawo wspólnego wychowywania dzieci, które wskutek wybryków nietrzeźwej oraz zaćpanej matki sąd zmienił pół roku później na wyłączne. Właśnie owa decyzja sprawiła, że Britney ogoliła głowę. Tego samego wieczoru zdążyła jeszcze wytatuować sobie na nadgarstku czerwono-różowe usta i z łysiną okrytą podkoszulkiem została odwieziona do szpitala psychiatrycznego. W asyście policji, dwóch telewizyjnych helikopterów i chmary fotografów.

Lekarze Centrum Medycznego UCLA orzekli, że jest „niezdolna do samodzielnego podejmowania decyzji, a nawet zadbania o podstawowe potrzeby życiowe, jak przyjmowanie pokarmu czy ubieranie się”. Wyszło na jaw, że świta pochlebców i pieczeniarzy ukrywała poważny stan 26-latki, wykonując za nią wiele rutynowych czynności i interweniując, gdy pogubiła się w sklepie, klubie czy restauracji. Dlatego właśnie, kiedy opiekunowie spuścili Britney z oczu, pozwalała robić sobie zdjęcia bez majtek, w spódnicy podwiniętej do bioder. A gdy trafiały na okładki gazet, piła i brała narkotyki, by zagłuszyć żal, wstyd, wściekłość.

„Wielokrotnie zdarzało się, że zamawiała jedzenie lub robiła zakupy, ale nie potrafiła zapłacić, musiał jej pomagać ktoś inny – pisał „National Enquirer”. – Początkowo ludzie tłumaczyli dziwne epizody jako fanaberie rozkapryszonej gwiazdy. Teraz wiemy, że mogły stanowić symptomy pogłębiającej się choroby psychicznej”. Konkretnie zaburzeń dwubiegunowych, czyli naprzemiennych ataków depresyjnych i maniakalnych. Nie umiała przerwać cyklu porażek i pocieszeń, a tłukącym kasę na skandalach mediom było w to graj.

Jamie Spears uzyskał kuratelę nad córką oraz jej majątkiem, także licznymi domami, z których usunął permanentnych gości wykorzystujących stan właścicielki. Między innymi samozwańczego menedżera Sama Lutfiego, który przez kilka miesięcy nadzorował wszystkie poczynania Britney, decydował, z kim się spotka, wypisywał czeki, podawał lekarstwa. Na wniosek ojca sąd zakazał Lutfiemu zbliżania się do piosenkarki. Pytanie brzmi, dlaczego opieka majątkowa trwała prawie 14 lat. Zwłaszcza że pod rządami seniora fortuna stopniała o połowę, mimo kilkudziesięciu milionów sprzedanych płyt i ciągłego koncertowania.

Pociąg do kultury

Wiosną 2019 r. piosenkarka znów trafiła do szpitala. Fani tworzący podcast Britney’s Gram zdobyli wiarygodne informacje, że przebywa tam wbrew swojej woli – zamknięta przez ojca pragnącego utrzymać kontrolę. Ruszyła twitterowa kampania #UwolnićBritney, do której przyłączyły się m.in.: Cher, Miley Cyrus, Paris Hilton i… Amerykańska Unia Swobód Obywatelskich (ACLU). Członkowie ruchu urządzili demonstrację przed ratuszem West Hollywood, cztery dni później Spears opuściła szpital i złożyła sądowy wniosek o pozbawienie ojca kurateli oraz przekazanie wszelkich decyzji majątkowych profesjonalnemu funduszowi powierniczemu. Życzeniu stało się zadość pod koniec zeszłego roku. Pieniędzmi gwiazdy zarządza obecnie nowojorska kancelaria doradców finansowych Bessemer Trust, prowadząca interesy milionerów od ponad stu lat.

Po premierze filmu skruchę wyrazili negatywnie przedstawieni w nim celebryci. Jedni nie wiedzieli o chorobie piosenkarki, inni owszem, a mimo to nie wahali się – jak rzecze Ramos – uszczknąć kąska dla siebie. Na Twitterze pojawił się nowy hasztag #WeAreSorryBritney. Timberlake przepraszał za bezduszność i egoizm. Komiczce Sarah Silverman jest przykro z powodu niewybrednych żartów. Diane Sawyer nie może odżałować napastliwych wywiadów. Podobnie jak prezenter sieci NBC Matt Lauer, który w programie na żywo pytał gwiazdę, czy czuje się wyrodną matką.

Redakcja magazynu „Glamour” oświadczyła, że winę ponosi cała branża medialna, nie tylko brukowce. Eksplozja internetu u progu stulecia obniżyła poprzeczkę także w gazetach z prawdziwego zdarzenia. Wprawdzie nie naciągały ani nie kreowały faktów jak tabloidy, ale zaczęły publicznie prać brudy sławnych i bogatych. Już w latach 90. reporter „New York Timesa” zyskał wątpliwą sławę, podpatrując z drabiny, co dzieje się w sypialni kobiety, która oskarżyła o gwałt siostrzeńca JFK – Williama Kennedy’ego Smitha.

Kabel rozbił telewizję na setki kanałów, strącił z piedestałów luminarzy rzetelnego dziennikarstwa, których co wieczór zwykła była oglądać cała Ameryka. Rozmnożyły się plotkarskie programy wzorowane na „Entertainment Tonight”. Nawet w rodzinnym teleturnieju „Family Feud” ironicznie uśmiechnięty gospodarz prosił uczestników, by wymienili, co straciła Britney przez ostatni rok: włosy, męża, dzieci, rozum…

Minęła jednak kolejna dekada i okazało się, że rewolucja technologiczna wcale nie zniszczyła zawodowych standardów, a ostatecznie najbardziej zaszkodziła brukowcom. Ciekawscy szukają plotek w sieci. Spadkobierczynie Britney – Selena Gomez czy Demi Lovato – nie boją się otwarcie mówić o problemach psychicznych i nałogach, bo same kontrolują przekaz na Instagramie bądź Facebooku. A gdyby ktoś próbował je stygmatyzować, zostanie zaszczuty przez strażników poprawności w mediach społecznościowych. Paparazzi tracą rację bytu, bo każdy ma smartfon z teleobiektywem.

Prezydentura Trumpa przywróciła dawną rangę ogólnokrajowym dziennikom, które musiały skupić się na kwestiach zasadniczych: obronie demokracji i mówieniu władzom niewygodnej prawdy. Liczba czytelników „papieru” zmalała, ale ci, którzy zostali, chcą jakości. W rezultacie do dentystycznych poczekalni wróciły „Time”, „Newsweek”, „National Geographic”. Pod wpływem chamstwa prezydenta Amerykanie zapragnęli kultury. Ciekawe, na jak długo.

Czytaj więcej: „Nie gonił za niczym, tylko chciał dawać siebie ludziom. Dlatego tak ciężko pogodzić się z jego śmiercią”. Wojciech Malajkat wspomina zmarłego Krzysztofa Kowalewskiego

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrymusi u prezydenta
Następny artykułOtwarto pierwszy punkt Orlen w Ruchu